Byliście w weekend na piwie? Na imprezie? A może na rowerze lub na plaży? Damian też by chciał … ale nie może. Dlaczego? Bo od 2011 roku walczy o każdy dzień.
Ten artykuł nie będzie typowym dziełem dziennikarskim. Historii Damiana Julkowskiego przyglądam się od samego początku. Pamiętam jak dostał wózek elektryczny, stabilizator, kota Albiona (przy okazji dowiedziałem się, że mam alergię na koty). Później Damian skończył szkołę średnią, studia. Jeżeli ktoś mówi, że nie da rady zaliczyć semestru, bo jest ciężko – niech spojrzy na tego chłopaka. Nie pochodzi z bogatej rodziny. Nie mieszka w pięknej willi. Ale to nie ma znaczenia. Najważniejsze jest to, że nie posiada tego, co najcenniejsze – zdrowia. I to nie dlatego, że się taki urodził. Po prostu je stracił, z dnia na dzień, właściwie z minuty na minutę. I tak, jak ten fakt jest tragiczny, tak co innego budzi we mnie niesamowity podziw – od ośmiu i pół roku Damian każdego dnia walczy o zdrowie, chociaż częściej niż o zdrowie, ociera się o śmierć i to dosłownie. Nie wiem ile znam osób, które są w stanie toczyć taką walkę, z takim zapałem, wiarą i nadzieją. Dzisiaj po raz kolejny przeczytałem jego historię. Okazuje się, że Damian ma realną szansę odzyskać sprawność. Celowo nie opisałem losów tego młodego gnieźnianina. Chciałbym rzucić Wam wyzwanie. Jego historia opisana jest pod linkiem: https://www.siepomaga.pl/damian-julkowski. Przeczytajcie ją proszę. Jeżeli „ściśnie Wam gardło”, wpłacacie dowolną kwotę. Jeżeli nie – decyzja należy do Was. Podejmiecie to wyzwanie?