Prokuratura Okręgowa w Poznaniu objęła nadzór nad postępowaniem w sprawie śmierci 17-letniego Mateusza. Do tragedii doszło w nocy z 11 na 12 listopada, w kamienicy przy ul. Cierpięgi w Gnieźnie.
Przypomnijmy:
Do zdarzenia doszło w nocy z 11 na 12 listopada. Kiedy policjanci dotarli na miejsce potwierdzili, że 19-latek pobił 17-latka. Na miejscu obecne było także Pogotowie Ratunkowe. Poszkodowany został przewieziony do szpitala najpierw w Gnieźnie, a następnie w Poznaniu. Niestety, mimo wysiłków lekarzy, w godzinach popołudniowych 17-latek zmarł. 19-latek został zatrzymany na miejscu zdarzenia.
Dzisiaj wiemy już znacznie więcej. Młodzi mężczyźni pili razem alkohol. Prawdopodobnie były także narkotyki. Wywiązała się kłótnia. Poszło prawdopodobnie o 50 zł, które Mateusz rzekomo miał zabrać z portfela Dawida F. 19-latek twierdzi, że uderzył Mateusza dwa razy ręką w twarz. Kiedy na miejscu pojawiła się Policja, sprawca próbował zacierać ślady, wycierając krew z podłogi.
Przed godziną 6 rano otrzymaliśmy informację o pobitym młodym chłopaku, który miał się znajdować w mieszkaniu przy ulicy Cierpięgi – mówi asp. Sztab. Anna Osińska, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Gnieźnie. Okazało się, że faktycznie był to młody, 17-letni chłopak. Pogotowie Ratunkowe zabrało tego mężczyznę i przewiozło do szpitala w Gnieźnie.
Dawid F. twierdzi, że uderzył Mateusza dwa razy ręką i to w samoobronie. Śledczy jednak nie wierzą w jego wyjaśnienia.
Podejrzany twiedzi, że zaczął uderzać pokrzywdzonego w samoobronie – mówi prok. Łukasz Wawrzyniak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Taką relację mamy ze strony podejrzanego. My oczywiście musimy to zweryfikować, przeanalizować wszystkie ślady, które zostały znalezione na miejscu zdarzenia. Prokuratura czeka na ostateczną opinię biegłych medyków sądowych. Jeśli tylko prokurator otrzyma pisemną opinię ostateczną z protokołu z sekcji zwłok, podjęte zostaną stosowne decyzje procesowe. Zawsze istnieje taka możliwość, dopóki nie ma ostatecznej opinii o mechaniźmie śmierci, nie można przesądzać, że rzeczywiście ten mężczyzna zmarł w wyniku doznanych obrażeń.
Matka 17-latka szczegółowo opowiedziała nam o ostatniej dobie życia Mateusza.
Syn uczył się w kierunku informatycznym – mówi Marta Wiącek, matka zabitego 17-latka. Kiedy się tu przeprowadziliśmy, to zawsze zajmował się wszystkimi elektrycznymi sprawami, czy komputerami, telefonami, routerami. Interesował się tym. W tym roku udało mu się iść do pracy na hurtownię spożywczą. Starałam się go wychować na zaradnego chłopaka. Udało mi się go nauczyć tego, że nie na wszystko rodzice dają. Wychodził wieczorami, nocami – jak każdy w jego wieku. Był wesołym chłopakiem. Zawsze jak o coś go prosiłam, to nie odmawiał. Jak chowa się 18 lat dziecko i nagle traci dziecko w ten sposób – to jest niewyobrażalne. 27 listopada skończyłby 18 lat. Mieliśmy mieć imprezę rodzinną, tort już był zamówiony. W jednej chwili, jedna osoba skończyła jego życie. W czwartek, 11 listopada, pojechaliśmy do szwagra na imieniny, na kawę. Mateusz wcześniej wyszedł i powiedział, że idzie do kolegi, do Aleksa ze swojej klasy. Około godziny 19 pisał do mnie czy po niego przyjadę. Napisałam mu, że przyjadę po niego po 20 jak pojadę odwieźć babcię do domu, żeby dwa razy nie wychodzić z domu. Napisał mi, że nie mam przyjeżdżać, bo przyjechał Dawid to go odwiezie. Oczywiście zaczęło się zbywanie i przeciąganie, że zaraz będzie, że jeszcze chwilę – każda matka chyba wie, jak to wygląda. Ale o godzinie 2 w nocy zadzwoniłam do niego i pytam się: Mateusz, gdzie Ty jesteś? On do mnie mówi, że za godzinę będzie. Dzwoniłam do niego potem o 4.50 dwa razy i już nie odebrał. Pomyślałam, że może śpi u Dawida, bo on już u niego nocował. Rano nie odbierał telefonu, przed godziną 9 czy przed 10 napisałam SMS-a, a po 10 dostałam telefon ze szpitala, że mam przyjść na SOR w Gnieźnie. Jak ja tam weszłam, wbiegłam do szpitala, dowiedziałam się, że syn został pobity. Pomyślałam, że może ręce ma połamane czy coś. Przyszedł lekarz, dał mi coś do picia i wprowadzili mnie do niego. Ktoś zapytał mi się, czy to jest mój syn? Ja mówię, że nie, że co pani mówi? To nie jest moje dziecko. Ja go nie poznałam. Miał głowę jak dynia, oczy jakby ktoś mu dwie śliwki włożył. Powiedziałam, że mój syn miał tatuaż na ręce. Pokazali mi ten tatuaż i po tym tatuażu dotarło do mnie, że to jest mój syn. Przybiegłam do domu, do męża, powiedziałam co się stało i pojechaliśmy za karetką do Poznania. Nie mogłam jechać karetką, bo jechało z nim dwóch lekarzy. Nie wiem jak minęła ta droga do Poznania. Dzwoniłam do Aleksa, tego kolegi, żeby dowiedzieć się co się stało. Aleks dowiedział się, że poszli na Cierpięgi i dziewczyna Dawida powiedziała, że Dawid pobił Mateusza. Dla mnie on go nie pobił – on go skatował. Żebym ja własnego dziecka nie poznała? Na Szpitalnej w Poznaniu wyszła do nas pani doktor i powiedziała, że stan jest skrajnie krytyczny. Ma takie obrażenia mózgu i głowy, że są nikłe szanse na przeżycie. Krzyczeliśmy, żeby go uratowali. Około 15 neurochirurg powiedział nam, że niestety operacja się nie udała, nie ma efektów, których się spodziewał, ponieważ obrażenia musiały powstać około 8 do 10 godzin wcześniej. Już było za późno na ratunek. Neurochirurg powiedział, że to jest niemożliwe, żeby takie obrażenia zadać rekoma, że musiał go skopać, skakać mu po głowie. Po 20 minutach mogliśmy do syna wejść. W tym czasie już wszyscy do nas dojechali do szpitala. Przed 16 dowiedzieliśmy się, że syn był pół godziny reanimowany, ale serce nie bije. Przyszykowali go i po 16 wpuścili nas do niego. Siedzieliśmy przy nim. Wtedy odszedł. Nie wiem czy coś czuł. Pytaliśmy panią doktor czy nas słyszy, ale powiedziała, że nie wiedzą tego. Nie pamiętam co wtedy czułam. Wiem, że mąż przeciągnął mnie gdzieś, dostałam zastrzyk. Nie pamiętam nawet jak jechaliśmy do domu. Pojechalismy jeszcze do teściowej, do Jaworowa i ona mówiła mi jeszcze, że będzie dobrze, że Mateusz przeżyje. Wtedy jej powiedziałam, że Mateusz już nie żyje. (…) Chciałabym dowiedzieć się, dlaczego Dawid nie przestał go bić jak Mateusz padł. On by to przeżył. Może by mu ręce połamał, nogi – to by się zrosło, ale by żył. Tak człowieka skatować? Ja o Dawidzie słyszałam same superlatywy od Mateusza. Dawid poszedł na studia, więc musiał mieć coś w głowie, żeby się dobrze uczyć. I tak skatował drugiego człowieka? I to najbliższego kolegę? (…) To, że go już nie ma, dotarło do mnie dzień przed pogrzebem. Siedziałam w domu, myślałam, że on tam gdzieś leży nago, że jest mu zimno, że nie ma co jeść, że jest sam. To były straszne dni. (…) Sądzę, że Mateusz nie powiedział mi o sprawie Dawida z narkotykami, bo znał moje zdanie na temat narkotyków i wiedział, że zrobiłabym wszystko, żeby on się z nim nie zadawał. On mi mówił to, co ja chciałam wiedzieć, a nie o prawdziwych problemach. Temat narkotyków nie był tematem tabu w domu, bo ja mu cały czas wałkowałam, że to jest samo zło.
Chrzestny Mateusza uważa, że Dawid był w pełni świadomy tego, co zrobił.
Jak można doprowadzić młodego chłopaka do takiego stanu? – mówi Marcin Haremza, chrzestny i najbliższy wuj zmarłego 17-latka. Jak można pobić tak swojego kolegę, którego zaprasza się do własnego domu, że rodzice nie mogą rozpoznać swojego dziecka. On wyglądał tragicznie. Skoro lekarz nie mógł włożyć mu rurki do tracheotomii. Głowę miał jak dynia, nabrzmiałą, opuchniętą, bez rysów. To nie było dwukrotne uderzenie. To był cios za ciosem przez dłuższy czas i nie używał rąk. Nie wiem – kopał, skakał mu po głowie. To nie były tylko pięści. Jeśli ktoś się bije, uderza kogoś i ten traci przytomność to chyba przestaje. Mateusz musiał leżeć nieprzytomny a ten jeszcze go katował. Sprawiało mu to satysfakcję. Jeżeli Dawid próbował wycierać krew z podłogi to znaczy, że był w pełni świadom swojego czynu. To, że był pod wpływem narkotyków nie znaczy, że był nieświadomy tego, co robi. Podczas procesu niech nawet do mnie on czy jego rodzina czy adwokat nie podchodzą z jakimiś propozycjami. Życzę mu tego samego, co zrobił Mateuszowi. Rodzice niech patrzą, jak wychowali syna.
Babcia Mateusza nie wyobraża sobie życia bez ukochanego wnuczka. Codziennie chodzi na cmentarz.
Czuję ból, rozpacz, codziennie zadaję sobie pytanie: jak mam żyć bez Mateusza? – mówi Wiesława Haremza, babcia Mateusza. Był moim ukochanym wnukiem, najstarszym. Teraz została pustka w sercu, tak jakby mój świat się rozpadł. Nie wiem jak mam żyć dalej. Wszyscy mnie pocieszają, że trzeba jakoś dalej żyć, ale nie będzie to łatwe. Ja tak bardzo go kochałam, najbardziej na świecie. Strasznie się deneruję tą sytuacją. Mateusz był wszystkim dla mnie. Pierwszy się urodził ze wszystkich moich wnuków. Był podporą dla mnie. Ostatnie spotkanie było tu, u córki. Przyszłam na obiad, bo jechaliśmy do mojego syna na urodziny, na rogale marcińskie. Wspólnie zjedliśmy obiad, Mateusz się uszykował i wyszedł. W życiu, w najczarniejszych snach nie spodziewałam się, że już go nie zobaczę, że to jest ostatni dzień kiedy go widziałam. Jak córka zadzwoniła mi 12 listopada, że Mateusz walczy o życie i syn mnie zabierze do niego, to nie mogłam w to uwierzyć. Nikomu tego nie życzę. Byłam w szpitalu, zdążyłam się z nim pożegnać, jeszcze go ucałowałam jak go odłączyli od aparatury. Nie będzie telefonu, nie będzie SMSa, nie zadzwoni do drzwi. On był moim słoneczkiem. On powinien stac nad moim grobem i miświeczkę zapalić a teraz ja chodzę codziennie na cmentarz. To jest straszne.
Zdaniem lekarzy Mateusz otrzymał kilkanaście lub kilkadziesiąt ciosów i nie były one zadane ręką.
Ten chłopak został przywieziony przez Zespół Ratownictwa Medycznego – mówi Mateusz Hen, zastępca dyrektora gnieźnieńskiego ZOZ-u ds. lecznictwa. Były to godziny wczesnoranne, przełom godziny 6 i 7. Pacjent przyjechał w stanie krytycznym, bez kontaktu. Zespół, który znajdował się na SOR-ze podjął natychmiast akcję diagnostyczną, reanimacyjną. Pacjent został zaintubowany w asyście anestezjologa, trafił na tomografię głowy i twarzoczaszki, wcześniej miał zrobione USG fast, czyli USG określające stan pacjenta, czy nie ma czegoś do pilnej interwencji. Urazy kumulowały się w zakresie twarzoczaszki i mózgoczaszki. Był potężny obrzęk oczodołów uniemożliwiający zbadanie źrenic. W tomografii wyszło, że była krew w zatokach szczękowych. Urazem najbardziej zagrażającym życiu było to, co było w mózgoczaszce, co wymagało interwencji neurochirurgicznej. Bardzo możliwe jest, że rodzice rozpoznali swojego syna jedynie po tatuażu na ręce, ponieważ obrzęk i zniekształcenia twarzy były tak daleko posunięte, że nawet bliscy mogli mieć problem z identyfikacją. Pacjenta musieliśmy przewieźć do Poznania, ponieważ nasz szpital nie jest szpitalem specjalistycznym, nie mamy oddziału neurochirurgicznego. Nie jesteśmy w stanie zaopatrywać takich pacjentów, była tutaj wymagana pilna interwencja neurochirurga. Załatwiliśmy transport z lekarzem i anestezjologiem, czyli bardziej już nie mogliśmy pacjenta zabezpieczyć, i chłopak trafił bezpośrednio na salę operacyjną w szpitalu przy ul. Szpitalnej w Poznaniu. Zawsze urazy u dzieci są u nas najbardziej wstrząsające, szczególnie jeżeli dochodzi u nich podczas kłótni w domu. Zazwyczaj te urazy pozostają w pamięci lekarzy na długo, jeżeli nie na zawsze. W tym wypadku taki uraz spowodowało pobicie, wielokrotnie powtarzany uraz twarzoczaszki. Z dokumentacji medycznej i relacji lekarzy, którzy widzieli to dziecko, był to zdecydowanie, bez wątpienia wielokrotny uraz, na pewno nie dwukrotne uderzenie a nasto lub dziesięciokrotny uraz. Zniekształcenia były daleko posunięte. Z twarzy i twarzoczaszki była miazga. Tego jednym, dwoma czy pięcioma ciosami się uzyskać nie da.
Dawid F. został tymczasowo aresztowany. Po otrzymaniu szczegółowych wyników sekcji zwłok Prokuratura zdecyduje, jaki zarzut ostatecznie usłyszy oskarżony.
13 komentarzy
Oby tym razem pieniążki rodziców nie pomogly
Drametem są wyroki gdzie bandziory są ulgowo traktowani aby ośmieszyć ministerstwo sprawiedliwośc gdzie sędziowie są powiązani z Peło i robią wszystko aby wyroki były rażąco niskie.
jeśli jakieś śmieszne procesy „celebrytów” typu jazda bez prawka porównujesz do zabójstwa to jesteś tylko błaznem, który nawet w tak tragicznej sprawie musi włączyć wątek polityczny. dramat kolego dramat
Pomogą jeśli jest z PEŁO to pomogą ,popatrz na celebrytów co odwalają kasa i układy robią swoje obym się mylił .Coś czuje ,że ostatnie 2 zabójstwa w mieście to efekt jakiegoś nowego narkotyku.
Straszne niech poniesie Śmierć, śmierc za śmierć
Oj wydaje mnie się ze mamusi pieniążki już za bardzo nie pomogą może je sobie wsadzić i wygodnie usiąść i czekać kilkanaście lat za Synem pamiętajmy pieniądze to nie wszystko
Ręce opadają
Już pieniążki mamusi poszły na adwokatów szmaciarza dostanie śmieszny wyrok
Za wesoło to ty tam. Nie będziesz miał zachciało się zabawy jeden na jednego to teraz będzie 4…..5 na jednego zycze tego samego koledze odebrałeś zycie bestio SOBIE zrujnowales zycie a rodzice jak CIĘ bronili bo o. Wychowaniu nie ma. Tu mowy…. Tak cierpieć będą teraz podwujnie za te lata Nie Uwagi
Śmierć za Smierć.
Powinna go spotkać taka sama kara, nie ma dla mnie żadnego usprawiedliwienia. Śmierć za śmierć. Jak można coś takiego zrobić co trzeba mieć w głowie żeby dopuścić się czegoś tak OKROPNEGO.!!!
Szkoda Chłopaka, szkoda rodziny. Żal. .. nikt z nas nie chciałby czegoś takiego przeżyć. Ale Były narkotyki, to nie trzeba tłumaczyć dlaczego to się stało… 🙁
Jestem ciekawa ile dostanie sparwca i jak zostanie sformułowany zarzut.