Przed rozpoczęciem 12. kolejki IV lig Pelikan Niechanowo zajmował w ligowej tabeli trzecie miejsce, a Płomień Przyprostynia dwunaste. Wczoraj oba te zespoły spotkały się w Przyprostyni, gdzie piłkarze Pelikana potwierdzili tak dużą różnicę dzielącą ich od rywala z Przyprostyni, pewnie wygrywając z Płomieniem 0:2.
Zespół z Niechanowa miał wczoraj ogromną szansę na pobicie swojego dotychczasowego IV-ligowego rekordu strzeleckiego. Niestety skuteczność formacji ofensywnej zielono-czarnych wciąż pozostawia wiele do życzenia, a rozregulowane celowniki wprawiły niejednego świadka wczorajszego meczu w osłupienie.
Pojedynek z Płomieniem był meczem do jednej bramki, teatrem jednego aktora, który mimo nieprawdopodobnej ilości stuprocentowych szans, nie był w stanie w oczekiwany sposób odegrać swojej roli. Goście przeważali nad Płomieniem w każdym aspekcie gry, górując nad przeciwnikiem szybkością, wyszkoleniem technicznym i płynnością konstruowanych akcji. Gdy jednak udało się wprowadzić piłkę w pole karne, próby zdobycia gola kończyły się lądowaniem piłki obok słupka, nad poprzeczką lub w rękach bramkarza.
Gole jednak wisiały w powietrzu i musiały kiedyś paść. Oczekujący na tę esencję każdej piłkarskiej potyczki kibice pierwsze zasłużone brawo mogli bić dopiero w 31 minucie meczu. Wówczas to Mateusz Roszak podał piłkę do Łukasza Zagdańskiego, ten minął bramkarza i strzelił do pustej bramki. 0:1 dla Pelikana.
Dziewięć minut później strzałem z trzydziestu metrów popisał się Przemek Otuszewski. To uderzenie, biorąc pod uwagę straszną niecelność, jaką dotychczas zawodnicy Pelikana "popisywali się" w polu karnym Płomienia, zdaje się, że nie mogła zaskoczyć bramkarza z Przyprostyni. A jednak! Strzał Przemka przyniósł drugiego i jednocześnie ostatniego w tym meczu gola dla niechanowskiej ekipy.
O grze Płomienia w pierwszej części gry praktycznie nie ma co napisać. Gospodarze, skupieni tylko i wyłącznie na obronie własnej bramki, tylko raz stworzyli sobie dogodną sytuację, tuż przed przerwą, ale zakończyli ją niecelnym strzałem.
W drugiej połowie Płomień również tylko raz poważnie zagroził obronie Pelikana. Jednak również i tym razem szansa na kontaktowego gola nie została wykorzystana.
Swoich niezliczonych szans nie wykorzystał także Pelikan, pudłując w sytuacjach, które aż się prosiły o gola. O tym, jak to się stało, że jednak te gole nie padły, wiedzą tylko ci, którzy mieli wczoraj po dwie lewe nogi i czarodziej, który przed meczem zaczarował bramkę Płomienia…
Płomień Przyprostynia – Pelikan Niechanowo 0:2
Kolejne spotkanie Pelikan rozegra na swoim obiekcie w Niechanowie. Mecz z KS 1920 Mosina odbędzie się 2 listopada o godz. 14.00.
Pojedynek z Płomieniem był meczem do jednej bramki, teatrem jednego aktora, który mimo nieprawdopodobnej ilości stuprocentowych szans, nie był w stanie w oczekiwany sposób odegrać swojej roli. Goście przeważali nad Płomieniem w każdym aspekcie gry, górując nad przeciwnikiem szybkością, wyszkoleniem technicznym i płynnością konstruowanych akcji. Gdy jednak udało się wprowadzić piłkę w pole karne, próby zdobycia gola kończyły się lądowaniem piłki obok słupka, nad poprzeczką lub w rękach bramkarza.
Gole jednak wisiały w powietrzu i musiały kiedyś paść. Oczekujący na tę esencję każdej piłkarskiej potyczki kibice pierwsze zasłużone brawo mogli bić dopiero w 31 minucie meczu. Wówczas to Mateusz Roszak podał piłkę do Łukasza Zagdańskiego, ten minął bramkarza i strzelił do pustej bramki. 0:1 dla Pelikana.
Dziewięć minut później strzałem z trzydziestu metrów popisał się Przemek Otuszewski. To uderzenie, biorąc pod uwagę straszną niecelność, jaką dotychczas zawodnicy Pelikana "popisywali się" w polu karnym Płomienia, zdaje się, że nie mogła zaskoczyć bramkarza z Przyprostyni. A jednak! Strzał Przemka przyniósł drugiego i jednocześnie ostatniego w tym meczu gola dla niechanowskiej ekipy.
O grze Płomienia w pierwszej części gry praktycznie nie ma co napisać. Gospodarze, skupieni tylko i wyłącznie na obronie własnej bramki, tylko raz stworzyli sobie dogodną sytuację, tuż przed przerwą, ale zakończyli ją niecelnym strzałem.
W drugiej połowie Płomień również tylko raz poważnie zagroził obronie Pelikana. Jednak również i tym razem szansa na kontaktowego gola nie została wykorzystana.
Swoich niezliczonych szans nie wykorzystał także Pelikan, pudłując w sytuacjach, które aż się prosiły o gola. O tym, jak to się stało, że jednak te gole nie padły, wiedzą tylko ci, którzy mieli wczoraj po dwie lewe nogi i czarodziej, który przed meczem zaczarował bramkę Płomienia…
Płomień Przyprostynia – Pelikan Niechanowo 0:2
Kolejne spotkanie Pelikan rozegra na swoim obiekcie w Niechanowie. Mecz z KS 1920 Mosina odbędzie się 2 listopada o godz. 14.00.
Ernest Kowalski