W Gnieźnie otwarto nowe domy dziecka. Ogromny wkład w tę inwestycję miała wicestarosta Anna Jung. Zadaliśmy jej kilka pytań związanych z tym tematem.
Jak bardzo te domy dziecka, w takiej postaci były potrzebne?
Jeśli ktoś nie był w domu dziecka w Gnieźnie czy Trzemesznie, nigdy nie zrozumie tego co powiem. Każdy marzy o remoncie, każdy marzy o odmalowanym pokoju, każdy marzy o jakiejś tam nowej kanapie, krzesłach. Oni marzyli tylko o swoim pokoju, swoim własnym łóżku, przestrzeni, w której będzie mógł pomyśleć. Oni nie mieli wygórowanych marzeń. Kiedy pytaliśmy jakie kolory – odpowiadali, że obojętnie. Kiedy pytaliśmy jaka kanapa – odpowiadali, że byle nowa, byle czysta. Marzenia tych dzieci wcale nie są wygórowane. Dlaczego te domy? Bo mają mieć namiastkę domu rodzinnego. Nic im nie zastąpi mamy, taty, normalnego dzieciństwa. Nikt z nas tego nie pojmie, co oni czują, bo nigdy tutaj nie byliśmy. Zrozumieją tylko ci, co byli, a nie chcą o tym opowiadać. To nie są domy moich marzeń. Ja bym bardzo marzyła, żeby nigdy taki dom nie powstał. Marzę o tym, żeby zlikwidować wszystkie domy dziecka. I chciałabym, żeby kiedyś Pan napisał taki artykuł: „Zarząd Powiatu Gnieźnieńskiego likwiduje domy dziecka”. Ale chciałabym, żeby one były zlikwidowane, ponieważ nie byłoby dzieci, które miały by być w tych domach umieszczone. Rzeczywistość jest inna. To my dorośli krzywdzimy dzieci. To my dorośli nie potrafimy zrozumieć czym jest odpowiedzialność i rodzicielstwo. Dlatego budujemy takie miejsca.
Domy dziecka zlokalizowano przy Domu Pomocy Społecznej. Dlaczego i z czym to się wiąże?
Będziemy mieli pewnie powybijane szyby, jakieś małe zniknięcia różnych przedmiotów, zagubienia tych przedmiotów – pewnie znajdą się w innych miejscach. Możemy mieć sytuację taką, że jakiś senior czegoś zapomni i będzie tego poszukiwał. Jak w normalnej rodzinie. Odłoży czapkę w inne miejsce i powie, że ktoś mu ją przełożył. Jak w normalnej rodzinie dzieci będą hałasować wtedy, kiedy ktoś będzie chciał ciszę. Jak w normalnej rodzinie będą sobie nawzajem przeszkadzać. Marzyło mi się, żeby te dzieciaki miały nie wysokie płoty. Płot od strony ul. Konopnickiej też zniknie niebawem, jesteśmy w trakcie zamówienia publicznego. Marzy mi się, żeby była otwarta przestrzeń, żeby one miały poczucie, że mają normalny dom, z normalnym płotem, z normalnym ogródkiem, a obok przysłowiową ciocię, wujka, babcię, dziadka. Tu ma się dziać, tu ma być głośno, tu ma być hałas i spokój jednocześnie. Oni mają się kochać i kłócić jak w normalnej rodzinie. Zarówno jedni, jak i drudzy tego potrzebują.
Można powiedzieć, że wicestarosta i starosta byli podczas tej inwestycji jak „stare, dobre małżeństwo”, czyli żona pokazywała co jest potrzebne, a mąż za to płacił. Czy faktycznie tak było?
Fajne pytanie, nie pomyślałam w ten sposób. Podzielę się czymś. Chyba w tym powiecie nic tak bardzo nie kosztowało mojego zdrowia, jak te domy dziecka. Ilość krzywdzących słów, które przelały się personalnie, osobiście w stosunku do mojej osoby, w stosunku do osób z zarządu, ilość oszczerstw, nieprawdziwych informacji, manipulacji słowami – powiem tak: to było krzywdzące a ci, którzy to pisali, niech się teraz wstydzą. Odpowiedzialnośc za słowa jest tak olbrzymia, że trzeba wiedzieć, że może one nie podlegają pod paragrafy prawa, ale dotykają w środku. Dzisiaj ci, którzy to pisali są wśród nas i mam nadzieję, że napiszą, że dzieci mają swój dom. Czy zrobiono z nas małżeństwo: ona kreuje, on płaci? Tak naprawdę te domy powstały z podatków naszych mieszkańców. My tylko pilnowaliśmy, by było dzieciom dobrze, by było ekonomicznie. To tak fikcyjnie starosta płacił. Płacił pan, jakaś Ania, Ryszard, Zdzisiu. Za to jestem wdzięczna mieszkańcom, bo gdybyśmy nie mogli kreować, nie stworzyli byśmy tych domów.
Jeden komentarz
A dlaczego dom dziecka przy ulicy Paczkowskiego nie może być kolejnym domem seniora? Dlaczego tamtą działkę chce się natychmiast sprzedawać jakiemuś deweloperowi? Przecież tanich miejsc- domów dla seniorów ciągle brakuje !!!