Rafał Jurke, przewodnik turystyczny, miłośnik Gniezna i regionu pracuje nad książką, w której zawarte będą historie przestępstw, do których doszło w Pierwszej Stolicy przed 1939 rokiem. Prosimy mieszkańców, którzy posiadają jakąkolwiek wiedzę na temat zbrodni popełnionych przed okupacją hitlerowską, aby kontaktowali się bezpośrednio z autorem lub z naszą redakcją. Poniżej kilka słów od autora książki.
Zastanawiające jest jak bardzo lubimy przyglądać się mrocznym postępkom naszych współplemieńców, jak bardzo lubimy podglądać życie naszych sąsiadów, a każde odstępstwo od ogólnie przyjętych norm, coś co jest nietypowe w powszechnym odbiorze, staje się przyczyną do jeszcze większego zainteresowania. Współczesne nam media, szczególnie te słabiej weryfikujące zdobyte informacje, podsycają ciekawość odbiorców fabrykując "fakty" i obarczając, w konkretnych sprawach, winą coraz to inne osoby. Ważne aby temat nie schodził z czołówki, aż do kolejnej sensacji, która szybko przyćmi poprzednie wydarzenie. W znakomitym, a nakręconym przez Roba Marshalla musicalu Chicago zabójczyni swojego kochanka Roxie Hart szybko przyćmiewa gwiazdę innej podwójnej morderczyni Velmy Kelly, która zastrzeliła męża i siostrę przyłapanych w niedwuznacznej sytuacji. Żądna sensacji prasa szybko zapomina o Velmie, oceniając, że czytelnicy mogą być co nieco już znużeni jej przypadkiem i kreują na nową gwiazdę Roxie. Ta wolta ma jeden cel, podtrzymać wielkość sprzedaży, bo duży nakład to dużo więcej reklam i ogłoszeń, a co za tym idzie także maksymalizacja zysku dla wydawcy. W filmie wszystkie postaci i wydarzenia są zdecydowanie przerysowane, jednak przyznać trzeba, że odpowiada on naszym nie najlepszym przyzwyczajeniom do szukania taniej sensacji. Pomimo, że przypadek ten odnosi się do Ameryki, to nasza rodzima przedwojenna prasa posługiwała się podobnymi schematami dodając jeszcze wątek moralizatorski. Najsłynniejsza polska morderczyni, możemy tak napisać, gdyż jej winę uznał sąd, Rita Gorgonowa była na ustach niemal wszystkich mieszkańców II Rzeczpospolitej i chyba tylko jakieś niszowe branżowe periodyki nie wspominały o popełnionej przez nią zbrodni i nie relacjonowały przebiegu procesu. W latach powojennych wizerunek Rity Gorgonowej utrwalił się przez film Janusza Majewskiego "Sprawa Gorgonowej" ze znakomitą rolą Ewy Dałkowskiej, z którego nie dowiadujemy się jednak, czy to właśnie ona była sprawczynią okrutnego zabójstwa Lusi Zarembianki. Doniesienia przeróżnych przedwojennych gazet potępiały zarówno sprawczynię jak i ojca nieszczęsnej ofiary, który wykorzystując chorobę psychiczną swojej żony zaczyna romans z młodszą od siebie guwernantką własnych dzieci.
Dwudziestolecie międzywojenne obfitowało w różnego rodzaju sensacyjne wydarzenia, które lokalna i ogólnopolska prasa chętnie relacjonowały. Szczególną rolę w opisywaniu różnego rodzaju przestępstw odegrał ukazujący się w latach 1931 – 1934 tygodnik Tajny Detektyw, który poszukując coraz to nowych tematów, a ówczesna rzeczywistość hojnie ich dostarczała, ponosił spore koszty wysyłając na miejsca zbrodni swoich korespondentów. Lektura tego skądinąd brukowego pisma dzisiejszego czytelnika może przyprawić o zawrót głowy. Pojawiają się tam nie tylko fotografie przestępców zazwyczaj z pełnymi danymi osobowymi, ale także miejsc, gdzie dokonano przeróżnych zbrodni i wreszcie wizerunki samych ofiar. Reporterzy kupowali zapewne niektóre fotografie nielegalnie, wręczając sute łapówki tym, którzy mieli dostęp do akt śledztw i procesów. Popularność Tajnego Detektywa zaskoczyła nie tylko jego wydawców, ale także organa ścigania, które wraz z bardziej konserwatywną częścią społeczeństwa, raczej sceptycznie patrzyły na poczynania redakcji. Drobiazgowe podawanie metod, których używali ówcześni śledczy, niemal zmieniło pierwotny status tygodnika. Z pisma taniej sensacji stało się podręcznikiem dla różnego autoramentu przestępców, którzy czerpali wiedzę jak uniknąć ewentualnej kary. Tajny Detektyw niezwykle precyzyjnie zrelacjonował przeprowadzoną przez prokuraturę i policję wizję lokalną z udziałem morderców księdza Zygmunta Masłowskiego w Poznaniu, a dołączone do artykułu fotografie ilustrowały niemal każdą czynność przeprowadzoną przez śledczych. Równie szczegółowo opisał śledztwo zmierzające do wykrycia mordercy Moniki Andrzejewskiej. Potwornością, nie tylko w dzisiejszym rozumieniu było zilustrowanie artykułu fotografią małej Moniki w miejscu, gdzie została znaleziona. Wyobraźmy sobie jak na taki sposób relacjonowania zareagowałaby dzisiejsza opinia publiczna i możemy a priori uznać, że na wydawcy nie pozostawiono by suchej nitki. W marcu 1932 roku redakcja zamieściła notatkę w formie ostrzeżenia o wyłudzających obligacje państwowe oszustach. Dwu z nich pochodziło z Gniezna, a terenem działania były Poznań, Bydgoszcz, Inowrocław i właśnie ich rodzinne Gniezno. Sama idea ostrzeżenia przed naciągaczami słuszna, ale precyzyjne przedstawienie mechanizmu wzbogaciło zapewne repertuar oszukańczych metod przestępców z innych części ówczesnej Polski. Póki pismo dostarczało czytelnikom sensacji, a Policji Państwowej bólu głowy, interes kręcił się w najlepsze, jednak gdy zamieszczane relacje z popełnionych zbrodni zaczęły inspirować do ich popełniania, to nawet właściciel Tajnego Detektywa ugiął się pod ciężarem tej odpowiedzialności i w 1934 roku zamknął tytuł.
Celujące w bardziej ambitnych czytelników gazety codzienne równie chętnie informowały o przestępstwach, przestępcach i pokrzywdzonych. Lektura tych pism, aby wymienić choćby tytuły dostępne w Gnieźnie; Lech – Gazeta Gnieźnieńska, Dziennik Gnieźnieński, Kurier Poznański, Dziennik Poznański czy Pałuczanin, wskazuje jednak, że tego typu wiadomości stanowiły tylko niewielką część całości tych pism. Pewien powielany przez poszczególne redakcje schemat pozwalał czytelnikowi szybko odnaleźć interesujący go dział. Czytelnik Lecha wieści o kryminalnych perypetiach "sąsiadów" odnajdywał w lokalnej Kronice wypadków, a nowiny o odbywających się procesach opatrzone były między innymi nagłówkiem Ze sądu. Jednak czas w jakim wydawany był Lech, lata 1895 -1939, wymuszał zmiany układu pisma i rubryk odnoszących się między innymi do konfliktów gnieźnian z prawem. Podobnie jak w przypadku innych tytułów, tak i tu, kryminalne przygody mieszkańców naszego miasta stanowiły zdecydowanie mniejszą część tej gazety. Oczywiście, bardziej spektakularne występki otrzymywały więcej miejsca na łamach Lecha, pozostawały jednak w mniejszości w stosunku do innych wiadomości. Najbardziej zastanawiające jest, że opisy przestępstw, nawet tych wywołujących szczególnie wielkie poruszenie nie trafiały na pierwszą stronę. Jedynym odstępstwem była krótka zapowiedź artykułu, jaki ukazał się po dokonaniu kradzieży w skarbcu naszej katedry w kwietniu 1923 roku. Wymienione i podobne do nich działy były inicjatywą redakcji, która zapewne pragnęła rzetelnie informować swoich czytelników. Osobnym działem były ogłoszenia zamieszczane przez różne państwowe i samorządowe instytucje, a dotyczące różnego rodzaju zakazów, nakazów i innych. W grudniu 1922 roku Miejski Urząd Policyjny przypominał, powołując się na przepisy z 1875 roku o konieczności odśnieżania i usuwania zalegającego na chodnikach lodu. Ten sam urząd wskazuje na obowiązek oświetlania przez właścicieli nieruchomości sieni i zamykania bram. Przypominano o deratyzacji, zalecano przestrzegać przepisów przeciwpożarowych lub pisano o zakazie kąpieli w jeziorze "Jelonek". To ostatnie na mocy policyjnego rozporządzenia z 1905 roku. Oczywiste, że niezastosowanie się do powyższych wiązało się z sankcjami ze strony stosownej władzy. Nader ciekawą lekturą są drukowane na zlecenie Prokuratora lub Sędziego Śledczego przy Sądzie Okręgowym listy gończe. Ogłoszenia te opatrzone były takim właśnie tytułem i prócz nazwiska poszukiwanego, jego rysopisu zawierały także informację za jaki czyn człowiek ten powinien zostać doprowadzony przed oblicze sprawiedliwości. Prokuratorzy i śledczy poszukiwali nie tylko mieszkańców Gniezna, lecz także tych spoza miasta, którzy weszli w konflikt z prawem, a ich sprawa trafiła do gnieźnieńskiego sądu. Sposób opisywania wyglądu tych, za którymi wydano owe listy budzi dziś uśmiech, jednak w tamtym czasie mógł być poważnym utrudnieniem dla ściganych. Aby nie być gołosłownym przytoczę opis poszukiwanego w 1921 roku mieszkańca Gniezna, Maksymiliana Ładno. "Wiek: 27-28 lat – oczy: szare – twarz: pociągła – włada językiem, polskim i rosyjskim – wysokość: 1m., 71 cm. – włosy: blond – zarost: blond – cera: blada – ubiór: spodnie zielonkowate, czarną zimową jupę, bronzową czapkę sportową, na szyji szal wełniany szary, trzewiki sznurowane czarne i owijacze". Wiadomo, tak wyglądający i ubrany Maksymilian nie mógł przemknąć niezauważony. Czasami w opisie zamieszczano wygląd ust, nosa, czoła oraz wskazywano na znaki szczególne. Dla przykładu zbiegły z więzienia Michał Kwiatkowski nie posiadał jednego zęba, a poszukiwany Szczepan Nowak z Lednogóry miał "po prawej stronie twarzy kilka brodawek". Z uwagi na czas, w którym Gazeta Gnieźnieńska Lech była wydawana, jest ona podstawowym źródłem do poznania naszej rzeczywistości w okresie i temacie, którym się zajmiemy. Niestety całkowita analiza tego pisma nie jest możliwa, choćby z przyczyny, że dziś dostępnych jest tylko około 65% wszystkich wydanych Lechów. Brakujące 35% zasobu zawiera bez wątpienia kolejne kryminalne perypetie mieszkańców Grodu Lecha. Nie wszystkie zachowane egzemplarze Lecha są zdigitalizowane, przede wszystkim te, pozostające w dyspozycji Biblioteki Narodowej w Warszawie i Biblioteki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pomimo tych uciążliwych braków zawarte w dostępnych wydaniach wiadomości dają interesujący obraz przestępców i przestępczości w naszym mieście. Ukazujące się poza Gnieznem, także poza Wielkopolską, tytuły z rzadka zajmowały się naszymi rodzimymi kryminałami, mając dość własnych przypadków. Mimo niezbyt częstych doniesień warto jednak zajrzeć do innych gazet, są one bowiem dobrym uzupełnieniem lokalnej prasy.
Gdyby podjąć próbę przedstawienia, nakreślenia całej gnieźnieńskiej przestępczości w okresie od około pierwszej połowy XIX w. do 1939 roku to posługując się słowami Galla Anonima …to tak, jak gdybyśmy mozolili się, by piórem po kropelce wyczerpać ocean… Skupimy się zatem na wybranych czynach dokonanych przez gnieźnian w Gnieźnie lub poza miastem, zajmiemy się też niektórymi przestępcami, którzy byli u nas "na gościnnych występach" i przestępstwami przez nich popełnionymi. Jak zauważymy pewne opisane tu postępki będą podpadały pod kilka paragrafów, więc trudno będzie je zakwalifikować do konkretnej kategorii. Pomimo tych przeszkód zauważymy, że pomysłowość naszych rodaków w zakresie łamania obowiązujących przepisów nie jest niczym ograniczona. Ta nasza narodowa zręczność do odnajdywania luk w prawie wypracowana i dopracowana została w okresie zaborów, a jak pokazała późniejsza historia, przydała się i podczas II wojny światowej i przez cały czas PRL-u. Nie sposób pominąć równie ważnego aspektu, jakim są nakreślone wstępnie ramy czasowe, w które wtłoczymy kryminalne Gniezno. Zaznaczmy, że w miarę poszukiwania materiałów dolna granica czasu jest dość umowna. Oscylować jednak powinna mniej więcej w pierwszej połowie XIX wieku, wszelako nie bądźmy zbyt ortodoksyjni. W przypadku górnej granicy nie przekroczymy 1 września 1939 roku, bo to w tym dniu nastąpił dla naszego miasta jak i całej Polski "koniec świata". Bezmiar zbrodni popełnianych w czasie II wojny światowej przez Niemców nie mieścił się i nadal nie mieści w żadnych kategoriach moralnych. Tym bardziej nie wyjdziemy ponad rok 1945, bo świat po II wojnie był już inny.
Nie zrażając się trudnościami przeanalizujmy zatem jakie kryminalne sensacje rozpalały gnieźnian. Pierwszym krokiem powinno być uszeregowanie ich w kategorie, które z obowiązującymi terminami z ówczesnego kodeksu karnego mają zapewne niewiele wspólnego. Jednak używając zdrowego, nie wiedzieć dlaczego mówi się, chłopskiego rozumu postaramy się to usystematyzować. Zajmiemy się więc w pierwszej kolejności kradzieżami, które to stanowiły najpowszechniejszy występek. Złodzieje i złodziejstwo, często połączone było z innymi przestępstwami, tak jak choćby w przypadku napadu na pracownicę Bekonexportu Pelagię Kostencką. Używając przewagi fizycznej napastnik przewrócił nieszczęsną na ziemię i ukradł jej teczkę z gotówką pracodawcy, mamy więc dodatkowo rozbój. Złodzieje dokonywali także włamań, by wynieść znajdujące się w mieszkaniach, składach i magazynach dobra. W kradzieżach pomagała też beztroska niektórych ofiar i powszechne zamiłowanie do alkoholu. Niejednokrotnie poszkodowani sami niemal prosili się o uszczuplenie portfela, jak choćby mieszkaniec Waliszewa Adam Jarzyński, który po przyjeździe do Gniezna i "załatwieniu interesów" udał się w kurs po miejscowych lokalach. Efekt suto zakrapianej zabawy był oczywisty i pan Adam wrócił do domu z dużym kacem i pustym, bo okradzionym, portfelem. Złodzieje używali także broni, niejednokrotnie pozbawiając swoje ofiary życia, mamy zatem popełnione przy okazji morderstwo.
Kolejną kategorią przestępstw były właśnie morderstwa, i te zaplanowane i te popełniane w afekcie. Jako, że były one nad wyraz spektakularne, siłą rzeczy wzbudzały największe zainteresowanie publiki. Przedwojenne Gniezno liczyło w 1939 roku około 35 tysięcy mieszkańców, codziennie wychodziły jedna lub maksymalnie dwie gazety lokalne, więc każde takie wydarzenie musiało rozgrzewać wyobraźnię gnieźnian. Z drugiej strony brak szybkiego przepływu informacji, jaki znamy z XXI wieku, potęgował różnego rodzaju plotki. Kiedy Lech zamieścił w 1930 roku notatkę o morderstwie dokonanym na Kazi Skibińskiej i młodym Hansie Warmie, to jako podtytuł redaktor napisał …Olbrzymie wrażenie w mieście… Nie ma się co dziwić ówczesnym mieszkańcom naszego miasta, bo zapewne i dziś wariat biegający po Gnieźnie z pistoletem, a także ofiary jego czynu wzbudzałyby ogólną sensację. Były i morderstwa, dla których nie znaleziono motywu, a co za tym idzie nie wyjaśniono ani kto, ani dlaczego zamordował. Mamy także morderstwa i morderców, którzy jak się okazuje posuwali się do pozbawienia życia, by zatrzeć ślady swoich innych czynów. Tak stało się, gdy w 1914 roku odbywający służbę w gnieźnieńskim pułku piechoty kapral, próbował zniewolić kobietę, gdy ta mu się opierała, najpewniej dla uniknięcia odpowiedzialności za próbę gwałtu, odebrał jej życie. Tu możemy przejść do co nieco innej kategorii przestępstw, które nazwijmy sobie umownie jako obyczajowe.
Ten typ występków wzbudzał równie wielkie zainteresowanie. Głównie dlatego, że pozwalał zajrzeć za kotarę oficjalnej przyzwoitości. Zresztą, spójrzmy, jaka była zgodna z konwenansami obyczajowość tamtego okresu? Odwołajmy się do wspomnień Jerzy Waldorffa, który opisał moment, gdy ojciec próbował wprowadzić młodego Jerzego w świat mężczyzn. Udali się z wizytą do pewnie w miarę ekskluzywnego zamtuza. Domyślić się możemy, że panowie, nawet ci z "dobrego towarzystwa" korzystali z usług prostytutek, a oczekujące na nich w domach żony udawały, że nic nie wiedzą. Oczywiście generalizujemy, bo nie da się wziąć pod lupę wszystkich indywidualnych przypadków zdrad małżeńskich. Póki prasowe doniesienia dotyczyły takich przypadków jak ten z 1927 roku, gdy patrolujący miasto policjant przyłapał gruchającą parkę, to niewykluczone, że publika podśmiewała się z przyłapanych. Jednak i w tym obszarze zdarzały się zbrodnie większego kalibru, które i dziś budzą powszechny wstręt. Niewyobrażalny czyn Konstantego Stawniaka, który dla zaspokojenia chorych popędów uprowadza, niewoli i w konsekwencji morduje niespełna jedenastoletnią Monikę Andrzejewską, to przypadek tragiczny. Zdarzały się i takie, które kończyły się lepiej, a pochwycone przez zwyrodnialców dzieci były z ich rąk "odbijane" przez przechodniów.
Co nieco rozpędziliśmy się w opisywaniu różnych kategorii przestępstw, którymi się zajmiemy, dlatego pozostałe tylko zasygnalizuję. Otóż, opiszemy jeszcze oszustów, fałszerzy i chuliganów używających na przykład broni palnej. Zajmiemy się także wypadkami, szczególnie tymi w komunikacji, bowiem wraz z rozwojem motoryzacji ich ilość znacznie się zwiększyła. Opiszemy niefrasobliwość pracowników i pracodawców, która była przyczyną utraty zdrowia i niestety także życia. Nie może także przejść bez echa wszelka działalność naszych rodaków, którzy narażając się na szykany ze strony władz pruskich, łamali lub obchodzili różnego rodzaju przepisy. Narażali siebie i swoich bliskich, by podtrzymywać Narodowego Ducha, by nie pozwolić na wykorzenienie polskości. Uspokajam, nie postawimy ich w tym samym szeregu co pospolitych przestępców, bo zasługi tych dzielnych ludzi są ogromne, pamiętajmy jednak, że stawali przed sądem za naruszenie ówczesnych przepisów. Tę część nazwijmy "Wbrew władzy". Możemy, a nawet powinniśmy, dla kontrastu pokazać w tym rozdziale różnego rodzaju wywrotowców, którzy dążyli do obalenia rządów w II Rzeczypospolitej. Nie wszyscy zadowoleni byli z odzyskania niepodległości, na szczęście okazali się zbyt słabi, by bez militarnego wsparcia hitlerowskich Niemiec i sowieckiej Rosji, zaprzepaścić trud walki z zaborcami.
Jednym tylko się nie zajmiemy, pomimo intensywnych poszukiwań nie natknąłem się na żadną aferę szpiegowską. Nie można mieć wszystkiego.
2 komentarze
II Rzeczpospolita to był kraj w którym najbardziej schodziły takie gazety jak :Tajny detektyw oraz Rycerz Niepokalanej.
Najprosciej zerżnąc od innych. Ladnie to tak?