Chyba każdy słyszał o losie stadniny w Janowie Podlaskim. Polska perła w hodowli koni arabskich została „sprowadzona do parteru” w wymiarze hodowlanym i bezlitośnie „skopana” w przestrzeni medialnej. Państwowy kombinat, który miał niemalże nieograniczone możliwości pokryty został mgłą niepewności o swoją przyszłość. Czy to koniec wielkiej hodowli tych pięknych zwierząt w Polsce? Okazuje się, że może na razie na mniejszą skalę, ale z powodzeniem wchodzą na rynek prywatne stadniny. Jednym z takich miejsc jest Lubochnia Arabians.
Lubochnia Arabians to stadnina koni arabskich pod Gnieznem. Jak już wiecie po naszych wcześniejszych publikacjach, nasz powiat jest największym zagłębiem hodowli koni w Polsce. Teraz, dzięki prywatnej inicjatywie, zaczynamy wracać na światowe salony. Hodowcy z Lubochni dokonali bowiem rzeczy prawie niemożliwej – po półtora roku od założenia stadniny przywieźli srebrny medal czempionatu klaczy starszych z prestiżowego konkursu „Puchar Narodów” w Akwizgranie. Zacznijmy jednak od początku i sięgnijmy do źródła. Spotkaliśmy się z Dobrochną Perz-Wawrzyńczyk i udało nam się zrobić wywiad, który – mamy nadzieję – zobrazuje Wam ideę, cele i sukcesy tego miejsca.
Skąd wzięła się miłość do koni i pomysł na własną stajnię?
Sama firma powstała w kwietniu ubiegłego roku, chociaż pierwsze araby i jeden z naszych koni użytkowych do jazdy pojawiły się u nas wcześniej. Może zaczęło się nieco trywialnie, ale wszystko zapoczątkowały dzieci. Obudziły w nas pasję, którą mieliśmy w swoim dzieciństwie. Córka męża z pierwszego małżeństwa więcej jeździ konno. Ma 15 lat i regularnie trenuje 2 – 3 razy w tygodniu. Druga córka, 8-letnia, także odziedziczyła smykałkę do koni i niedaleko w Ośrodku Jeździeckim Kalina rozpoczęliśmy nasze wspólne jazdy. Stąd pojawił się temat, że być może chcielibyśmy zmienić coś w naszym życiu. Zamiast biegać cały czas przy jednej firmie, rozpoczniemy trochę inną działalność, trochę mniej stresującą – tak wtedy myśleliśmy (śmiech) – konie, miłe zwierzęta, człowiek spędza dużo czasu na świeżym powietrzu, robi to jako hobby. Można by tak myśleć, jednak w naszym przypadku okazało się inaczej. Jeżeli osoba, która jest przedsiębiorcą, ma jakiś biznes, wchodzi w jakieś nowe hobby, zawsze będzie się starała to przekuć w rodzaj profesjonalnego biznesu i tak też jest w naszym przypadku.
Czy od razu był pomysł na stajnię koni arabskich?
Tak, z racji tego, że nasi znajomi siedzieli już w arabach. Wtedy stwierdziliśmy, że jeżeli pójdziemy w konie, to nie będziemy na nich jeździć. Chcieliśmy mieć konie do pokazywania. Nie jesteśmy już najmłodsi, więc też wiedzieliśmy, że nie jesteśmy w stanie zdobywać nagród w zawodach jeździeckich. Przemówił tutaj zdrowy rozsądek. Poza tym podoba nam się takie coś. Konie są piękne i chcemy to piękno właśnie pokazywać. Polska zasłynęła arabami. Nasze państwowe stadniny mają aktualnie taką, a nie inną renomę, więc stwierdziliśmy, że może uda się trochę zmienić patrzenie na Polskę – przecież nie jest to takie trudne … teoretycznie. Taki mieliśmy pomysł. Stąd pojawił się pierwszy arab. Jak już stajnie kończyły się budować i był pierwszy arab, to musieliśmy spojrzeć sobie głęboko w oczy i stwierdzić, czy idziemy w to na tyle profesjonalnie, żeby być z tego dumni i faktycznie być może zostawić to kiedyś dzieciom. Jeżeli robi się to mało profesjonalnie, to faktycznie przy koniach można do tego tylko dokładać. Stwierdziliśmy, że wchodzimy w to z pełnym profesjonalizmem. Rozpoczęliśmy współpracę z jednym z najlepszych trenerów na świecie, to jest Capecci Arabian Training Center, który znajduje się w sercu Toskanii – w miejscowości Montone. Tak rozpoczęła się na początku nasza przygoda. Było to jeszcze w pandemii, więc musieliśmy łączyć się z Włochami przez internet. Widzieliśmy konie on-line, wybieraliśmy wstępnie dane konie i później przyszły pierwsze podróże do Włoch, gdzie w końcu widzieliśmy je na żywo, no i pierwsze poważne zakupy. Pierwszy koń wysokiej klasy pokazowej, którego kupiliśmy zaczynając naszą przygodę, aktualnie jest 2-letnią klaczą, nazywa się D Narjeseyyah i w ostatnim Pucharze Narodów w Akwizgranie wygrała swoją klasę wiekową klaczy 2-letnich. Okazuje się, że może nie mamy takiego złego oka i trochę się na tym znamy.
Stadnina w Janowie Podlaskim bardzo podupadła pod względem posiadanych koni i hodowli. Myślicie o tym, że przyczyniacie się ratowania renomy polskich arabów? Macie takie aspiracje, że chcecie utrzymać prestiż, który od lat wiązany był z naszym krajem?
Aktualnie konkurencja na świecie stoi na bardzo wysokim poziomie. W grze liczą się tylko najlepsi, którzy zachowują pełny profesjonalizm i najwyższy poziom hodowli. Polakom niestety świat uciekł zbytnio do przodu. Nie nadążyliśmy z pomysłami hodowlanymi, duże państwowe stadniny, które wytyczały polskim prywatnym hodowcom drogę, popełniły zbyt wiele błędów hodowlanych, w tej chwili trudnych do odpracowania. Częściowo też sprzedaliśmy nasze dobro narodowe. Było to widać na pokazie w Akwizgranie, gdzie startowały konie hodowli naszych polskich stadnin. Te najlepsze już miały innych właścicieli, ale jeżeli chodzi o 6 finałowych czempionatów, to faktycznie stawały tam najczęściej konie z bliskowschodnich krajów arabskich, a w przypadku europejskich koni, to stanęliśmy do dekoracji jako właściciele wygranych koni jedynie my jako Lubochnia Arabians i Hanaya Stud ze Szwajcarii. Jeszcze nie jako hodowcy, tylko właściciele, bo konie nabyliśmy ze stadniny Dubai Stud, czyli z hodowli ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, podobnie jak Nayla Hayek, właścicielka Swatch Group, ogromnego konsorcjum zegarkowego w Szwajcarii, która znajduje się w grupie 100 najbardziej wpływowych kobiet świata. Patrząc 8-10 lat wstecz, wyglądało to zupełnie inaczej. W finałowych czempionatach pojawiały się polskie konie, europejskie hodowle, zdobywały medale, walczyły o złoto i najwyższe tytuły, ale przez to, że przez ostatnie lata uciekły nam i pomysły hodowlane, i zmysł menadżerski, to niestety królują Arabowie, a nie my.
Postawiliście na jakość, a nie na ilość. Macie warunki dla wielu koni, jednak chcecie trzymać się zamierzonego celu. Dlaczego?
Aktualnie w stajni mamy 8 koni, z czego 2 przeznaczone są do jazdy. Mamy jeszcze jedną stajnię, w której mamy 10 miejsc i zakładamy, że to jest takie optymalne maksimum, które możemy mieć u nas w stadninie. Pamiętajmy o tym, że my tu będziemy mieć konie, które się urodzą. Tak naprawdę druga stajnia jest awaryjna w momencie, kiedy odstawiamy 6-miesięcznego źrebaka od matki. Będą okresy, kiedy tych koni będzie więcej, ale tak naprawdę połowa to będzie „młodzież”. Najważniejsze konie są w ciągłym treningu i stacjonują we Włoszech. Teraz aktualnie są tam 3 konie pokazowe, ponieważ 2 pokazowe wróciły do Lubochni na przerwę zimową. Planowo chcemy mieć we Włoszech około 7-8 wysokiej klasy koni, które będą konkurowały na pokazach w całej Europie i w Lubochni 8-10 koni do hodowli. To jest plan maksimum, który założyliśmy. Chcemy zostawiać te najlepsze konie i dodatkowo móc dzielić się swoim szczęściem, czyli sprzedawać piękne konie czystej krwi arabskiej dalej w świat. Ograniczenie, które mamy w postaci posiadanych budynków ma nam także pomóc w realizacji tego planu.
Jeździcie konno. Macie przepiękne i bardzo funkcjonalne stajnie, ogromne wybiegi, więc mogłoby się wydawać, że „pod siodłem” chodzą czempiony. Tak jednak nie jest. Użytkujecie przeciętne konie, które dążycie miłością za to, jakie są, a nie ile pieniędzy są warte. Co to za konie?
Mamy w stajni 2 konie do jazdy, z czego jeden nie do końca jest nasz, dzierżawimy go. Jest tak fajny i kochany przez właścicielkę, że nie jest w stanie nam go sprzedać i my naprawdę to doceniamy. To jest właśnie ten głęboki wymiar miłości do koni. Kupiliśmy kiedyś innego konia, ale staramy się być w tym wszystkim rozsądni. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy koniarzami, którzy jeżdżą od zawsze. Dla nas jest to rekreacja i dobra zabawa, sposób na aktywne spędzanie wolnego czasu. Dzieci dzięki temu są spokojne, nie siedzą cały czas przy komputerze i jest to sposób na zagospodarowanie im czasu. Mamy kuca Harleja, ma 19 lat i swoje za uszami, ale jest przefajny dla dzieci. Mamy też hanowera, który jest bardzo spokojny, cierpiliwy, wręcz wyrozumiały i też dzięki temu my na spokojnie polepszamy swoje umiejętności. Nie jesteśmy na tym poziomie jeździeckim, żeby na koniach arabskich pojechać w teren. Wiemy, że ludzie cenią sobie je również do jazdy, ale my na razie korzystamy ze spokojnych koni pod siodło, które mamy. Poza tym to są konie pokazowe, kiedy przyjeżdżają do Lubochni, mają odpocząć i urodzić dobre źrebięta. Przygotowujemy je wstępnie do obsługi, ponieważ jak wyjeżdżają do Włoch to muszą pozwalać robić sobie różne zabiegi, jak dawanie nóg czy strzyżenie, a także są lonżowane, myte, używa się całą masę kosmetyków, wypacaczy itp. Roczne konie biorą już udział w pokazach i trenują 5-6 razy w tygodniu.
Jakie sukcesy odnieśliście do tej pory? Co udało Wam się zdobyć po półtora roku funkcjonowania, czyli bardzo krótkim okresie?
Szczerze powiem, że sami jesteśmy zaskoczeni tym, co udało nam się osiągnąć. Miesiąc temu byliśmy na Pucharze Narodów w Akwizgranie, który odbył się po rocznej przerwie pandemicznej. Jest to duże wydarzenie dla świata koni arabskich, bo do Europy zjeżdża cała elita. Pojechaliśmy tam z 2-letnią D Narjeseyyah i 4-letnią D Modi. Naszym planem było, żeby w danej klasie nasze konie były w Top 5, tzn. w piątce najlepszych koni w klasie wiekowej. To sprawiło by nam już ogromną radość i zadowolenie. Wiadomo, że przyjeżdżają tam hodowcy z całego świata z końmi, które są warte miliony euro. Konie jadą tam tydzień wcześniej, są aklimatyzowane, niektóre przylatują samolotami. To jest inny świat. Długo zastanawialiśmy się nad tym występem i cieszyło nas, że mamy co pokazać podczas tak ważnego wydarzenia, jakim jest Puchar Narodów. Różnica między pokazać, a coś zdobyć, to już jest zupełnie osobny, następny etap. Pierwszego dnia okazało się, że 2-latka wygrała swoją klasę. To był szał, coś niesamowitego. Zaistnieliśmy w tym świecie, pokonaliśmy także konie z polskich stadnin państwowych. To było potwierdzenie, że było warto i idziemy w dobrą stronę. To jest naprawdę budujące. Drugiego dnia 4-latka zdobyła drugie miejsce w swojej klasie, czyli kolejny niesamowity sukces. Koń ściągnięty spod Dubaju, który w Palermo zdobył najwyższą notę w historii tego pokazu – 94 pkt! – był oświeceniem po przyjeździe do Europy. Po południu były rozgrywki finałowe, czyli czempionaty. Wtedy rozum przychodzi do głowy i mówi: pamiętajcie, nie macie żadnych szans, to się nie może wydarzyć, wy jesteście dopiero półtora roku w branży. Siedzieliśmy na spokojnie, był czempionat klaczy 2 i 3-letnich. Występowało w nim 12 koni i oczywiście nie weszliśmy do pierwszej trójki. I tak byliśmy zadowoleni, bo osiągnęliśmy więcej, niż chcieliśmy. Kolejny czempionat to nasza druga klacz, która była druga w swojej klasie. Jeśli chodzi o seniorki to występują w tych klasach wszystkie konie powyżej 4 lat. Wiadomo, że klasy klaczy starszych to są zawsze najliczniejsze i najlepsze klasy. Wyczytano zdobywczynię brązowego medalu i chociaż umysł podpowiadał, że może coś się wydarzy, to nie zajęliśmy tego trzeciego miejsca. Usiedliśmy do stolika, ale i tak byliśmy bardzo zadowoleni. Wtedy wyczytano srebro i usłyszeliśmy Lubochnia Arabians. W tym momencie euforia, krzyk na cały stolik, trybuny szaleją, biją nam brawo, łzy kręcą się w oczach. Udało się – mamy srebrny medal czempionatu jednego z dwóch najważniejszych pokazów dla koni arabskich na świecie w ciągu roku. Dekoracja, gratulacje od międzynarodowych sędziów, od szejków z Dubaju, Katarczyków, Saudyjczyków. Cały świat mówi, że Lubochnia coś znaczy. Ze stajni, która powstała gdzieś nad Jeziorem Wierzbiczany, okazuje się, że zrobiliśmy coś, co ciężko jest zrozumieć. Statystycznie jeszcze długo nie powinno się to wydarzyć. To naprawdę ogromny sukces.
Stajnia jest przede wszystkim na Twojej głowie, jednak to rodzinne przedsięwzięcie i pasja. Czy mąż podziela zainteresowanie końmi?
Tak, mąż w pełni podziela pasję. Także jeździ konno, chociaż pewnie rzadziej niż my, ze względu na pracę i obowiązki. On więcej czasu spędza w naszej drugiej firmie, ale jeździ na wszystkie pokazy, dogląda koni. Co jest fajne i ciekawe – bardzo często ma trafniejsze uwagi, bo nie spędza nad tym aż tak wiele czasu. Patrzy na to trochę z zewnątrz. Jego uwagi często są tak trafne, że jest mi nawet trochę głupio, ponieważ patrzyłam na to tyle czasu i nie zauważyłam. Oprócz tego jest osobą, która potrafi zarządzać ludźmi. Od 24 lat ma firmę i wie, jak się to wszystko tworzy. Jeśli chodzi o naszą firmę, to jesteśmy my, mamy prokurenta pana Krzysztofa Kapałę, który od lat siedzi w końskim świecie koni arabskich i ma ogromną wiedzę oraz pasję do tej branży, a także mamy doradcę, redaktora z portalu polskiearby.com – Mateusza Jaworskiego, który nam pomaga, daje rady i zna na tyle całą branżę, że możemy się w tym odnaleźć. Reprezentuje nas również na międzynarodowych konkursach, w których nie możemy osobiście wziąć udziału. Na miejscu mamy pracowników, którzy zajmują się stajnią. Oprócz tego jesteśmy w tak fajnym regionie – bo to musimy podkreślić – przesiąkniętym końskimi przedsięwzięciami, że po prostu chyba nie można było stworzyć tutaj firmy zajmującej się czymś innym, tylko właśnie końmi. Ponieważ nie jesteśmy ekspertami w zachowaniach końskich, chociaż oboje z mężem mamy ukończone kursy technika hodowcy koni – dokształciliśmy się w tym zakresie – otaczamy się ludźmi bardziej doświadczonymi od nas w tym zakresie i nie boimy się tego powiedzieć. Naprawdę staramy się ich słuchać. Nie zawsze robimy wszystko, o co nas proszą. Jesteśmy uparci, ale w tej naszej upartości coś jest. Robimy rzeczy, które wydają się niemożliwe. Można zmieniać świat nawet na obrzeżach Gniezna, ale tylko dlatego, że prawie na każdym narożniku ktoś ma konia i obstawiam, że jeżeli coś by się stało i potrzebowali byśmy pomocy, czy ktoś potrzebowałby naszej pomocy, to w środku nocy każdy jest gotowy tę pomoc dać, nie patrząc na okoliczności. Świat tutaj jest przyjaźnie nastawiony.
Konie czystej krwi arabskiej należące do stadniny w Lubochnia Arabians, a stacjonujące we Włoszech, mniej więcej dwa razy w miesiącu biorą udział w konkursach. Nie wracają do Polski między innymi dlatego, że na narodowym pokazie mogłaby wystąpić dopiero jedna, roczna klacz, która urodziła się w Polsce. Pozostałe konie są urodzone w innych krajach, więc nie mogą brać udziału w tej rywalizacji.
W przyszły roku w Lubochnia Arabians urodzi się 5 źrebiąt. Po osiągnięciu odpowiedniego wieku i przygotowaniu do pokazów, będą one mogły brać udział w naszym Narodowym Pokazie Koni Arabskich Czystej Krwi. Z racji tego, że właściciele stajni postawili na trenera, który stacjonuje we Włoszech wiadomym jest, że jeżeli przyjedzie na pokaz do Polski, przywiezie także inne konie, więc musi być to naprawdę duże wydarzenie.
4 komentarze
Proszę o kontakt. Dziękuję. Pozdrawiam
Ile teraz warty taki Konik po zdobyciu sławy i wygraniu takiej nagrody? 🙂
władza sprzyja…kasa sie zgadza i do przodu swiecic na salonach…
A może to właśnie prywatne stadniny, miały wpływ na ocenę. Doświadczenie mówi o podkopie.