Jeżeli mamy w Polsce kogoś, kto potrafi się wspiąć na wyżyny humoru najwyższej próby, zarazem arcyśmiesznego i subtelnego, to bez wątpienia jest to Artur Andrus. Na zaproszenie Biblioteki Publicznej Artur Andrus odwiedził wczoraj Gniezno. I absolutnie oczarował publiczność – jeżeli na widowni znalazła się choćby jedna osoba „andrusosceptyczna” (a to wielce wątpliwe), to po spotkaniu cały sceptycyzm musiał wyparować. A jakich czarów używał Andrus?
Całe spotkanie przebiegało w rytm: pytanie prowadzących – anegdota – salwy śmiechu, i tak dalej, i tak znów. Nic dziwnego, że zakończyło się wyznaniem miłości jednej z widzek i to w dodatku – co wiemy z dobrych źródeł – całkiem świeżej mężatki. Cóż, mąż to chwilowe uniesienie zapewne wybaczy – wdziękowi Artura Andrusa naprawdę trudno się oprzeć.