W sobotę, w auli Szkoły Pomnik swój występ prezentował znany i lubiany Kabaret SMILE w składzie: Michał Kincel (M.K.), Andrzej Mierzejewski (A.M.) i Paweł Szwajgier (P.S.). Artyści, zmęczeni po wcześniejszym występie we Wrześni, zechcieli nam udzielić krótkiego wywiadu.
Jak to wszystko się zaczęło?
A.M.: Wszystko zaczęło się w liceum nr 8 w Lublinie, gdzie uczęszczaliśmy razem z Pawłem. I tam mieliśmy taką inicjatywę o nazwie "Wiosna teatralna". Głównie chodziło o to, żeby dzieciaki nie uciekały ze szkoły pierwszego dnia wiosny. I nasza nauczycielka od polskiego zmusiła nas, byśmy weszli na scenę – no to weszliśmy. Bardzo nam się to spodobało i jak kończyliśmy już liceum, to wymyśliliśmy sobie, że na studiach zrobimy swój własny, profesjonalny kabaret. Zrobiliśmy tak. Później poznaliśmy Michała, doszedł on do składu i tak oto się staliśmy. M.K.: No ja byłem technicznym i z technicznego wskoczyłem na scenę. P.S.: Bo coś zaśpiewał kiedyś od niechcenia. A.M: Powiedziałem "Michał, śpiewasz lepiej ode mnie!" (śmiech)
No to jeśli już jesteśmy przy tym temacie – Michał, wspaniale śpiewasz. Myślałeś kiedyś, żeby wystąpić w telewizji, w jakimś profesjonalnym programie promującym śpiewanie?
M.K.: Myślałem. Pracowałem wraz z kolegami z kabaretu przy "Mam talent" i uważam, że te programy niekoniecznie promują artystów, a raczej jurorów. I nie podoba mi się ta akcja. Wydaje mi się, że mamy w tym kraju wiele postaci, które wypromowały się robiąc dobrą muzykę, a nie sprzedając swoją prywatność. Uważam, że te programy niszczą ludzi. Ze zwykłego człowieka, który tam przychodzi wyciskają soki i to jest po prostu nie fair. A.M.: Najlepiej jeszcze, żeby uczestnik miał rodzinę, najlepiej rozbitą. M.K.: Albo kogoś niepełnosprawnego. Wtedy robi się tzw. historię. Pracowaliśmy tam, widzieliśmy od kuchni i dokładnie wiemy na czym zależy reżyserowi. To nie jest dla mnie. A po drugie dobrze mi w tym moim grajdole.
Michał, ale chyba kabaret i tak Cię trochę promuje?
M.K.: Ja myślę, że to nie o to chodzi. Każdy z nas daje tu coś od siebie, a ja daję to, co umiem robić najlepiej. I jest team.
Nie usłyszeliśmy dzisiaj "Familoka".
P.S.: Ech, no właśnie. Próbowaliśmy go grać dla ludzi, że tak powiem "nieśląskojęzycznych" i jakoś to wtedy nie jest specjalnie śmieszne. M.K.: Myśleliśmy o tym, żeby zrobić "Familoka" po kaszubsku (śmiech), głównie po to, że jak wejdziemy tam na scenę, zaczniemy śpiewać "Familoka" po Śląsku, to powiemy "Ej, przecież ci ludzie tego nie rozumieją! No – to śpiewamy po kaszubsku". Ludzie ze Śląska faktycznie wyłapują żarty z tej piosenki .Inni różnie. P.S.: Ale jesteśmy świadomi tego, że nie śpiewamy tego płynną "śląszczyzną", no ale taki urok. No w końcu nie jesteśmy hanysami, tylko gorolami (śmiech). M.K.: My od razu mówimy, że nie chcemy być Ślązakami, tylko próbujemy coś po śląsku zaśpiewać. P.S.: Ale, oczywiście, sympatyzujemy ze Śląskiem.
Z Wielkopolską także?
P.S.: Oczywiście! Dzisiaj nawet, jak jechaliśmy z Poznania, to kupiliśmy 3 kg rogali!
Który z Was głównie wpada na pomysły skeczy?
P.S.: Spotykamy się na próbach i działamy wszyscy razem. Nie ma tak, że ktoś siada i pisze teksty. Jest ogólna burza mózgów. A.M.: Ja na przykład mam w telefonie notesik i jak coś mi wpadnie w oko z życia, to zapisuję. M.K.: Natomiast trzeba przyznać, że mamy takiego gościa "bata", dzięki któremu to wszystko trzyma się "kupy" i to jest Andrzej, czyli zagoni nas, kiedy jesteśmy zbyt leniwi. A.M.: Nieee. M.K.: Nie są to drastyczne sytuacje, ale faktycznie wszystko spina.
Z czego, na co dzień, śmieje się Kabaret SMILE?
P.S.: Na co dzień śmiejemy się z takich przypadłości losu. Staramy się stworzyć z tego zabawne sytuacje no i dajemy to na scenę. Zresztą na scenie widać, że staramy się skupiać na sytuacji. A.M.: Ja uwielbiam żart sytuacyjny. M.K.: To jest żart, którego nie można opowiedzieć. A.M.: Jesteś tam, jesteś w tej atmosferze, spotykasz kogoś i on jest taki, a nie inny i to cię bawi, bo nie wierzysz w to, co się dzieje. I to jest najlepsze.
Macie jakieś ulubione kabarety?
A.M.: Ja lubię kabaret "Hrabi", kabaret "Ani Mru Mru". M.K.: Ja powoli przestałem się śmiać na kabaretach. Zawód kabareciarza ma ten minus, że wyczuwasz, co dalej będzie. No jak nie wyczuwasz, to jest fajnie. To raczej takie oglądanie z podziwem, a nie ze śmiechem. P.S.: Ja lubię "Kabaret Młodych Panów" i pozdrawiam bardzo serdecznie.
Czy poza pracą w kabarecie, która pewnie jest także Waszym hobby, macie jakieś pasje?
P.S.: Każdy jakieś ma. Staramy się nawet jakoś to łączyć z pracą w kabarecie. Chłopaki ostatnio zaczęli chodzić na tenisa i będą tym zarabiać na życie. (śmiech) M.K.: Miliony! P. S.: Ja czasem jeżdżę na golfa, Michał puszcza zarejestrowane śmigłowce. M.K.: Tak, puszczam i lubię jeździć motocyklem. Bo mam. Fajny, czarny, dwukołowy, szybki. (śmiech) A.M.: Ja, generalnie, lubię sport. Biegam, gram w tenisa, piłkę nożną lubię. A tak naprawdę wolne chwile spędzam z żoną i dzieciakami.
Właśnie. Kabaret SMILE i rodzina. Narzekają pewnie na częste wyjazdy?
P.S.: Narzekają. A.M.: My też narzekamy. M.K.: My nie mamy tak, że uciekamy z domu. My lubimy przebywać z własną rodziną. Czasem mi tego brakuje. Jestem przeszczęśliwy, kiedy budzę się rano i widzę żonę i syna.
Michał ma syna. A reszta?
A.M.: Ja mam synka i córkę. P.S.: Ja mam synka, takiego malutkiego bardzo. No i co? No i wywindowali te ceny mieszkań, nabrało się tych kredytów i trzeba jeździć. (śmiech) A.M.: No tak (śmiech) – jakby mieszkania były za tysiąc złotych, to nie byłoby tematu w ogóle! (śmiech)
Teraz, po występie w Gnieźnie, jedziecie do domu i macie dłuższą przerwę.
A.M.: Święta! Święta! Święta! Trzeba dom posprzątać, jaja ugotować, pomalować mieszkanie. P.S.: Sama słodycz.
Wracacie na trasę po świętach?
A.M.: Chyba już nawet dzień po świętach, we wtorek. Nie, w środę.
Czytelniczki, które lubią kabaret SMILE pytają o Twoją dietę-cud, Pawle.
P.S.: No tak. Ee, schudłem, bonie piję piwa. (śmiech) A.M.: (śmiech) No serio, odstawił piwo! P.S.: No trochę rzeczy zmieniłem w jadłospisie. No i tak to wyszło. A tak naprawdę, to moim głównym celem nie było schudnięcie, tylko zrobiłem sobie badania i wyszedł mi bardzo duży cholesterol no i musiałem go zbić. Bo wystawał mi uszami. (śmiech) M.K.: On miał już cholesterolowe oczy! Takie fluorescencyjne. (śmiech)
Andrzej, masz profil na Facebook’u, ale jakoś się nie udzielasz.
A.M.: Generalnie długo nie miałem profilu na Facebook, ale jest taka sytuacja, że się dzieje tam dużo i stwierdziłem, że mnie to wszystko omijało. I to było niefajne, bo chłopaki coś tam zawsze gadali, a ja do nich "o czym wy w ogóle rozmawiacie?", (śmiech) no i w końcu się złamałem! P.S.: Andrzej jest typowym "fejsbukowiczem – podglądaczem".
Andrzej, czy nadal nazywany jesteś Duffy?
A.M.: Nadal, nadal, cały czas.
Paweł, cały czas czujesz się, jak miss świata i walczysz o pokój?
P.S.: Tak. I czekam aż ktoś to w końcu zauważy! (śmiech)
Michał, jak widać, nadal jesteś najniższy.
M.K.: Tak, ale pracuję nad tym. Mam zamiar przedłużyć sobie stopy. Żeby być wyższym, jak będę stał na palcach. P.S.: Michał chce zacząć palić papierosy, żeby później rzucić i zacząć rosnąć. (śmiech)