Z Wojciechem Kalinowskim, który pracuje osiem lat w Teatrze im. Al. Fredry w Gnieźnie, jest przed prapremierą sztuki Romana Sikory „Spowiedź masochisty” w przekładzie Małgorzaty Sikorskiej i Elżbiety Zimnej w reżyserii Alini Negra Silva, scenografii Felipe de Oliviera rozmawia Daniela Zybalanka-Jaśko.
W tym przedstawieniu zagra kilka postaci m.in. Policjanta, Skinheada, Człowieka bez twarzy, Mężczyznę w masce premiera, Mężczyznę w masce pracownika rekrutacyjnego, Mężczyznę w masce szefa Biedronki, Roberta. Przedstawienie realizowane jest w ramach „Rezydencje artystyczne – Niewidzialni”.
Wojciech Kalinowski uzyskał dyplom na Wydziale Aktorskim w Państwowej Wyższej Szkole Filmowo – Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Zagrał wiele znaczących ról, m.in. Artura, Edka w „Tangu” S. Mrożka, Leonarda, Księdza, Anioła Stróża, Szatana w „Nie – Boskiej Komedii” Z. Krasińskiego, Kaligulę w „Kaliguli” A. Camusa, Benia Krzyka w „Zmierzchu” I. Babla, za którą otrzymał główną nagrodę aktorską na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych, Poetę w „Weselu” S. Wyspiańskiego, Kata w „Dylu Sowizdrzale” G. Gorina, Wujka George w „Z rączki do rączki” M. Cooneya, Sir Willoghby Drake we „Wszystko w rodzinie” R. Cooneya, Tadeusza K. w „Małej Apokalipsie” T. Konwickiego, Posłańca w „Królu Edypie – Antygonie” Sofoklesa, Radnego Hieronima Skalskiego w „Cha-cha” R. Szamburskiego, Księcia Clarenc’a brata Ryszarda III w „Ryszardzie III” W. Szekspira, Glenna Coopera w „Per – procura” N. Simona, Rotmistrza w „Damach i Huzarach” Al. Fredry, Reżysera w „Między nami dobrze jest” D. Masłowskiej, Matematyka, Wychowawcę z Internatu w „Moście nad doliną” J. Haya. Zagrał w wielu bajkach m.in. Milesa Hewdona w „Księciu i żebraku” M. Twaina, Bananito, malarza w „Gelsomino w kraju kłamczuchów” G. Rodari i nie dawno wystąpił w roli Ogniojada w „Pinokio” Carlo Collodi w nowej adaptacji Maliny Prześlugi. Jest przed premierą sztuki „Spowiedź masochisty” Romana Sikory, gdzie zagra kilka ról.
To już osiem lat odkąd pracuje pan w Teatrze gnieźnieńskim. Przez ten czas wiele się zmieniło, nastąpiła też zmiana dyrekcji, ale jeszcze przedtem zagrał pan w kultowym już przedstawieniu w reżyserii Tomasza Szymańskiego świetną rolę Rotmistrza w „Damach i huzarach” Al. Fredry. Ta komedia wniosła na scenę wiele optymizmu i humoru. Jakie środki stosował pan aby rolę uwspółcześnić i przybliżyć widzowi?
Teatr dzieje się „tu i teraz”. Tak więc rola Rotmistrza to już przeszłość, ale miło, że pani wspomina. Przede wszystkim chciałem dobrze zrozumieć tekst autora i motywy działania Rotmistrza.
W „Damach i huzarach” w roli Rotmistrza wystąpiło wielu świetnych aktorów jak Jan Kobuszewski w reżyserii Edwarda Dziewońskiego w Teatrze Kwadrat, Bronisław Pawlik w realizacji telewizyjnej w 1973 roku w reżyserii Olgi Lipińskiej, a w Teatrze gnieźnieńskim za dyrekcji Wojciecha Boratyńskiego Edmund Derengowski zaś w okresie dyrekcji Jerzego Glapy zagrał Rotmistrza Maciej Ferlak. Czy widział pan kiedyś „Damy i huzary” na scenie bądź w telewizji. Jakie wrażenia ze spektaklu?
Owszem, widziałem „Damy i huzary” w reżyserii Olgi Lipińskiej, ale realizacja telewizyjna to zupełnie „inna bajka” niż spektakl w teatrze z bezpośrednim udziałem widzów.
Jak Pan pracując nad tą rolą odkrywał pokłady tej komedii?
Powoli i sukcesywnie. Humor Fredry jest subtelny, a jednak wyrazisty. Sztuką jest dotarcie do poczucia humoru autora i umiejętność przełożenia tego na język sceny.
Scena ujeżdżania konia, gdzie wystąpił Pan z Kasią Czubkówną, która zagrała rolę Anieli była brawurowa. Czy lubi Pan grać we fredrowskich sztukach, wystąpił Pan już kiedyś w „Damach u huzarach”?
Tak, lubię grać w sztukach Fredry. Moim zdaniem pisze on tak samo o człowieku, jego wadach, zaletach, miłości, nienawiści, jak wielu innych autorów. Nie jest to więc ramota czy staroć, pod warunkiem właściwego zrozumienia intencji autora.
Obecnie pracuje pan w całkowicie innym repertuarze, przyszła zmiana dyrekcji, świeży powiew inscenizacji i od razu wszedł Pan w ekstremalny spektakl „Most nad doliną”, ale jeszcze przedtem wystąpił pan w roli Reżysera w „Między nami dobrze jest” grając jednego z celebrytów. Ten świat wyselekcjonowanych gwiazd, którzy nie zawsze radzą sobie z obecną rzeczywistością, wymyślając różne sytuacje i często kalecząc się dla zabawy. Tekst Doroty Masłowskiej jest odzwierciedleniem stanu duszy współczesnego Polaka. Jak Pan ocenia pracę nad tym przedstawieniem w reżyserii Piotra Waligórskiego?
Z Piotrem pracowało się świetnie. Próbował wejść głęboko w istotę sztuki Masłowskiej, potrafił przekazać swoją wizję aktorom i znalazło to odzwierciedlenie w gotowej realizacji.
„Most nad doliną” jest historią nastoletniego wrażliwego chłopaka poszukującego zrozumienia i silnych emocjonalnych więzi, których nie potrafią zapewnić mu rodzice. To współczesna opowieść o samotności młodych ludzi nie znajdujących zrozumienia w świecie pozbawionym autorytetów. Zagrał pan w tym spektaklu matematyka, wychowawcę z intrenetu. Ta brutalna postać wprowadza wśród uczniów stres, który dla niektórych kończy się tragicznie. Jaki miał Pan stosunek do tej postaci będącej często w stanach upojenia alkoholowego?
Ról staram się nie oceniać, a raczej je zrozumieć. Im szersze spektrum możliwości, tym lepiej.
Czy grając negatywną postać miał Pan świadomość, że niszczy Pan psychikę młodych ludzi?
Zniszczenie jest blisko narodzin, jak miłość blisko nienawiści. Mam nadzieję, że młodzi mają swój rozum.
Czy lubi Pan takie role, które są ekstremalne w środkach?
Nie przepadam, wolę harmonię, niuanse i subtelność.
W bajce „Pinokio” zagrał Pan dyrektora cyrku Ogniojada, który ma szlachetne serce i który po wielu perypetiach dzieli się z Pinokiem pieniędzmi aby ratować jego trudną sytuację w której się znalazł. Jak Pan ocenie tę pozytywną postać, którą Pan zagrał?
Bardzo lubię ją grać, choć początki prób nie były łatwe.
Ta zmienność ról, z którą ma Pan do czynienia sprzyja atrakcyjności pracy nad postaciami?
Myślę, że tak jest ciekawie.
Wszedł Pan w próby „Spowiedzi masochisty” Romana Sikory, gdzie gra Pan kilka ról. Jak wyglądają próby?
Reżyserem jest Aline Negra Silva z Brazylii,która zaczyna trochę mówić po polsku, my zaczynamy nieco rozumieć język portugalski i bardzo poprawił nam się język angielski.
Tytułowy bohater Pan M. jest masochistą. Rzucając się wraz z nim w podróż odkrywamy nie bez odpowiedniej dozy dobrego humoru, że jego wyprawa jest nie tylko frustrującej seksulanej satysfakcji ale też rozczarowań związanych z beznadziejnymi warunkami pracy. To groteskowa wizja współczesnego kapitalizmu. Pan M. zamiast buntować się przy wyzyskiwaniu go przez pracodawców sam wynajduje sobie kolejne zadania i proponuje by mu zmniejszyć pensje. Nic dziwnego, że zostaje wysłany na międzynarodowe zawody dla najwydajniejszych pracowników – pracuje szybciej i więcej od innych, a w finale wygrywa z Chińczykiem, który umiera z przepracowania. Towarzyszące mu postaci, które w jakiś sposób ukierunkowują akcję i zmieniające się warunki działań scenicznych utwierdzają Pana M., że nie ma wyjścia z tego labiryntu, a uzależnienie od pracy i związane z tym sukcesy nie wystarczają do życia. Mężczyzna w masce finansów mówi: Witaj w klubie kolego, nieźle się urządziłeś, Pan M. odpowiada: ja protestuję! I oto puenta sztuki. Jak Pan pracuje nad tymi licznymi rolami. Próby trwają ponad miesiąc. Jak odbiera Pan te postacie aby przeistoczyć się np. w policjanta, skinheada czy mężczyznę w masce biedronki, bowiem każda z tych ról wnosi coś innego na scenę?
Praca na charakter projektowo-warsztatowy i wszyscy jesteśmy ciekawi, co z tego wyniknie, ja na pewno.
Czy ta różnorodność postaci sprawia, że częste przeistaczanie się rozwija wyobraźnię w poszukiwaniu odpowiednich ról i utwierdza w rysunku, że idzie Pan właściwą drogą?
Poszukiwanie nowych środków wyrazu jest dla aktora zawsze inspirujące, a „właściwa” droga jest zawsze zagadką.
„Spowiedź masochisty” to sztuka groteskowa. Czy lubi Pan tego typu repertuar? Jako wybitny aktor, gdzie szuka Pan inspiracji?
Podczas pracy nad rolami wiele daje mi osoba reżysera pani Aline, a także jej współpracownicy.
Czy tekst, nad którym Pan obecnie pracuje, biorąc udział w prapremierze polskiej współczesnego czeskiego pisarza Romana Sikory jest trudnym przedsięwzięciem aktorskim. Czy postaci, które Pan gra będą wspomagane maskami aby zmieniać tożsamość. Jak to Pan odnajduje podczas pracy?
Na razie nie chcę zdradzać żadnych szczegółów realizacji.
Jest Pan jednym z najczęściej obsadzanych obecnie aktorów w Teatrze gnieźnieńskim. Czy ma Pan jakieś inne zainteresowania poza teatrem?
Rower, narty, teatr, kajak.
Czy w życiu coś Pana niepokoi?
Pracując w Teatrze gnieźnieńskim osiem lat dostrzegam ważny problem, a mianowicie „permanentne niedoinwestowanie naszej sceny”.
Czego życzyć Panu na dalsze lata?
Harmonii.
Premiera już 19 grudnia jak będzie Pan ją odbierał?
Jeden komentarz
Przerost formy nad treścią. Pytanie obszerniejsze niż odpowiedzi. Kto z kim rozmawiał?