Z Martyną Rozwadowską, młodą aktorką, która trzy lata pracuje w Teatrze im. Al. Fredry w Gnieźnie, weszła w próby „Dam i Huzarów” Al. Fredry, gdzie zagra Zofię, rozmawia Daniela Zybalanka-Jaśko.
Martyna Rozwadowska skończyła Wyższą Szkołę Teatralną im. Ludwika Solskiego, wydziały zamiejscowe we Wrocławiu, Wydział Lalkarski z tytułem magistra. W szkole wyreżyserowała i zagrała „Matkę” na podstawie dramatu Witkacego, wystąpiła w monodramie „Amede”, treść zaczerpnięta z artykułu gazety: opowieść o dzieciobójczyni, prezentowany na Festiwalu OFTJA we Wrocławiu oraz „Zdarzenie” w Tczewie. W Teatrze gnieźnieńskim zagrała Isię w „Weselu” S. Wyspiańskiego, Księżniczkę Elżbietę w „Księciu i żebraku” M. Twaina, Ismenę w „Antygonie” Sofoklesa, Dziewczynę II, Siostrę II w „Kopciuszku – Historia możliwa” Andrzeja Malickiego na motywach baśni Charles’a Perraulta, Colombinę w „Gelsomino w kraju kłamczuchów” G. Rodari, Marię, jego żonę w „Nie – Boskiej Komedii – Rzecz o krzyżu” według Z. Krasińskiego, Lady Annę, wdowę po księciu Walii Edwardzie w „Królu Ryszardzie III” W. Szekspira, Isaurę, córkę w „Cha – cha” R. Szamburskiego, Biedni, Przechodnie, Śpiewające kobiety w „Nowych Szatach Cesarza” na motywach baśni H. Ch. Andersena i niedawna premiera, gdzie zagrała Caassie Cooper, jest obecnie w próbach „Dam i Huzarów” Al. Fredro, gdzie wystąpi w roli Zofii w reżyserii Tomasza Szymańskiego. Premiera 23 marca (sobota), z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru.
To już trzy lata jak pracujesz w Teatrze gnieźnieńskim. Zmieniło się coś w tym czasie u Ciebie?
O Boże! Naprawdę to już tyle czasu? Po prostu się postarzałam (śmiech).Ciągły niedosyt, ciągłe pragnienia, ciągłe poszukiwania.
W tym okresie zagrałaś wiele ciekawych ról, o których będziemy mówić. Obecnie weszłaś w próby „Dam i Huzarów” Al. Fredry w reżyserii Tomasza Szymańskiego, gdzie grasz ważną rolę Zofii, córkę Pani Orgonowej. „Damy i Huzary” to wiekowa tradycja – XIX wieczna komedia o miłosnych perypetiach wojaków stacjonujących w dworku na prowincji, o zalotach Majora do osiemnastoletniej siostrzenicy Zofii, a także o jej miłości do Porucznika Edmunda. Jak będziesz prowadziła postać, nad którą obecnie pracujesz?
Staram się być naturalna – z naciskiem na „staram się”. Chciałabym, aby postać Zofii była bez staroświeckich naleciałości. Na spektakle przychodzi młodzież, która utożsamia się z bohaterami, dlatego intencje, emocje muszą być przejrzyste.
Jesteś także po premierze farsy „Per procura” Neila Simona w reżyserii Bartosza Zaczykiewicza, gdzie zagrałaś Caasie Cooper – żonę Glenna Coopera, który ubiega się o fotel senatora stanowego. Na tym tle powstaje wiele konfliktów i kłótni między Tobą i mężem, a to z powodu kobiety Carole Newman, która wspomaga Glenna w zdobyciu upragnionego stanowiska. Postać Twoja jest znacząca w sztuce. Jak pracował z Tobą nad rolą reżyser Bartosz Zaczykiewicz i co było dla Ciebie w tej postaci najważniejsze?
Nie nazywałabym „Per procura” farsą. Nie jest typowa dla tego gatunku. To, co spotyka Cassie na pewno nie jest śmieszne – raczej przykre, tak do tego podchodzę. Jest ona najmniej zaangażowana w główną fabułę, przejęta swoimi problemami. Jej odmienność bardzo mi pasuje. Reżyser pozostawił mi dużą dowolność interpretacji roli. Dzięki temu jest wiele miejsca na improwizacje. Praca z moim mężem Wojtkiem Kalinowskim i reżyserem Bartoszem Zaczykiewiczem była wielką przyjemnością.
Wspomnijmy jeszcze o „Cha – cha” Rafała Szamburskiego, gdzie zagrałaś Isaurę, córkę państwa Nowaków. Rodziny drobnomieszczan, którzy żyją na prowincji, a którym przydarzyło się nieszczęście – śmierć Ojca. Próbują odnaleźć się w tej nowej sytuacji, ale jak to bywa w czarnej komedii, faktycznie zgon następuje dopiero pod koniec sztuki, kiedy Ojciec dowiaduje się o niebotycznych kwotach, które ma zapłacić do Urzędu Skarbowego. Te perypetie nie robią żadnego wrażenia na córce i synu, mają oni swoje pomysły na życie. Grając współczesną, niezbyt rozgarniętą dziewczynę, ze środowiska gnieźnieńskiego, co chciałaś przekazać widzom poprzez swoją postać?
To pytanie raczej do reżysera, tudzież autora. Sama wielokrotnie zastanawiałam się kto jest pierwowzorem Isaury. Postać ta jest napisana jakby w cudzysłowie, a dystans i formalność były dla mnie kluczem.
Z odpowiedzialnych ról, z którymi się zetknęłaś to Maria w „Nie – Boskiej Komedii – Rzecz o Krzyżu” według Z. Krasińskiego w reżyserii Piotra Kruszczyńskiego. W części pierwszej, w dramacie małżeńskim, którego podstawą jest złudny ideał miłości. Opierał się na wspomnieniach miłości swej do Henrietty Willan – rezygnował wtedy z małżeństwa twierdząc, że ukochana jego nie może być nigdy jego żoną: romantycznej jego wyobraźni małżeństwo przedstawiało się jako proza, miłość jako poezja;,początkowo widział w tym wyższość uczucia poetycznego, potem odkrył zło i tragizm uznając, że poeta nie zdoła pokochać prawdziwie kobiety i nie potrafi być dobrym mężem. Zgodnie z tym kreślił tragedię małżeńską fałszywego romantyzmu, który dla złudnego ideału niszczy wartości życia. Dwoje ludzi pada ofiarą poezji fałszywej, ona szczęście traci, łamie się w rozpaczy i wysiłku duchowym, by dojść do rzekomych wyżyn natchnienia i ginie z winy poety, on winny jest i nieszczęśliwy, ale nawet w cierpieniu nie może wyzwolić się od fałszywego tonu. To trudne zadanie, jak pracowałaś nad rolą Marii?
Praca polegała głównie na improwizacji, która powinna wyzwolić u aktorów naturalne, prawdziwe reakcje. Następnie wiele scen zostało odrobinę zformalizowanych (nie mylić z formaliną). Śmiech, to z kolei daje obraz pewnej schematyczności w relacjach międzyludzkich. Praca była wyśmienita.
Wspomnijmy jeszcze o „Królu Ryszardzie III” W. Szekspira w reżyserii Tomasza Szymańskiego, którego premiera odbyła się rok temu. To niezwykła, jakże piękna i mroczna opowieść, gdzie zagrałaś Lady Annę. Czy temat Szekspira jest Ci bliski i jak go odbierałaś podczas prób zmagając się z rolą?
Szekspir jest ponadczasowy, problemy które porusza są nadal aktualne. Gorzej z językiem. W zależności od tłumaczenia, może być bardziej lub mniej przystępny. Walczyłam z materią, aby słowa, które wypowiadam były naprawdę moje, ale chyba nigdy z siebie nie będę wystarczająco zadowolona. Po każdym spektaklu czuję jakbym miała kaca moralnego i jako aktorka i jako postać. Taki jest właśnie Szekspir.
Skończyłaś Wyższą Szkołę Teatralną, Wydział Lalkarski we Wrocławiu. Mówiłaś w poprzednim ze mną wywiadzie, że zależało Ci na studiach dramatycznych, ale nie udało się przejść pomyślnie egzaminu. Jak dziś oceniasz tę sytuację?
Czasem żałuję, czasem wręcz przeciwnie. Może byłabym pewniejsza siebie, a może to właśnie by mnie zgubiło.
Lubisz grać w bajkach?
Cieszę się, kiedy dzieci dobrze się bawią. Ich śmiech mnie stymuluje.
Kiedy zdecydowałaś się, że podejmiesz studia teatralne?
W wieku siedmiu lat i naturalną konsekwencją była decyzja o studiach. To moja największa pasja i dlatego czasem boję się, że nie mam w zanadrzu pomysłu na siebie.
Zagrałaś w wielu bajkach. W ubiegłym roku wystąpiłaś w „Kopciuszku – Historia możliwa” Andrzeja Malickiego na motywach baśni Charles’a Perraulta, kreując jedną z córek Macochy, które są rozkapryszone i nieznośne. Źle traktowana przez Macochę i siostry przyrodnie dziewczynka zwana Kopciuszkiem, zazwyczaj piękna i dobra odnajduje szczęście w ramionach Księcia. Czy łatwo gra się negatywną postać w bajce i jak odbierają taką rolę dzieci podczas przedstawienia?
Dużo łatwiej i przyjemniej. Zawsze dążę do tego, aby bronić mojej postaci i sukcesem jest, kiedy się dzieci na to nabiorą – czasem się udaje. Niezbyt to dydaktyczne, ale cóż poradzę na to, że czarne charaktery są takie pociągające.
Zetknęłaś się także z piękną włoską sztuką również dla dzieci „Gelsomino w kraju kłamczuchów” G. Rodari w reżyserii Tomasza Szymańskiego, gdzie zagrałaś Colombinę. Colombina i Arlekin wywodzą się z dawnej Komedii Dell’arte, a jest to teatr oparty na improwizacji. Arlekin i Colombina to para zakochanych. Można powiedzieć, że ta włoska sztuka zaistniała po raz pierwszy w Teatrze gnieźnieńskim, rozświetlona scena, ruchome piękne dekoracje, to wszystko sprawia, że dzieci są zachwycone spektaklem. A jak Ty patrzysz na swoją rolę?
Najważniejsze dla mojej Colombiny jest to, że została odczarowana i znów może tańczyć i śpiewać. Arlekin jest tylko pretekstem do jej ciągłych popisów scenicznych.
Masz dwadzieścia dziewięć lat, ustabilizowany tryb życia, grasz dużo. Czy zmieniałabyś coś w swoim życiu?
Wiele, ale nic na siłę. Staram się żyć według pewnych zasad, przyjmować to, co przyniesie mi los i szanować to co mam. Przyznaję, że czasem za dużo narzekam.
Jesteś młodą aktorką, w pełni sił twórczych. Czy masz jakieś marzenia o roli, którą być może chciałabyś zagrać?
Nigdy nie wyszukiwałam dla siebie konkretnych ról. Dla mnie liczy się praca taka, w którą w pełni się angażuję – czas za szybko płynie, a ja nie myślę, tylko działam. Premiera jest wtedy jak przebudzenie, jest ocknięciem się po twórczym odurzeniu.
Co jest dla Ciebie w tej chwili trudne do pokonania?
Nie wiem, nie zastanawiam się nad tym. Lubię walczyć, nawet gorzej jest kiedy wszystko wydaje się proste, wtedy jest banalnie, czyli nudno.
Jak obecnie odbierasz świat?
Raczej marność nad marnościami niż carpe diem. Ale mam nadzieję, że non omnis moriar.