Z Michałem Frydrychem, który pracuje siedemnaście lat w Teatrze im. Al. Fredry w Gnieźnie, z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru oraz 65-lecia sceny gnieźnieńskiej otrzymał Medal Koronacyjny a także za rok 2010 wyróżnienie „Kreacja roku” przyznawane przez Klub Przyjaciół Teatru im. Al. Fredry za rolę Kreona w spektaklu „Król Edyp i Antygona” w reżyserii Józefa Jasielskiego, rozmawia Daniela Zybalanka-Jaśko.
Michał Frydrych jest absolwentem Wyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu. W roku 1981 debiutował w Teatrze Bydgoskim w „Kronice wypadków miłosnych” T. Konwickiego. Grał także w Teatrze Polskim w Poznaniu Pistola w „Henryku V” W. Szekspira i Pelikana w „Dziadach” A. Mickiewicza. Parę lat spędził w Niemczech w Eillenburgu. Od roku 1994 pracuje w teatrze gnieźnieńskim, gdzie zagrał wiele ciekawych ról, m. in. Kreona w „Antygonie” i obecnie ponownie gra tę rolę w spektaklu zrealizowanym w 2010 roku „Król Edyp i Antygona” Sofoklesa, Wielkiego Księcia Konstantego w „Kordianie”, Fon Kostryna w „Balladynie” J. Słowackiego, Ojca w „Kartotece” T. Różewicza, Horodniczego w „Rewizorze” Gogola, Sir Johna Falstaffa w „Wesołych kumoszkach z Windsoru”, Gremio w „Poskromieniu złośnicy” W.Szekspira, Cześnika w „Zemście” Al. Fredry, Harpagona w „Skąpcu”, Orgona w „Świętoszku” Moliera, Kajetana Tempe w „Szewcach” Witkacego, Dupont w „Wieczorze kawalerskim” R. Hawdona. Wystąpił także w monodramie „Przypadek dla Freudenthala” A. Swerlinga, zagrał Claas’a w „Dylu Sowizdrzale” G. Gorina, Gospodarza w „Weselu” St. Wyspiańskiego, Parobka w „Zabawie” Sł. Mrożka, Pana Forbright’a w „Z rączki do rączki” M. Cooney’a, Sierżanta policji we „Wszystko w rodzinie” R. Cooney’a, Huberta w „Małej Apokalipsie” T. Konwickiego. Zagrał także w wielu bajkach: Karlssona w „Pippi Langstrump” A. Lindgren, Kreta w „Calineczce” H. Ch. Andersena, Henryka VII w „Księciu i Żebraku” M. Twaina, jest po premierze bajki „Gelsomino w kraju kłamczuchów” Gianni Rodari gdzie gra Pirata.
W Międzynarodowym Dniu Teatru oraz z okazji 65-lecia sceny gnieźnieńskiej zostałeś odznaczony Medalem Koronacyjnym, a także otrzymałeś wyróżnienie za „Kreację Roku” przyznawaną przez Klub Przyjaciół Teatru za rolę Kreona w spektaklu „Król Edyp i Antygona” Sofoklesa. To nie pierwsza Twoja nagroda, bowiem w roku 1996 za rolę Kacpra w „Gwałtu, co się dzieje” Al. Fredry otrzymałeś podobne wyróżnienie, a także „Owacje” głosami czytelników Gazety Wyborczej za rolę Harpagona w „Skąpcu” Moliera. Jak się czujesz jako laureat tylu nagród?
Bardzo się ucieszyłem, bowiem wszelkie nagrody i wyróżnienia są bardzo ważne, ale to jest moja praca i moja pasja, i żeby nie obrazić paru kobiet – po prostu moja miłość. Bez teatru można spełniać się w wielu innych dziedzinach (sam tego próbowałem). Można odnosić sukcesy, robić karierę, zarabiać pieniądze itd. Jednak tylko w teatrze jest serce, jest dusza, no i to co najważniejsze – jest drugi człowiek, który chce coś przeżyć, być ze mną tu i teraz, i który chce codzienność zamienić w swego rodzaju święto. I nawet jeśli coś tam mu się nie podobało, to jednak przyszedł i być może nie ma tej świadomości, że ja także odebrałem jego odczucia i być może także od niego czegoś się nauczę. Każdy wyraz uznania czy krytyki cieszy, bo to znaczy, że ze sobą rozmawiamy – ludzie teatru i widzowie.
Jesteś po premierze „Króla Edypa i Antygony”,gdzie kreujesz postać Kreona w obu spektaklach. Uprzednio parę lat temu grałeś w jednym przedstawieniu, a więc w „Antygonie”. Pracując nad postacią Kreona inaczej ją postrzegasz obecnie?
Kreon nie jest jedyną rolą, nad którą przyszło mi pracować po raz drugi. Tak było z Księdzem Robakiem w „Panu Tadeuszu” i Cześnikiem w „Zemście”. Myślę, że na Twoje pytanie lepiej odpowiedzieliby reżyserzy tych spektakli. Kreon w dyptyku „Antygona”, „Król Edyp”- jest bardziej współczesny i tak samo tragiczny, tak samo (wbrew sobie) gniewny, ale jednak inny. Z wartości tego co nas otacza zdajemy sobie sprawę dopiero w momencie jego utraty.
Kreon jest postacią tragiczną, która wywodzi się z błędu zaślepienia władzą. Tu ma swoje źródło zakaz pogrzebania ciała zdrajcy, brata Antygony – syna króla Edypa i Jokasty – Polinejkesa i wszelkie następstwa związane z tą decyzją.W imię budowania autorytetu królewskiego Kreon łamie prawa boskie. Kreon nie zdobywa się w porę na trzeźwą kalkulację, lekceważy nakaz religijny. Decyzje Kreona świadczą o uporze i braku pokory wobec bogów. Król przedstawia się tu jako despota i tyran, który nie liczy się uczuciami najbliższych, ani z głosem ludu. Sam zresztą na skutek nieszczęść: śmierci syna, synowej i żony popada w obłęd. Jak pracowałeś nad tą niezwykle trudną – tragiczną rolą?
Wcale nie pracowałem, ja go tylko na siebie przekładałem, a może inaczej – wchodziłem w niego. I teraz sam już nie wiem ile w tym Kreona jest geniuszu, Sofoklesa, reżyserskich koncepcji, pracy kolegów, a ile mnie samego. Tak się złożyło, że w czasie minionego sezonu odeszło troje bardzo bliskich mi ludzi i nic już nie będzie tak jak kiedyś było – dlatego scena finałowa „Antygony” nabrała dla mnie „specjalnego” znaczenia. Aktor zostawia życie prywatne przed drzwiami teatru, ale nadal jest tylko człowiekiem i jak każdy człowiek zmienia się, dojrzewa (starzeje). Tak – stary Kreon był bardziej wystylizowany, nowy jest moim zdaniem bogatszy w doświadczenia wykonawcy.
Uniwersalnym, wiecznie żywym problemem jest żądza władzy, która potrafi zamienić wrażliwego człowieka w oprawcę, o ile służy to utrwaleniu jego pozycji. Konflikt pomiędzy władzą, a interesem jednostki nie był wyłącznie znakiem czasów Sofoklesa. Powtarza się od stuleci i ciągle na nowo odżywa w polityce i teatralnej scenie. Czy nie sądzisz, że postać Kreona ze swoimi zmaganiami jest współczesnym odzwierciedleniem naszej rzeczywistości?
I to jest odpowiedź dla tych, którzy chcieliby narzucić nam, że jesteśmy „teatrem lekturowym”. Czy dzisiaj nie widzimy ludzi, którzy dla władzy poświęcą wszystko? Czy nie widzimy tych goniących za sukcesem, a gubiących po drodze przyjaźń i miłość? Myślę, że opowiadając o losach Antygony, Edypa i Kreona mówimy o rzeczach ciągle aktualnych i jeśli to wszystko porusza współczesnego widza (często młodego), to cieszę się, że pracuje w teatrze, którego repertuar opiera się na tekstach mistrzów wpisanych do kanonu lektur.
Wielki Książę Konstanty w „Kordianie” J. Słowackiego w reżyserii J. Jasielskiego zrealizowany parę lat temu to było dla Ciebie duże wydarzenie aktorskie. Jak ten materiał wówczas przyswajałeś?
Było to wspaniałe doświadczenie. Reżyser Józef Jasielski wymyślił, że ten sam aktor zagra Doktora, Szatana, Papieża i Kś. Konstantego. We wszystkich tych postaciach dominowały cechy diabelskie, a podobno w piekle jest ciekawiej niż w niebie. Praca bardzo trudna, ale wspominam ją z dużym sentymentem.
Wystąpiłeś w roli Fon Kostryna w „Balladynie” J. Słowackiego. Było to zastępstwo, ale jakże imponujące w kultowym już spektaklu. Mógłbyś się podzielić swoimi spostrzeżeniami z tego okresu?
Uważam, że „Balladyna” J. Słowackiego w reżyserii Tomasza Szymańskiego, to jedno z najwspanialszych osiągnięć artystycznych naszego Teatru. Zrobić zastępstwo w takim spektaklu i to w roli, którą grał wspaniały Geniu Nowakowski nie było łatwe. Ale ja nie chciałem robić zastępstwa – chciałem zrobić rolę i jeśli po latach ciepło to wspominasz jest mi szczególnie miło.
Zagrałeś także kilka wspaniałych ról, jak Horodniczego w „Rewizorze” Gogola, Sir Johna Falstaffa w „Wesołych kumoszkach z Windsoru” Szekspira, Harpagona w „Skąpcu”, Orgona w „Świętoszku” Moliera, Gospodarza w „Weselu” Wyspiańskiego. Jak znajdujesz te postacie z perspektywy czasu?
Wszystkie te role są mi drogie. Niektóre kocha się bardziej inne mniej. Na pewno drogimi dla mnie rolami są: Harpagon w „Skąpcu” w reż.L.Raczaka oraz Gospodarz w „Weselu” w reż.T.Szymańskiego.
Role komediowe, w których wystąpiłeś (Pan Farbight w „Zrączki do rączki”czy Sierżant policji „Wszystko w rodzinie”) to postacie farsowe, często przerysowane. Czy są one bliskie Twoim wyobrażeniom podczas pracy nad rolą?
Gdy gra się dużo ról „poważnych – tragicznych”, to chce się zagrać coś „lżejszego” i jeśli aktor ma taką możliwość to wspaniale. Dyrektor naszego teatru dba o „higienę” tak widzów, jak i wykonawców i stosuje repertuarowy „płodozmian”. Na pewno komedia czy farsa wymaga nieco innych środków i bardzo dobrze, bo to tylko wzbogaca nasz aktorski warsztat.
Masz w swoim dorobku wiele bajek m.in. Kreta w „Calineczce”, Karlssona w „Pippi Langstrump” czy ostatnio Henryka VIII w „Księciu i żebraku” – groźnego, schorowanego króla. Jaki jest klucz aby poprowadzić interesująco i dowcipnie taką postać?
Wszyscy znamy slogan, że dla dzieci trzeba grać tak jak dla dorosłych – tylko lepiej. I to jest prawda. Widz nas ogląda i słucha, ale my też wsłuchujemy się w widownię (z oglądaniem gorzej). Dzieci reagują bardzo spontanicznie. Słuchając tych reakcji trzeba odświeżyć w sobie ich wrażliwość.
Jesteś po premierze bajki „Gelsomino w kraju kłamczuchów” Gianni Rodari w reżyserii Tomasza Szymańskiego, gdzie grasz znaczącą rolę Pirata,króla Giacomone. (Kilka słów o treści sztuki: jest to kraj kłamczuchów,który wymyślił Pirat, samozwańczy król Giacomone – tutejsze prawa nakazywały wszystkim kłamać. Temu kto chciałby mówić prawdę na zapłacenie kar nie starczyłoby własnej skóry. O tym,że prawda zawsze zwycięża, a żaden władca, który opanował kraj dzięki kłamstwu nie może długo cieszyć się władzą. Zwycięża prawda, a król Giacomone zostaje wyrzucony z kraju i odtąd panuje sprawiedliwość.) Czy była to trudna praca nad rolą króla Giacomone, bo przcież jednocześnie w tej sztuce sprawowałeś asystenturę?
Jeśli chodzi o pracę nad „Królem Giacomono”,to była ona dla mnie bardzo, bardzo trudna. Tajemnica polega na tym, że ja nie bardzo lubię śpiewać na scenie. Po prostu uważam, że wiele kolegów robi to lepiej i dopóki nie odśpiewam piosenki – bardzo się denerwuję. Wspomniałaś o asystenturze, która ponoć koliduje w pracy nad rolą. Przeciwnie, daje większy wgląd w materię spektaklu, a oglądanie kolegów przy pracy to sama przyjemność.
Czy asystentura, którą pełnisz przy sztukach to kłopotliwe zajęcie?
Asystentura nie jest specjalnie kłopotliwa, zwłaszcza jeśli pracuje się z tak przygotowanym i „poukładanym” reżyserem jak Tomasz Szymański, który pozwala mi na twórcze włączenie się w jego pracę. A cała reszta to koordynowanie w czasie prób pracy kolegów i tzw. techniki teatralnej.
Która z ról na przestrzeni lat jest Ci obecnie najbliższa i którą wspominasz z sentymentem?
Z przyjemnością wspominam rolę Kacpra w „Gwałtu,co się dzieje” Al.Fredry w reżyserii Tomasza Szymańskiego. Ten Kacper to trochę taki jak ja – silny chłop, poniewierany przez żonę, który lubi gotować i którym łatwo się manipuluje. Kochający małego „Maciusia” w kołysce (mam troje wnucząt i bardzo je kocham).
Twój wnuczek w „Gelsomino w kraju kłamczuchów” wchodzi na zakończenie sztuki jako pokolenie przyszłości. Co ono przyniesie – czas pokaze. Czego życzyłbyś Twemu wnukowi, który ma przecież dopiero 6 lat?
Wnukowi życzę, żeby znalazł taki cel w dorosłym życiu, który pozwoliłby być mu szczęśliwym, żeby zawsze otaczali go dobrzy ludzie i by radość sześciolatka była w nim kiedy sam zostanie dziadkiem.
Siedemnaście lat pracy na scenie gnieźnieńskiej to upływający czas, który nieubłaganie biegnie do przodu. Jak oceniasz te lata w Teatrze?
Były to dobre lata, wiele się nauczyłem, przeżyłem chwile wzruszające i radosne. Jak każd,y tak i ja mam swoje problemy, ale staram sobie z nimi radzić. Po siedemnastu latach pracy mam przekonanie, że teraz na bajki do Teatru przychodzą dzieci tych dzieci dla których kiedyś grałem Renifera w „Królowej Śniegu”. Cieszą mnie uśmiechy ludzi na ulicy z którymi wymieniam pozdrowienia, a których nie umiem nigdzie „przykleić” i cieszy mnie, że Gniezno pięknieje i że jest w nim Teatr, w którym znalazłem swoje miejsce.
Co jest w tej chwili dla Ciebie najważniejsze wnuki ,rodzina czy praca?
Kocham swoją pracę, ale zawsze jest i będzie dla mnie najważniejsza rodzina i wnuki, za którymi tęsknie, a przede wszystkim żona Róża. Stale od 34 lat jest przy mnie i zawdzięczam jej wszystko co najpiękniejsze w moim życiu.