Z Michaliną Rodak, która skończyła studia na Wydziale Aktorskim Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi, obecnie jest na etacie w Teatrze im.Al.Fredry w Gnieźnie rozmawia Daniela Zybalanka-Jaśko.
Prapremiera polska 6 marca 2015 roku
To już parę miesięcy odkąd skończyłaś Wydział Aktorsko – Filmowy w Łodzi. Jak to się stało, że znalazłaś się będąc jeszcze na studiach w Teatrze gnieźnieńskim?
Zaczęło się od tego, że dyrektor artystyczny Łukasz Gajdzis przyjechał do Łodzi zobaczyć spektakl dyplomowy, w którym grałam. Zaproponował pracę kilku osobom i po wielu próbach pogodzenia studiów z harmonogramem gnieźnieńskiego teatru, ja i trójka moich przyjaciół z roku dostaliśmy role w spektaklu „Pinokio”.
Tak więc jeszcze nie mając dyplomu zagrałaś w przedstawieniu „Pinokio”, gdzie wystąpiłaś w scenie Teatru Marionetek w roli Czerwonego Kapturka. To lalki animowane. Jaką techniką gra się w takim spektaklu?
„Pinokio” jest przedstawieniem dla dzieci, a dzieci są widownią bardzo wymagającą. Grałam marionetkę, wobec czego musiałam dużo pracować z ciałem, by wykonywane przeze mnie ruchy wyglądały wiarygodnie. Z pomocą przyszli mi aktorzy gnieźnieńskiego teatru, którzy zdradzili mi kilka „trików” i udzielili wielu pomocnych wskazówek.
Zrobiłaś także zastępstwo za Martynę Rozwadowską w „Szpaku Fryderyku” Rudolfa Herfurtnera grając Panią Nowak. To była główna rola, odpowiedzialna fizycznie. Jak się do tej postaci przygotowywałaś w tak krótkim czasie?
Mieliśmy zaledwie trzy dni prób na przygotowanie zastępstwa. Na szczęście dużo wcześniej otrzymałam płytę z nagraniem spektaklu, więc miałam czas na przyswojenie całej choreografii.
Ale wróćmy do Twoich studiów Teatralno – Filmowych. W 2009 r. wystąpiłaś w filmie krótkometrażowym pt. „Ogrodzenie” z cyklu „Dekalog 89”w reżyserii Tomasza Matuszczaka, gdzie za rolę córki dostałaś nominację do Ogólnopolskiej Nagrody im. Jana Machulskiego dla najlepszej aktorki. Czy mogłabyś przybliżyć temat?
W projekcie „Dekalog 89” chodziło o to, by młodzi twórcy na nowo odczytali przykazania Dekalogu. „Ogrodzenie” dotyczy przykazania drugiego. Jest to historia matki i córki, które mieszkają same w domu na wsi. Ich relacje zakłóca pojawienie się mężczyzny, który oferuje naprawę ogrodzenia.
Zagrałaś także w spektaklu „Szury” w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej we Wrocławiu. Było to przedstawienie dyplomowe studentek Wydziału i Reżyserii Dzieci i Młodzieży PWST we Wrocławiu. Co to była za rola i o czym ona tematycznie mówiła?
Przedstawienie „Szury” powstało w ramach zajęć grupy teatralnej, do której uczęszczałam zanim dostałam się do łódzkiej filmówki. Nasz spektakl (na podstawie tekstu Mirona Białoszewskiego) był rodzajem buntu przeciwko stereotypom, maskom i agresji. Razem z koleżankami zagrałyśmy trzy równorzędne role w scenariuszu nazwane kolejno: „Jedno”, „Drugie”, „Trzecie”. Andrzej Makowiecki wykładowca w PWST we Wrocławiu jako opiekun projektu nadzorował próby.
Ta reklamówka telewizyjna i radiowa tabletek suplementu diety dla osób z cerą trądzikową, w której brałaś udział stała się Twoim pierwszym zetknięciem z pracą na żywym planie telewizyjnym?
To było moje pierwsze doświadczenie związane z telewizją, natomiast nie pierwsze na planie filmowym. W pracę nad reklamą zaangażowani byli studenci PWSFTv iT, więc nie czułam się samotnie.
Brałaś także udział w słuchowisku radiowym pt. „Filip” użyczając głosu Heli. Co to było za słuchowisko i na czym polegała Twoja rola?
Słuchowisko powstało na podstawie książki „Filip” Leopolda Tyrmanda. Było realizowane w ramach szkolnego projektu, który miał na celu oswoić nas, studentów z pracą radiową. Aby każdy na roku miał szansę się wykazać, kilka osób użyczyło głosu jednej postaci, musieliśmy się podzielić, mój fragment dotyczył sceny rozstania.
Na trzecim roku studiów wystąpiłaś w spektaklu „Tanga” S. Mrożka w roli Eugenii. Dramat utrzymany jest w charakterystycznej dla pisarza konwencji groteskowej, surrealistycznej i realistycznej zarazem, podejmującej problematykę roli i miejsca intelektualisty we współczesnym świecie. Akcja toczy się w rodzinie Stomila, artysty – irrproduktywa. Bohaterowie żyją na śmietniku historii nagromadzonym w ich mieszkaniu, w inercji, w której nie chcą ani nie umieją przezwyciężyć. Babcia Artura to zdecydowanie najbardziej komiczna postać „Tanga”. Jej zachowanie i wygląd zupełnie nie pasują do osoby w podeszłym wieku. Jak rozwijała się ta postać i co było w niej najważniejsze?
Trudność polegała na uchwyceniu jak mając 22 lata zagrać babcię, nie stosując stereotypowych rozwiązań. Eugenia to postać ekscentryczna, babcia stylizująca się na nastolatkę. To w tym jej dziwnym, młodzieńczym wigorze upatrzyłam dla siebie szansę na zbudowanie wiarygodnej roli. W trakcie prób szukałam między innymi różnych „dziwactw” Eugenii, ale również jej tęsknot i co według mnie najważniejsze – jaka jest, kiedy nikt nie widzi i w co „gra” tak naprawdę.
Spektaklem dyplomowym w 2014 roku kończącym studia była Twoja rola w „Poskromieniu złośnicy” W. Szekspira – postać Katarzyny w reżyserii Małgorzaty Warsickiej. To rola złośliwej i niespokojnej dziewczyny, której zwieńczenie miłości następuje po wielu miesiącach, bowiem Katarzyna choć nieposkromiona w swoich żądaniach zostaje ujarzmiona przez Petruchio. Jak pracowałaś nad tą rolą?
Nad „Poskromieniem złośnicy” pracowaliśmy głównie metodą improwizacji. Korzystaliśmy też z „gestów psychologicznych” i „atmosfer”, czyli ćwiczeń opisanych przez Michaiła Czechowa. Starałam się przede wszystkim znaleźć złośnicę „w sobie” w czym pomocne okazały się pisane przez nas co próbę monologi wewnętrzne.
Drugim dyplomem był „Marat/Sad” Peter Weissa rola Simony Evrard w reżyserii Rudolfa Zioło. Twórczość literacka i filozoficzna markiza de Sade jest w dziejach myśli ludzkiej zjawiskiem wyjątkowym i niezwykłym nie tylko ze względu na jej cechy immanentne, ale również z powodu niezwykłej i dramatycznej ewolucji pojęć i ocen śmierci osławionego pisarza i myśliciela. Za życia i przez cały wiek XIX Sade uchodził powszechnie za szaleńca ogarniętego manią zła, propagatora zbrodni. Dzieła Sade niszczono z zawziętością, zepchnięte zostały do podziemia i dzielić musiały losy utworów pornograficznych. Jak budowałaś swoją rolę Simony Evrard i co to była za postać?
Simona Evrard to znerwicowana „życiowa partnerka” Marata. Przygotowując spektakl większość czasu poświęciliśmy próbom stolikowym i bardzo dokładnej analizie tekstu. Miałam go bardzo mało, zaledwie kilka zdań, więc gdy weszliśmy w próby na scenę, skupiłam się na działaniach i na tym, by w ciele i w ruchach Simony znaleźć charakterystyczność.
Klimat przedstawienia „Męczeństwo i śmierć Marata/Sade w opracowaniu Peter Weissa uosabia atmosferę plejady kuriozalnych postaci, spektakl pacjentów umysłowo chorych szpitala psychiatrycznego. Jak odnajdowałaś się w tej ekstremalnej atmosferze? Czy to było Twoje pierwsze spotkanie z tego typu sztuką?
„Męczeństwo” to teatr w teatrze. Ja – Michalina grałam pacjentkę, która grała Simonę! Ciekawym doświadczeniem była próba oddzielenia, co moja postać robi w swojej roli, a jaka jest poza nią, i w których momentach obie te sytuacje się pokrywają. Pierwszy raz również grałam osobę chorą, upośledzoną umysłowo i myślę, że taka rola zawsze niesie ze sobą dużo możliwości.
Zdobywasz dopiero pierwsze ostrogi sceniczne. Po ukończeniu studiów zagrałaś w spektaklu „Niech nigdy w tym dniu słońce nie świeci” w ramach „Rezydencji Artystycznych – niewidzialni – 5 zmysłów”. Przedstawienie powstało na kanwie lokalnej, średniowiecznej legendy o zemście żebraków związanych ze śmiercią Św. Wojciecha każdego roku 23 kwietnia – gnieźnieńskiego święta Wojciechowego. Na scenie wystąpili zarówno aktorzy Teatru Al. Fredry jak i artyści niepełnosprawni ruchowo. Jak pracowało się nad tym nietypowym projektem?
To była rewelacyjna współpraca! Poznałam wspaniałych ludzi i myślę, że wyjątkowo się zgraliśmy. Do tematu wykluczenia osób alternatywnych podeszliśmy z wielu ciekawych perspektyw, wszyscy byli bardzo zaangażowani. Pracowaliśmy metodą improwizacji, na podstawie których na bieżąco powstawał tekst sztuki. Ten spektakl jest bardzo „nasz” i bardzo mnie to cieszy.
Weszłaś obecnie w próby francuskiej sztuki Joela Pommerata „Zjednoczenie dwóch Korei” w przekładzie Marioli Odzimkowskiej w reżyserii Lukasza Gajdzisa. Jaką rolę zagrasz w tym przedstawieniu i na jakim etapie są próby?
Jesteśmy na samym początku przygody z tym spektaklem, jeszcze ledwo „odrywamy” się od kartek scenariusza, mamy próby czytane, dużo rozmawiamy. Sztuka składa się z 19, niezależnych scen o…miłości! Tekst jest zabawny i wzruszający, bardzo „aktorski”, dający duże możliwości. W spektaklu zagram trzy postacie: nastolatkę, ciężarną pacjentkę i sekretarkę.
Jak przystępujesz do pracy nad rolą?
To zależy…Myślę, że najłatwiej zacząć od improwizacji na bazie poszczególnych scen, żeby zbyt wcześnie ucząc się tekstu, nie „filtrować” fałszywych tonów, ale złapać emocjonalny przebieg postaci. Zdarza mi się zaczynać pracę od ciała, od znalezienia ruchów roli, tego jak się chodzi jak siada…Są postacie, którym warto stworzyć na nasze potrzeby cały życiorys, są sceny, w których pod każdym zdaniem kryje się masa podtekstów. Mam wrażenie, że do tej pory nad każdą rolą pracowałam inaczej, nie mam określonej metody czy schematu.
Czy masz świadomość, że okres w którym żyjesz już nie wróci?
Trzymam się myśli, że wszystko kiedyś się kończy, ale tym samym zawsze zaczyna się coś nowego.
Wierzysz w przypadek?
Prawdopodobnie przypadków nie ma, choć równe szanse ma teza, że wszystko co się dzieje, dzieje się przypadkiem. Pozostaje wierzyć w jedno lub drugie. Lubię myśleć, że wydarzenia, które mają miejsce nie są przypadkowe, ale jednak wszystko dzieje się „po coś”.
Jak wspominasz czas studiów?
To był bardzo intensywny okres, czasem za nim tęsknię. Najmocniej wspominam ludzi (miałam fantastyczną ekipę na roku) i atmosferę, jaka panowała na naszym wydziale – bardzo specyficzna, trudna do opisania, dziwaczna i magiczna.
Teraz kiedy od sezonu jesteś w Teatrze stacjonarnym, czego życzyłabyś sobie na dalsze lata?
Chciałabym rozwijać się w nowych rolach, grać jak najwięcej w teatrze, ale też, spróbować swoich sił w filmie. Życzyłabym sobie mądrych, życzliwych i otwartych ludzi na swojej drodze, bo są podstawą udanej pracy w każdym zawodzie.
Dziękuję za rozmowę
foto: Marek Lapis, Dawid Stube