Koncert Starego Dobrego Małżeństwa, który odbył się w Gnieźnie, zgromadził niespodziewanie dużą publiczność. Udało nam się porozmawiać z Krzysztofem Myszkowskim, który od początku tworzy SDM. Jak sam mówi – SDM to jego najukochańsze dziecko.
Jaki repertuar mogła usłyszeć publiczność podczas koncertu w Gnieźnie? Czy macie przygotowany stały program na 2013 rok, czy dobieracie go na każdy koncert?
Przygotowuję stały program na dany sezon. Oczywiście modyfikuję go w momencie, kiedy dochodzą nowe piosenki, gdyż wychodzę z założenia, że odcinanie kuponów jest śmiercią każdego artysty. Staram się po prostu cały czas dokładać nowości. Te tak zwane kanoniczne stare utwory są 4 lub 5 w całym recitalu, czyli bardzo śladowo. Są to głównie nowe piosenki – takie "tu i teraz", na bieżąco komentujące przemiany w moim oglądzie świata i ludzi.
Można powiedzieć, że koncert był bardzo długi, bo trwał dwie godziny, bez większych przerw. Czy to bardzo męczy?
Zawsze grałem takie długie koncerty, bo to jest pewna opowieść, która powinna wybrzmieć. Uważam, ze dwie godziny to jest taka dobra dawka.
Czy Stare Dobre Małżeństwo ma już bardzo napięty grafik na 2013 rok?
Dopiero rok się zaczął, więc trudno powiedzieć czy będzie dużo koncertów. Na pewno jest sporo zamówień. Zawsze dużo graliśmy. Jesteśmy zespołem głównie koncertującym.
Jak gra się w tym składzie? Może kilka słów o gitarzyście, który jest multiinstrumentalistą oraz osobą, która bardzo przyciąga uwagę publiczności – z jednej strony człowiek skromny na scenie, z drugiej – odgrywa bardzo ważną rolę.
Bolesław Pietraszkiewicz – związany z panią Małgorzatą Ostrowską do tej pory. Tak jak powiedziałeś – to jest po prostu wytrawny muzyk, bardziej może z kręgu muzyki rockowej, ale przez to, że jest wytrawnym muzykiem potrafi się wpasować i grać tyle, ile trzeba. Zresztą Roman Ziobro jest basistą, który dawniej grał w SDM przez 15 lat, więc tworzymy 3-osobowy organizm, który rzeczywiście jest zespołem. Akcja muzyczna między nami jest non stop. Wchodzimy razem, schodzimy razem, czyli jest to rzeczywiście odtworzona idea zespołu, który gra razem przez cały czas. Nie ma tak, jak było niedawno, że wchodzili soliści i tylko się zmieniali i grali solo. Jest to po prostu organiczny twór, który jest cały czas w akcji muzycznej. Dla mnie jest idealnie. Ja jestem zadowolony i bardzo mi się dobrze w tym wydaniu zespołu funkcjonuje. Nie muszę się też tak przebijać przez lawinę dźwięków. Jest więcej tak zwanego powietrza dla słów, które tu są bardzo istotne, w zasadzie nadrzędne. Tak właśnie chciałem.
Podczas koncertu publiczność z uwagę wsłuchuje się w słowa, ale także przyłącza do śpiewania bez specjalnego namawiania ze sceny. Jak osiągnęliście taki efekt?
W przypadku tego zespołu nie chodzi o wspólne śpiewanie, tylko chodzi o opowieść, którą ja snuję. Ta opowieść ma nakłonić ludzi, takie jest moje założenie, do refleksji. Czasy są dosyć bezrefleksyjne. Sztuka, którą wokół słyszymy jest jałowa, mało jest ważnych słów w eterze. A tu sobie zadaję trud, żeby ludzi skłonić do zastanowienia się co wkoło i co w środku nas jest. Ja nie zachęcam ludzi, nie prowokuję ich do śpiewania. Jak słyszą jakiś starszy utwór, to reagują i włączają się, bo to jest "prawo inżyniera Mamonia" – ktoś kojarzy i reaguje. Nie jest moim celem rozśpiewywanie sali, bo to nie jest wesele czy dancing.
Sztuka jest jałowa, publiczność przywykła do tekstów prostych, bez większego sensu. Jednak frekwencja na koncercie świadczy o tym, że ludzie nadal chcą słuchać muzyki sensownej, niosącej jakieś przesłanie. Czy SDM dalej pójdzie tą drogą?
Zawsze szedłem tą drogą, czyli szukałem sensownych rozwiązań dla siebie – również w komentowaniu zdarzeń wkoło mnie i we mnie. To zawsze była jakaś alternatywa do tego mainstream’u – poezja śpiewana, czyli wiersze śpiewane wierszem. Poezja w ogóle jest sytuacją już teraz odchodzącą do lamusa niestety. Poezja zawsze była sumieniem każdego narodu, jego językiem, sednem. Tylko tak mogę walczyć z tym, co wkoło. Rzeczywiście jest totalne bezhołowie. Nie ma żadnych treści. Jest tylko jakiś dziwny grafomański słowotok, w którym ja się nie odnajduję. Dlatego cieszę się, że ludzie reagują na wyzwanie w postaci koncertu naszego zespołu, bo w tym upatruję nadzieję na jakieś zmiany w mentalności, w percepcji świata.
Dziękuję za rozmowę.
(Buk)
4 komentarze
KOCHAM SDM– KOCHAM PANA KRZYSZTOFA– KOCHAM JEGO GŁOS–I ZAWSZE BĘBE KOCHAŁA–O
Prorok! No! Na papieża!
Dziwny ten pana grafomański słowotok, panie Myszkowski! Koncert był jak stypa, a tu tyle napaplane jakby nie wiem jakie cuda wyśpiewywał. Śmiechawa.
A ty gościu co za jeden?
„szukałem sensownych rozwiązań dla siebie” – I TYLKO DLA SIEBIE.
DLACZEGO TYLE KŁAMSTWA i OBŁUDY w tych wypowiedziach.
„oezja zawsze była sumieniem każdego narodu” – DLACZEGO NIE JEST DLA pana K.M.?
„Nie jest moim celem rozśpiewywanie sali, bo to nie jest wesele czy dancing.” A TO NIE PAN ZACHECAŁ do „jeszcze raz, teraz wy” i do potańcówy prz Metamorfozie? Pogłuchaj gosciu własnych płyt live! Nie wiesz co mówisz!