Krzysztof Ostrowski ustosunkował się do zarzutów posła Tadeusza Tomaszewskiego odnośnie sprawowania władzy w powiecie gnieźnieńskim podczas minionej kadencji.
Nowe czasy ale metody stare – mówi Krzysztof Ostrowski. Pan poseł właściwie nic nie powiedział, ale rzucił cień, podejrzenie, że może jakieś pieniądze były wyprowadzane, nazwiska , więc muszę krótko zdementować. Po pierwsze jeśli chodzi o Marka Gotowałę, to znałem wszystkich dyrektorów organizacyjno-prawnych starostwa od początku istnienia Starostwa Powiatowego i w pełni świadomie mówię, że nie było tak dobrego, merytorycznego, też tak koleżeńskiego, umiejącego nawiązać kontakt z pracownikami dyrektora wydziału. Pan dyrektor oczywiście pobierał za swoją pracę wynagrodzenie i żadnych dodatkowych pieniędzy nie otrzymał. Tak samo żona pana Gotowały – radca prawny, dostawała pieniądze tylko i wyłącznie związane ze swoim wynagrodzeniem i ze swoją pracą. Jeżeli chodzi o to czy ja podpisywałem jakieś aneksy dodatkowe z chwilą zakończenia wyborów, to myślę, że panu posłowi chodzi o jeden aneks konkretnie, który rzeczywiście podpisałem już po samym akcie wyborczym ale jeszcze przed przekazaniem władzy panu staroście Darkowi Pilakowi, a dotyczył on rozbudowy Starostwa Powiatowego. Uważałem wręcz, że powinienem ten aneks podpisać. Z władzą jest tak, że jest ciągłość sprawowania władzy i dopiero jak się przekazuje władzę można sprawowanej funkcji zaniechać. Natomiast aneks był jak najbardziej zgodny z prawem. Dotyczył wydłużenia terminu wykonania starostwa o 2 miesiące. Mieliśmy nie tylko moralne ale wszelkie racjonalne przesłanki, żeby taki aneks podpisać. Przypomnę, że dlatego to się stało, że w trakcie wykonywania inwestycji znaleziono szkielet człowieka, który na kilka dobrych tygodni wstrzymał inwestycję. Później kłopoty z głównym kablem energetycznym, który trzeba było przekładać. Jeżeli starostwo jako inwestor nie mógł zabezpieczyć placu budowy to wykonawca nie mógł tej budowy prowadzić i miał prawo oczekiwać od nas przesunięcia tego terminu budowy.
(Buk)