W sobotę w Stajni Toffel w Szczytnikach Duchownych odbył się klubowy Bieg św. Huberta. Był to pierwszy Hubertus organizowany przez tą stajnię. Impreza odbyła się przy idealnej pogodzie i w miłej atmosferze. Co ciekawe – lis zawisł na drzewie.
Po raz pierwszy Stajnia Toffel podjęła się organizacji Biegu św. Huberta. Klubowy Hubertus rozpoczął się w samo południe. Organizatorzy zaprosili, poza swoimi wychowankami, również kilku jeźdźców z zaprzyjaźnionych stajni. Punktualnie o godz. 12.00 17-stu uczestników wyruszyło wierzchem na trasę w stronę lasu na Lubochni. Tam, w bardzo malowniczym terenie, przy słonecznej pogodzie, organizatorzy przygotowali trasę, którą jeźdźców poprowadził Jakub Toffel. Bardzo dobra pogoda sprzyjała nastrojom uczestników, którzy po drodze wykonali m.in. meksykańską falę. W lesie przy miejscowości Krzyżówka przygotowano mały postój, na którym każdy mógł napić się i odpocząć. Następnie kolumna koni ruszyła w kierunku Wymysłowa. Na ściernisku pomiędzy Wymysłowem a Kujawkami ustawionych było 8 przeszkód. Warto zaznaczyć, że ze względu na młodych jeźdźców, którzy uczestniczyli w Hubertusie, organizatorzy wcześniej sprawdzili dokładnie całe ściernisko. Większe dziury były wyraźnie oznaczone, a ustawione przeszkody stosunkowo wąskie, żeby jeźdźcy nie mogli skakać ich w dwóch lub trzech jednocześnie. Po kilku rundach Tadeusz Toffel zaprosił wszystkich do siebie i poinformował, że gdzieś na ścianie lasu schował się lis. Nie odbyła się więc typowa pogoń (również ze względów bezpieczeństwa), a kilkuminutowe szukanie lisiego ogona. Tym razem lis był sprytny, bowiem schował się nietypowo – na drzewie, obok którego wszyscy kilkukrotnie przejeżdżali pokonując przeszkody. Jako pierwsza dostrzegła go Joanna Pomorska na Batucie ze Stajni w Jankowie Dolnym. Po rundzie honorowej wszystkie konie otrzymały pamiątkowe flo i ruszyły z powrotem w kierunku Szczytnik Duchownych, gdzie czekała już pieczona kiełbasa, karkówka i żurek.
Ciepły posiłek po trasie nie był jednak ostatnią Hubertusową atrakcją . Wieczorem odbyła się impreza taneczna. O godz. 22.30 Jakub Toffel zaprosił wszystkich uczestników Hubertusa na ujeżdżalnię w celu rozegrania zawodów. Kiedy wszyscy weszli na halę na twarzach malowało się niemałe zdziwienie, kiedy zobaczyli ustawiony parkur. Brakowało jednak koni. Okazało się, że uczestnicy mają do pokonania parkur w parach. Sposoby na jak najszybsze uporanie się z przeszkodami były różne: trzymanie się za obie ręce, za jedną rękę czy noszenie na barana wywoływały salwy śmiechu. Najciekawsze było jednak przeskoczenie okrągłego balotu słomy. Niektórzy musieli po kilka razy próbować wskoczyć na balot, inni odbijali się zbyt mocno i spadali po drugiej stronie, niekoniecznie na nogi. Czujne oko sędziego skrupulatnie mierzyło czas i punkty za zrzutki na przeszkodach. Drugą konkurencją było kulanie balotu na odległość ok. 30-stu metrów. Co ciekawe – w każdym biegu walczyły ze sobą dwie pary, z których szybsza przechodziła do półfinału. W rywalizacji chodziło o to, co najważniejsze – dobrą zabawę. Po zakończeniu „małej olimpiady” Joanna Pomorska otrzymała puchar z rąk Tadeusza Toffla. Nagrodzona została również najmłodsza uczestniczka – Dominika Grylewicz (13 lat), która otrzymała pamiątkową statuetkę ufundowaną przez Barbarę i Waldemara Pomorskich.
Wspólna zabawa trwała do późnych godzin nocnych. Sam Bieg św. Huberta był bardzo bezpieczny. Obyło się bez upadków, a cała impreza odbyła się w bardzo miłej atmosferze. Kolejny, ostatni już Hubertus w okolicy Gniezna, odbędzie się 27 października na terenie Prochowni. Jego organizatorem jest JUKS Kłusak.
2 komentarze
można gdzieś znaleźć więcej zdjęć
Taki Hubertus to mógłby być organizowany co tydzień 😉
BYŁO BOSKO <3