W naszym regionie jazda konna jest bardzo popularnym sportem, który cały czas się rozwija. Jednak zaprzęgi, sport również związany z końmi, niestety nie jest tak popularny jak bywało to kiedyś. Niewiele mówi się o powożeniu i zaprzęgach, a przecież gnieźnianie niejednokrotnie zdobywali medale na Mistrzostwach Świata i Europy. O historii zaprzęgów w Stadzie Ogierów oraz o tym, co dzieje się obecnie w tym sporcie rozmawiamy z Andrzejem Matławskim – kierownikiem Stada Ogierów w Gnieźnie, Ryszardem Szymoniakiem – pracownikiem Stada Ogierów w Gnieźnie, sędzią na zawodach zaprzęgowych, synem Zygmunta Szymoniaka – reprezentanta Polski w powożeniu oraz Janem Dudczakiem – pracownikiem Stada Ogierów w Gnieźnie, kierownikiem Zakładu Treningowego o Profilu Zaprzęgowym w Gnieźnie.
Historia zaprzęgów w gnieźnieńskim Stadzie Ogierów zaczęła się z chwilą jego powstania w 1885 roku. Konie traktowane były jako materiał genetyczny dla wojska oraz siła robocza na wieś. Ważną cechą była użytkowość do zaprzęgu, którą ogiery musiały przekazywać potomstwu. Historia zaprzęgów sportowych zaczęła się natomiast na początku lat 60-tych. Prekursorem tej, wówczas nowej, dyscypliny sportu był Czesław Matławski, który był członkiem komisji Międzynarodowej Federacji Jeździeckiej, gdzie tworzono przepisy dotyczące powożenia i zaprzęgów. Pierwszym krokiem Stada Ogierów w kierunku tej nowej dyscypliny sportu był występ czwórki kasztanowatych ogierów z Gniezna na jednych z największych zawodów na świecie w Achen na początku lat 60-tych. W pierwszych latach występy zaprzęgów były na zasadzie pokazów. Później dopiero zaczęto traktować je bardziej poważnie i organizowano zawody. Pierwszym trenerem i znawcą tego sportu był Czesław Matławski. Natomiast pierwszym zawodnikiem, który wybrał sie na zawody za Żelazną Kurtynę był Zygmunt Szymoniak, koniuszy Stada gnieźnieńskiego. Sport ten rozpoczął się od zaprzęgów czterokonnych, dopiero potem zaczęto organizować zawody dla zaprzęgów parokonnych i w pojedynkę. W tej formie jest utrzymywany po dzień dzisiejszy. Od lat 60-tych, przez lata 70-te do 1995 roku gnieźnieńskie zaprzęgi brały udział w wielu zawodach. Nasze miasto reprezentowali: Zygmunt Szymoniak, Stanisław Kubiak, Jan Dudczak, Andrzej Matławski, Marek Kałużniak oraz Zbigniew Dziel. Istniały jednak dwa sztandarowe zaprzęgi czwórkowe powożone przez: Zygmunta Szymoniaka oraz Stanisława Kubiaka, którzy byli wielokrotnymi medalistami na Mistrzostwach Świata, Europy oraz Polski. Ostatnim największym sukcesem gnieźnieńskiego Stada był występ w 1995 roku na Mistrzostwach Świata w Poznaniu. Trenerem był wówczas Czesław Matławski, który ze swoimi zawodnikami zdobył drużynowo srebrny medal. Do tej pory nikomu nie udało się tego powtórzyć. W tamtych czasach ciężar finansowania tego drogiego sportu spoczywał na instytucjach państwowych. Dzisiaj bez bogatego sponsora niewiele da się osiągnąć. W Mistrzostwach Polski Zaprzęgów Parokonnych, które są organizowane od 1985 roku, startowało czasem nawet po 16 – 18 zawodników. W 2010 roku niestety było ich już tylko 7. Podobnie dzieje się z zaprzęgami jednokonnymi. Tylko kilka ekip reprezentuje międzynarodowy poziom.
Stado Ogierów w Gnieźnie posiada w swoich zbiorach wiele powozów i bryczek, które używane są po dzień dzisiejszy. W powozowni znajduje się blisko 30 pojazdów – począwszy od bryczek służących do przewozu gości podczas hubertusów oraz do zakładu treningowego, poprzez karety, którymi przewożone są pary młode, skończywszy na bardzo rzadko używanych zabytkach. Tych ostatnich jest około dziesięciu. Najcenniejszym jest dogkart marki Zimmermann, który w Gnieźnie znajduje się od 1939 roku.
Dlaczego ten sport jest teraz mniej popularny w naszej okolicy?
Andrzej Matławski (A.M.): To chyba nie jest spadek popularności, bo rozwija się amatorski sport zaprzęgowy. Jest on może na trochę niższym poziomie niż ten zawodowy, ale trzeba pamiętać, że zawsze wyniki te wybitnie sportowe biorą się z dołu, z masowości. I to jest jak gdyby odwrotność tego, co było kiedyś. Kiedyś startowali tylko silni, z mocnym zapleczem finansowym i dobrymi końmi, natomiast nie było zaprzęgów amatorskich. Obecnie jest ich bardzo dużo. Na razie zawodników – amatorów nie stać jeszcze na starty w zawodach na wyższym poziomie, ale dobrze, że w ogóle zaczyna się to odradzać. Szczególnie może nie tyle widać to w Gnieźnie, co w okolicach Gostynia, gdzie na amatorskich zawodach staruje po kilkadziesiąt zaprzęgów. Nie są to zaprzęgi sponsorowane przez potęgi finansowe, tylko np. synowie rolników czy miłośnicy tego sportu. Dlatego tam się to rozwija, ponieważ ok. 30 lat temu w Gostyniu powstała pierwsza wytwórnia bryczek, ale budowanych już współcześnie. W tej chwili jest to największa fabryka pojazdów konnych w Europie. Przy okazji w okolicy powstała duża ilość firm i warsztatów również produkujących bryczki. W tej chwili Polska jest potentatem na rynku europejskim, jeżeli chodzi o produkcję bryczek. Producenci wspierają amatorów występujących na zawodach. Poza tym każdy hodowca wie, że łatwiej jest sprzedać parę zaprzęgową w komplecie z bryczką. Jest to samonapędzający się mechanizm. Ryszard Szymoniak (R.Sz.): Powodów jest kilka. Generalnie sport ten jest bardzo drogi. Jeździectwo również. Jeszcze nie ma, nazwijmy to, tak zasobnej klasy średniej, która jest w stanie pozwolić sobie na to, żeby startować w zawodach zaprzęgami. Generalnie koszt startu, udziału w samych zawodach, tylko zaprzęgiem parokonnym to ok. 2 – 3 tys. zł. Oczywiście za jeden start. Nie licząc wyposażenia i angażu innych osób. Podczas startów w zaprzęgach czterokonnych musimy pomnożyć wszystko razy dwa. Do tego są potrzebni: zawodnik, dwóch luzaków, dwa powozy, 5 koni. Poza tym zawody wyglądają trochę inaczej jak kiedyś. Zawody zaprzęgowe składają się z trzech dni. W pierwszym dniu rozgrywamy konkurs ujeżdżenia, w drugim konkurs maratonu, w trzecim konkurs zręczności. W konkursie ujeżdżenia powożący wykonuje poszczególne elementy stępa, kłusa, z jednej ręki czy z dwóch, zatrzymanie, cofanie. Elementy podobne do tych, wykonywanych w czasie ujeżdżenia pod siodłem. Oceny od 0 do 10 są wystawiane przez trzech sędziów. Drugi dzień to maraton, który składa się z trzech odcinków. Pierwszy z nich, to zazwyczaj odcinek 5 kilometrowy pokonywany kłusem. Wówczas ustalona jest norma z jaką szybkością zawodnik musi się poruszać i w jakiej normie musi ten odcinek pokonać. Drugi odcinek jest pokonywany stępem i zazwyczaj wynosi 1 km. Norma dla najbardziej wyczynowych koni i zawodników to 7 km/h i oznacza to, że musi być pokonany w ok. 8 – 10 min. Trzeci odcinek w tym dniu to cross z przeszkodami. Maksymalna ilość przeszkód stałych to 8. Trasę pokonuje się w kolejności alfabetycznej. Dzień trzeci to konkurs zręczności. Długość zawodów sprawia, że jest to sport trudny pod względem logistycznym. Jan Dudczak (J.D.): Przede wszystkim wiąże się to z finansami. Jest to drogi sport. Poza tym trzeba trafić na pasujące do siebie konie w zaprzęgach parokonnych. Konie muszą mieć podobny charakter, ruch. Żeby znaleźć taką parę trzeba „przerzucić” min. 10 – 15 koni.
Czy w tej chwili w Stadzie Ogierów odbywają się treningi zaprzęgów?
A.M.: Od 3 lat prowadzimy Zakład Treningowy dla koni o profilu zaprzęgowym. Zajmuje się tym Jan Dudczak. Wydaje mi się, że w Gnieźnie jest grupa fachowców, którzy przeszli te wszystkie szczeble. Mieliśmy się od kogo uczyć i sami też przeszliśmy tą drogę sportową. Teraz wykorzystujemy to dla dobra Stada i polskiej hodowli. R.Sz.: W Stadzie znajduje się Zakład Treningowy dla koni. Są to próby dzielności dla koni trzy i czteroletnich. Konie przez trzy miesiące przechodzą cały okres szkolenia, począwszy od pierwszej fazy, gdzie uczy się poszczególnych chodów w powozie. Służy do tego specjalny program z limitami czasu. Po treningu w Stadzie koń przystępuje do próby dzielności. Jeżeli koń osiągnie wszystkie parametry opracowane zgodnie z regulaminem, wówczas zostaje zakwalifikowany na ogiera i może być reproduktorem. Uczeniem koni zajmują się nasi pracownicy. Jest to typowa próba zaprzęgowa. J.D.: Jestem kierownikiem Zakładu Treningowego, prowadzę zakład i jeżdżę zaprzęgami. Konie, które trenujemy mają 3-4 lata. Zakład treningowy trwa 100 dni. Warunkiem przyjęcia konia do zakładu jest to, że musi tolerować zaprzęg. Pierwszy miesiąc jest najtrudniejszy, a potem jest już coraz lepiej. Zakład podzielony jest na dwie fazy: do 50 dni i od 50 dni. W pierwszej fazie tak naprawdę zapoznajemy się z tymi końmi i zazwyczaj jest dużo problemów np. z zaprzęganiem. W drugiej fazie jest zazwyczaj mniej kłopotów i powożenie staje się przyjemnością.
Czy jest to sport niebezpieczny? Czy zdarzały się poważne wypadki?
A.M.: Zawsze coś takiego się zdarza. Na szczęście na razie nie było wypadków, które kończyłyby się tragicznie. Są wypadki, które się pamięta. Jednym z nich jest zdarzenie, w którym uczestniczył Zygmunt Szymoniak. Wraz z trzema pracownikami jeździli czwórką koni w parku na terenie Stada. W pewnym momencie konie zaczęły ponosić. Po pierwszym okrążeniu jeden z luzaków skoczył w krzaki. Na drugim okrążeniu wyskoczył drugi i trzeci. W pewnym momencie Zygmunt mówi: „Stachu trzymaj!”. Odwraca się, a tu nikogo nie ma. Teraz, kiedy to wspominam jest to zabawne, ale zapewne nikomu do śmiechu wtedy nie było. R.Sz.: Zaprzęgi są sportem, gdzie mamy kontakt z żywym zwierzęciem więc wypadki są nieuniknione. Po to są jednak organizowane różne kursy i szkolenia żeby temu zapobiec oraz aby ludzie wiedzieli jak z tym zwierzęciem postępować, co można od niego wymagać, jaki wysiłek można mu dozować. W ten sposób możemy ilość wypadków ograniczyć do minimum. Nigdy nie jesteśmy w stanie wyeliminować ich do końca i przewidzieć, co koń w danej chwili może zrobić. Nie było bardzo poważnych wypadków na naszym terenie, jednak w Polsce oczywiście wypadki się zdarzają, zazwyczaj podczas różnych konkursów gdzie dochodzi do rywalizacji. J.D.: Często dochodzi do wypadków kiedy ma się do czynienia z młodymi końmi. Konie są płoche. Większość ćwiczeń odbywa się na terenie Stada, ale konie muszą być też przyzwyczajone do ruchu miejskiego. Na szczęście do tej pory nie było poważnych wypadków.
Co w tym sporcie jest najważniejsze?
A.M.: Przede wszystkim edukacja młodych koni. My uznajemy taką zasadę, że jeżeli zaprzęga się młodego konia, to zawsze w parze z doświadczonym, starszym koniem. Wiadomo, że nie można tego robić samemu. A co jest w sporcie zaprzęgowym najważniejsze? No wiadomo – cierpliwość, systematyczność. To jest we wszystkich dyscyplinach jeździeckich najważniejsze. Praca nad sobą i praca z końmi. Powtarzam to jak mantrę: musi być nawiązana nić porozumienia między koniem a człowiekiem. Powożący musi mieć wyczucie w rękach, zresztą podobnie jak jeździec, jednak ma o tyle trudniej, że nie ma do pomocy łydek, tylko ewentualnie bat do poganiania. Jednak nie, żeby konia bić – bat jest formą zastępczą łydki. Trzeba nim umiejętnie operować, żeby koń nie traktował tego jako karę, tylko sygnał do współpracy. I bardzo ważna u powożących, jest umiejętność wzrokowego zapamiętywania trasy – szczególnie przeszkód w crossie. W zaprzęgach czasem w jednej przeszkodzie jest 6 bramek. Obraz często się zlewa, a tempo, w którym się to wszystko wykonuje nie pozwala na wolne myślenie. Musi być szybka reakcja i dobra pamięć wzrokowa. R.Sz.: Na pewno nikt z osób z zewnątrz, które nie miały styczności z końmi nie poradzi sobie z zaprzęgami. Trzeba rozpocząć od szkolenia, poznać psychologię konia, wszystkie uwarunkowania stajenne, przepisy jeździeckie. Jest to długi etap. Łatwiej to przychodzi osobom, które wcześniej jeździły konno lub startowały w zawodach. Oczywiście nie jest to reguła. Każdy sportowiec może zaistnieć. Jest to tylko możliwe dzięki wytrwałości, pracy i treningowi. I trzeba trafić jeszcze w swoim życiu na możnego sponsora. J.D.: Cierpliwość (śmiech). Jak w każdym sporcie cierpliwość, wytrwałość i praca.
Jakie rady dałby Pan osobom, które chcą zacząć swoją przygodę z zaprzęgami?
A.M.: Przede wszystkim najpierw nie ryzykować, nie próbować robić eksperymentów z zaprzęganiem młodego konia. Kiedyś, kiedy konie pracowały w rolnictwie i ktoś chciał kupić sobie konia do bryczki, to mógł to naocznie sprawdzić. Dzisiaj konie nie są do tego używane. Nawet jeżeli koń będzie bardzo spokojny nie powinno się zakładać go samemu do bryczki. Najpierw do wstępnego zaprzęgania trzeba poradzić się ludzi, którzy się tym profesjonalnie zajmują. Poza tym dobrać umiejętnie rasę koni. Trzeba wiedzieć do czego ten zaprzęg ma służyć – czy to mają być spacerki po lesie, czy ciągnięcie turystycznych wozów, na których ma się zmieścić większa liczba osób. Po prostu trzeba przymierzyć cel, jakiemu ma służyć zaprzęg, do możliwości konia. Nie wyobrażam sobie, żeby zakładać kucyki do bryczki, która waży np. 400 kg. Tak jak w każdym sporcie warto poradzić się ludzi, którzy mieli z tym do czynienia. R.Sz.: Na pewno pierwsze kroki należałoby skierować do osób, które mają uprawnienia i wiadomości na temat jak należy rozpocząć pracę z zaprzęgiem. Musi być to osoba doświadczona, która potrafi przekazać jak się do takich prób przygotować. Jeżeli ktoś ma w zamiarze wyjazd na drogi publiczne, to musi być do tego odpowiednio przygotowany. Musi wiedzieć jak koń się zachowa w ruchu miejskim, jaki trzeba mieć sprzęt, jakie części zapasowe w powozie, żeby sobie ułatwić podróż. J.D.: Na początku muszą skontaktować się z ludźmi, którzy robią to od lat, i którzy się na tym znają. Znam przypadki, w których zaprzęgano młodego konia bez konsultacji z kimś doświadczonym w tej kwestii i kończyło się to źle. Z reguły zaprzęga się konia młodego z doświadczonym, starszym.
Czy koń chodzący w zaprzęgu nadaje się również do jazdy wierzchem, czy nie nabiera złych nawyków?
A.M.: Oczywiście, że się nadaje. Każdego konia można zepsuć i nauczyć złych nawyków, bez względu czy w bryczce, czy pod siodłem. Generalnie rzecz biorąc dobre konie pociągowe są korygowane ujeżdżeniowo pod siodłem. Warunek oczywiście jest taki, że musi to robić ktoś, kto robi to dobrze. Nie da się pojechać maratonu, jeżeli koń jest nieujeżdżony. Zepsuć konia można i w zaprzęgu, i w siodle. R.Sz.: Koń, który chodzi w zaprzęgu nadaje się pod siodło i odwrotnie. Tylko niektóre konie, które chodzą pod siodłem nie wykazują trendu do dyspozycji w zaprzęgu. Zdarzają się takie, które nie chcą ciągnąć w ogóle. Koniom, które mają startować lub startują w zaprzęgach, w okresie zimowym wskazane jest, żeby były trenowane pod siodłem w ramach odpoczynku. Wtedy koń jest też przygotowywany w pewnych elementach, które występują w zawodach zaprzęgowych. J.D.: Konie, które chodzą w zaprzęgu nadają sie do jazdy pod siodłem. Można w dwojaki sposób użytkować konie. Oczywiście nie wszystkie rasy nadają się do użytkowania w bryczce lub pod siodłem.
Miejmy nadzieję, że zaprzęgi w naszym regionie staną się conajmniej tak popularne jak jazda konna i, że Gniezno pojawi się znowu na mapie miast, w których sport ten jest na dobrym, wysokim poziomie. Na razie jednak należy skupić się na propagowaniu tego sportu wśród mieszkańców naszego regionu. Miejmy nadzieję, że wśród młodych pasjonatów powożenia znajdą się godni następcy Zygmunta Szymoniaka i Stanisława Kubiaka.
W Albumach Artykułu prezentujemy:
powozy znajdujące się w gnieźnieńskim Stadzie Ogierów
różne rodzaje zaprzęgów
tekst: J.P
foto: Karolina Wengerek, Jerzy Furmaniak, J.P, (Buk)
2 komentarze
Szkoda, że nikt nie organizuje zawodów w powożeniu dla amatorów. Czekam na kolejne artykuły o koniach, bo bardzo mi się podobają.
Świetny artykuł. Gratuluję pomysłu na kontynuację tematów związanych z końmi.