Pani Krystyna liczyła, że ułoży sobie życie z Panem Andrzejem. Niestety, zaczęło się od sięgania po kieliszek, a skończyło na przemocy i rozwodzie z winy byłego męża. Sąd nie miał w tej sprawie żadnych wątpliwości. Kwestia podziału majątku nie poszła jednak tak szybko. Pani Krystyna od 6 lat przeżywa koszmar. Cierpią także konie.
Chociaż Pani Krystyna jest osobą skromną i cichą, na początku sierpnia zwróciła się z prośbą o pomoc do mediów. Kobieta przeżywa koszmar, a wymiar sprawiedliwości nie kwapi się, aby jej pomóc. Podczas tegorocznych żniw straciła cały plon, który powinna zebrać. Został on zagrabiony przez jej byłego męża i sąsiadów.
W dniu 5 sierpnia, około godziny 22.00, z polecenia dyżurnego Komendy Powiatowej Policji w Gnieźnie, policjanci udali się do miejscowości Obórka – asp. Sztab. Krzysztof Socha, Komenda Powiatowa Policji w Gnieźnie. Zgłoszenie dotyczyło kradzieży płodów rolnych. Na miejscu policjanci zastali 60-letniego mieszkańca tej miejscowości, który oświadczał, że zbiera płody rolne z pola, którego jest współwłaścicielem a była żona uniemożliwia mu te zbiory i naraża go na straty. Na miejscu była także obecna 61-letnia kobieta, która oświadczyła, że jest współwłaścicielem tego pola, które obrobiła, uprawiłą i były mąż zbiera plony, które ona zasiała. Policjanci, którzy przeprowadzali interwencję poinformowali o możliwościach prawnych i dalszym toku postępowania w tej sprawie. Ponadto policjanci ustalili, że państwo są po rozwodzie, ale nie mają ustanowionego podziału majątku. Pani złożyła stosowne zawiadomienie w komendzie i trwają dalsze czynności w tej sprawie.
Prowadzę rodzinne gospodarstwo rolne, hoduję konie – mówi Pani Krystyna. Miłość do koni zrodziła się zupełnie przypadkowo. Jeden z Panów zachorował i zadzwonił do mnie, że jest źrebaczek, którego nie chce oddać nikomu i tak kupiłam pierwszego konia, który jest ze mną do dzisiaj. To było około 14 lat temu. Wtedy byłam żoną Andrzeja, którego poznałam w pracy. Stwarzał pozory, że można z nim stworzyć rodzinę. W krótkim czasie okazało się, że to była błędna decyzja. Przyszłam tutaj ponad 33 lata temu. Tutaj było gołe pole. Otrzymałam wsparcie od swojej rodziny. Z tej miłości do rolnictwa tak utonęłam tutaj całkowicie. Tutaj skupiło się całe moje życie, wszystkie środki własne włożyłam w to gospodarstwo i starałam się to rozwinąć nawet jak jeszcze nie było tego nowego domu. Dom był po drugiej stronie drogi, to przyjeżdżałam, remontowałam, tworzyłam ogród, zresztą do dzisiaj moje kwiaty tam przetrwały. Angażowałam się w gospodarstwo i wszystkie prace. Pracowałam tutaj przez cały czas. Dostałam bardzo dużą kwotę pieniędzy od rodziny. Dla przykładu, 1 hektar kosztował w tedy 7 tysięcy złotych a ja wniosłam w gotówce ponad sto trzydzieści tysięcy, działki budowlane, które sprzedałam i włożyłam te pieniądze w to gospodarstwo. Niestety działki, które zostały musiałam także sprzedać, żeby spłacić długi, w które wprowadził mnie mój były mąż. Tak naprawdę od 2009 roku mój były mąż nie partycypuje w żadnych kosztach. Nawet kiedy korzystał z tego domu to nie płacił za nic. Musiałam spieniężać działki, tak samo dzieci robiły, w końcu braliśmy pożyczki. Ratowaliśmy gospodarstwo przed windykacją. Były zadłużenia w Urzędzie Skarbowym, nie były płacone podatki. Do dzisiaj tylko ja płacę podatki, chociaż nie wolno mi uprawiać ziemi. W 2014 roku wniosłam o rozwód. Rozwód orzeknięto z winy byłego męża. Zaraz wniosłam o podział majątku myśląc o tym, że podzielimy to zdroworozsądkowo, że to się wyrówna, że dzieci będą mogły z tego korzystać. Od momentu jak wniosłam o podział majątku to były mąż po prostu nakreślił kilkanaście historii różnych, że tu nie mieszkałam, że nic nie robiłam. Najbardziej przykre było to, że przez wiele lat opiekowałam się teściową, która chorowała. Poświęcałam jej każdy wolny czas, energię, a w Sądzie usłyszałam, że jego mama się mnie bała. To naprawdę mnie zabolało. Na rozwodzie orzeknięto z winy męża, bo w grę wchodziło znęcanie i alkohol, ale przydzielono mu tutaj pokój. Od tego momentu zaczęła się gehenna. Co z tego, że otrzymałam rozwód, jak Andrzej tutaj przychodził. Ja miałam do dyspozycji pokój przejściowy, natomiast on przychodził, włączał światło, telewizję, zimą w minus 12 stopni otwierał okno, zamykał pokój na klucz i szedł do siebie na drugą stronę drogi. Zostawiał tak te okna na kilka dni z włączonym telewizorem, że niby jest w pokoju. Przy podziale majątku Sąd miał sprawdzić wszystkie nieruchomości, ale okazało się, że sprawdzono tylko moje nieruchomości, które zakupiłam z majątku odrębnego. Na przykład wliczono moje działki nad morzem i kawałek ziemi, a nie wliczono domu męża, który zasiedział już w trakcie małżeństwa. Moją ziemię wliczono do wspólnego podziału, natomiast jego domu oddanego do użytku w trakcie trwania małżeństwa nie. Sprawa o podział toczy się 6 lat. Rozprawy odbywają się bardzo rzadko, kwestie naprawdę błache omawiane są przez pół godziny a na te najbardziej istotne nie starcza czasu. Mam wrażenie, że nikt chyba nie czyta tych dokumentów, które dostarczyłam. Być może był taki okres gdzie po przemocy i zastraszaniu te moje wypowiedzi mogły być nie tak klarowne. Boję się byłego męża. Było tyle sytuacji gdzie mi groził, że nic nie dostanę, że to spłonie, że i tak mnie nie będzie. W Sądzie mam tak, że jak mam iść zeznawać i wyjść do przodu, a mój były mąż jest za mną, to odczuwam lęk, boję się chociaż jest to w Sądzie i trudno mi się wypowiadać swobodnie. . Założono niebieską kartę. Policja po moich zgłoszeniach zakładała sprawy o znęcanie, ale wszystko było umarzane. Jeżeli chodzi o pole, to jestem również właścicielem gospodarstwa, ale były mąż utrudnia mi funkcjonowanie. W 2015 roku był rozwód. Do marca 2017 roku mój były mąż przychodził tutaj do domu i ten pokój od trzech lat jest zamknięty, ja go nie używam. Ciągle coś jest niszczone w obejściu. Niszczone są płoty, bramy, nic nie mogę zostawić na zewnątrz bez nadzoru, bo rano jest zniszczone. Z pola nie mogę w ogóle korzystać, bo moi pracownicy są wyrzucani. Jesteśmy współwłaścicielami ponad 8 hektarów. Nigdy nie umawialiśmy się kto z czego będzie korzystał. To jest kilka działek. Jedna z działek działek to jest działka rolna zagrodowa, na której mieszkam i prowadzę rodzinne gospodarstwo z hodowlą koni, z jednym wjazdem. Tu skupia się moje życie, tutaj też sama zagospodarowałam – bez udziału byłego męża – na której to nie mogę spokojnie żyć, pracować ani korzystać z własności. Wszystko mam niszczone, uderemniane, wsiewany ostroperz, żeby konie nie miały łąki. Ogrodzenia były ciągle niszczone. Co roku próbowałam obsiać pole, żeby mieć środki do życia. Do tego potrzebuję pieniądze na spłatę zobowiązań, których były mąż nie spłaca. W tym roku żeby mieć pole było nieuprawione od żniw zeszłego roku. Mówiłam byłemu mężowi, że chcę upawiać to pole, więc myślałam też, że może zrozumiał w końcu i 25 marca poprosiłam jednego z panów z sąsiedniej wsi, żeby obsiał mi to pole. Tak zrobiliśmy, ale w trakcie tej uprawy mąż przyszedł i awanturował się z tym panem. Po jakimś czasie były mąż wniósł sprawę do Sądu o naruszenie posiadania. Uprawę chciałem zebrać podczas żniw, nie załatwiałam żadnych produktów dla koni. Zamówiłam kombajn, wjechał, to było 31 lipca, po jakimś czasie przyszedł były mąż, nakrzyczał, naubliżał, to co wymłóciłam były mąż kazał wysypać na podstawioną przez jego sąsiada przyczepę i to zboże mi zabrali. Ten kombajn wyjechał, nie mogłam młócić dalej. Przyjechała Policja i panowie tłumaczyli, że mam prawo tak samo użytkować to pole jak mój były mąż. Przez parę dni nie mogłam załatwić kombajnu. W końcu udało się zamówić przez SKR-y, bo prywatnie wszyscy boją się wjeżdżać, miał przyjechać 6 sierpnia rano. Wieczorem 5 sierpnia ruszył kombajn sąsiada, przyczepy, samochód byłego męża i ruszyli na pole. Wjechali przejeżdżając miedzę. To było około godziny 21.30. O tej porze zboże zaczynają młócić tylko złodzieje. Pobiegłam na pole, po drodze dzwoniąc na Policję. Przysłano patrol drogówki. Na polu już mi groził. Nie zważając na nic stanęłam przed kombajnem i w ten sposób go zatrzymałam. Nie puściłam tego kombajnu dalej. Oni młócili moje zboże. Były mąż bardzo się cieszył, że przyjedzie Policja. Wyjechał na drogę po nich. Liczyłam, że Policja mi pomoże. Pierwsze słowa jakie padły od policjanta to były: „Co Pani tutaj zakłóca prace polowe”. Po prostu była przerażona czymś takim, że w ten sposób do mnie się zwraca. Pan nie spytał kto jest na kombajnie, kim jest mój były mąż. Zażądał ode mnie w nocy na polu dokumentu potwierdzającego to, że to moje pole. Wyjęłam z kieszeni kwit od podatku za to pole, który opłaciłam, bo tylko to miałam przy sobie. Pan zażądał aktu notarialnego, w nocy, na polu. Od męża nie chciał nic. Powiedział tylko: „A panowie to będziecie jeszcze dalej pracować na tym polu”. W końcu kazał kombajniście zjechać z pola, bo powiedziałam, że nie zejdę z pola. Wzięła w końcu z domu operat szacunkowy, w którym są księgi wieczyste. Nie mogłam w tym stresie znaleźć aktu notarialnego, w nocy. Pokazałam ten operat, księgi wieczyste, kwit od podatku. Nagrywałam tę interwencję. Cały czas mówiłam, że jest późna godzina, że to jest moje mienie, że poniosłam koszty, że już tydzień temu była interwencja, żże wniosłam już o zabór mienia. Policjant nie chciał mnie słuchać. Pozwolili mu wjechać z powrotem na pole choć. Było około godziny 23.00 i dalej młócić. Były mąż zarzuca mi, że nie pytałam o zgodę na zasianie. On uprawia wszystkie pola i nie pyta mnie o zgodę na cokolwiek. Jemu wolno. Mi nie wolno. W Sądzie mówią, że będzie musiał mi oddać to, co uprawia, rozliczyć się ze mną, ale kiedy? Ja chce żyć w spokoju, tu i teraz i swobodnie korzystać ze swojej własności. Na tym polu teraz jestem stratna nie tylko zboże, ale wiedząc, że mam konie to poszatkowali słomę, żebym nie mogła jej zebrać dla zwierząt. Jestem zrozpaczona tym, że sąsiedzi, którzy znają tą historię, którzy wiedzą, że jestem tu i ciężko pracuję od ponad 30 lat tutaj. Wiedzą jaki był i jest Andrzej. Przyjeżdżają nocą i po prostu kradną plony nie zważając na moje protesty i obecnoć na mojej własności. Kiedyś było nie do pomyślenia, żeby rolnicy tak się zachowali.Miedza, granica pola i uczono mnie że to żecz święta. To jest zabór, kradzież, z premedytacją. Czuję bezradność, bezsilność. Marzę o świętym spokoju. Marzę o tym, żebym nie musiała się bać tego co mam za plecami, żebym mogła powiedzieć, że jestem u siebie, żebym mogła prowadzić ekologiczne gospodarstwo z hodowlą koni, gdzie będą przychodzić ludzie i czerpać z tego siłę, energię. Chcę pokazać, że można żyć bez przemocy (płacz – przyp. red.). To tyle. Chcę po prostu spokoju. Ja tu jestem tylko ciągle się boję, ale jeżeli wtargnęli nocą i zabrali plony, to tak samo mogą wtargnąć do mojego domu i zrobić krzywdę mi. Boję się o zwierzęta. On odgrażał się, że nic tu nie przeżyje. Już nie mam za co ich wykarmić. Ktokolwiek przychodzi mi pomóc to jest zastraszany. Jak ktoś robił mi bramę to podszedł do niego były mąż i powiedział, że jutro i tak tego nie będzie. Na wszystkich krzyczy, że to moi kochasie. Ludzie się boją. Obdzwoniłam wieś, żeby postarać się o słomę dla koni. Nikt nie zgodził się, żeby sprzedać mi słomę. Jak tu żyć, jak poradzić sobie ze zobowiązaniami czy prowadzeniem gospodarstwa utzymaniem gospodarstwa gdzie każda aktywacja jest udaremniona a każde zarobione środki zabierane nie pozostaje nawet na podstawowe potrzeby? Robi to z premedytacją bym nie miała za co żyć i utrzymać zwierząt. Nie poradzę sobie z końmi bez zboża i słomy. Nie wiem. Nie wiem co zrobić.
Na ogrodzoną łąkę Pani Krystyny ktoś wsypał ostropest, co zniszczyło pastwisko dla koni. Oczywiście były mąż nie przyznaje się do tego i twierdzi, że łąka sama zarosła. Konie natomiast dla Pana Andrzeja to szkapy, które są niepotrzebne i nie interesuje go ich los.
Jeden komentarz
O Co chodzi w tym cyrku?i kogo co to obchodzi?inni tez mają problemy i jakoś nie chodzą po mediach i robią wielkie hallo