Z Anną Pijanowską, która od września jest na etacie w Teatrze im.Al.Fredry w Gnieźnie, jest przed premierą sztuki „Pinokio” Carlo Collodiego w nowej adaptacji Maliny Prześlugi, gdzie zagra rolę Kotki w reżyserii Roberta Drobniucha rozmawia Daniela Zybalanka-Jaśko.
Anna Pijanowska skończyła w tym roku Wydział Aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej i Teatralnej w Łodzi. Zagrała będąc jeszcze na studiach w 2014 roku Metalową Dziewczynkę w „Światach równoległych”- „Między nami dobrze jest” Doroty Masłowskiej w reżyserii Piotra Waligórskiego. Obecnie jest przed premierą sztuki „Pinokio” Carlo Collodiego w nowej adaptacji Maliny Prześlugi, gdzie wystąpi w roli Kotki. Na studiach zagrała Olgę w „Trzech siostrach” Antoniego Czechowa, Sonię w „Zbrodni i karze” Fiodora Dostojewskiego w „Gory i gordost” na podstawie „Jestem Czeczenem” Germana Sadułajewa i „II wojny Czeczeńskiej” Anny Politkowskiej. Przedstawienie było na festiwalach w Edynburgu, Bytowie, Kiszyniowie (Mołdawia ),Suczewie (Rumunia). Zagrała rolę Dziewczyny we „Wzgórzach jak białe słonie” Ernesta Hemingwaya, Klitajmestrę w „Elektrze” Sofoklesa, Olgę w „Zamku” Franza Kafki, na czwartym roku studiów Lenę w „Leonce i Lena” Georga Buchnera. Jest przed prapremierą sztuki „Pinokio” Carlo Collodiego w nowej adaptacji Maliny Prześlugi,gdzie zagra rolę Kotki.
Anna Pijanowska wchodzi w zastępstwo za Martynę Rozwadowską do roli Skarbie, gdzie zagra już w październiku w spektaklu „Kto się boi Wirginii Woolf”Edwarda Albee.
Prapremiera „Pinokio”18 września ( czwartek) godz.18.00
Anna Pijanowska wchodzi w zastępstwo za Martynę Rozwadowską do roli Skarbie, gdzie zagra już w październiku w spektaklu „Kto się boi Wirginii Woolf”Edwarda Albee.
Prapremiera „Pinokio”18 września ( czwartek) godz.18.00
Skąd te zainteresowania aktorstwem, czy to geny?
Nikt w mojej rodzinie nie poszedł w stronę teatru. W drugiej klasie podstawówki zapisałam się do Kółka Teatralnego. Okazało się to jedyną dziedziną, w której nie miałam „słomianego zapału”.
Jak się dostałaś na studia Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi?
Tak jak wszyscy, przystąpiłam do egzaminów, które trwały trzy tygodnie i były tak męczące, że słabo pamiętam ten okres, ale jakoś niechcący się udało.
Cztery lata studiów szybko przeminęły?
Z jednej strony minęły szybko, z drugiej bardzo wiele się działo.
Byłaś tam jedną z bardziej docenianych studentek…
Profesorowie w szkole starają się nie faworyzować, ale oczywiście z jednymi czułam większą chemię, z innymi mniejszą.
Pierwszy rok studiów to wdrażanie się w zajęcia. Z jakimi wykładowcami zetknęłaś się w szkole łódzkiej?
Było ich wielu, ale przez cztery lata nasz rok prowadzili Jacek Orłowski i Bronisław Wrocławski, którzy byli naszymi „ojcem i matką”. Ważne też było spotkanie z reżyserem Marcinem Brzozowskim przy pracy nad spektaklem „Gory i gordost”.
Olgę zagrałaś w „Trzech siostrach” A. Czechowa na pierwszym roku studiów. Jak znajdowałaś tego wybitnego pisarza wówczas podczas pracy nad rolą?
Sceny z „Trzech sióstr” robiliśmy z profesorem Orłowskim. Ta praca opierała się głównie na improwizacji na kanwie sytuacji stworzonych przez Czechowa, które na pewno były bardzo inspirujące.
Jeszcze w tym samym roku zagrałaś Sonię w „Zbrodni i karze” Fiodora Dostojewskiego. Akcja dzieje się w Petersburgu. Sonia zmuszona trudną sytuacją w domu zostaje prostytutką. Zakochuje się w głównym bohaterze powieści Raskolnikowie, który przyznaje się do popełnienia morderstwa i zostaje zesłany na Syberię, gdzie towarzyszy mu także Sonia. Pomysł napisania „Zbrodni i kary” dojrzewał w duszy pisarza piętnaście lat. Jest to mroczna opowieść o „mordercy i jawnogrzesznicy”, która wraz z odmienionym Raskolnikowem przeżywa odrodzenie się jego wiary i powrót do wywiedzionej z najgłębszych podstaw chrześcijaństwa filozofii wybaczającej miłości. Widziałam wiele realizacji scenicznych tej sztuki m.in. w Teatrze Powszechnym w Warszawie, gdzie Sonię zagrała Zofia Kucówna, Roskolinikowa Adam Hanuszkiewicz, który ten spektakl reżyserował. Sonia to wątła zagubiona dziewczyna, która po przez swoją pełną pokory i dobroci mimo poniżających okoliczności życiowych zawsze gotowa do chrześcijańskiego przebaczenia zachowuje godność i człowieczeństwo. Jaki klucz zastosowałaś do postaci Soni i kto reżyserował ten spektakl?
To był egzamin z pracy z kamerą pod opieką łódzkiego aktora Mariusza Jakusa. Praca polegała na dostosowaniu środków aktorskich dla potrzeb filmu. Dbaliśmy o powściągliwość i naturalność oczu.
Na drugim roku sądzę, że już okrzepłaś i wzięłaś udział w niezwykle ciekawym projekcie „Gory i gordost” na podstawie ”Jestem Czeczenem” Germana Sadułajewa i „II wojny Czeczeńskiej” Anny Politkowskiej, z którym to spektaklem byliście na festiwalach w Edenburgu, Bytowie, Kiszyniowie (Mołdawia), Suczawie (Rumunia). Obie powieści zostały przerobione na scenę. Powieść Sadułajewa zabiera nas w podróż w głąb czeczeńskiej duszy. Anna Politkowska zaś rosyjska dziennikarka – reporterka „Nowej Gazety” została zamordowana 2006 roku w centrum Moskwy, gdy wracała z zakupów. Politkowska pisze o dramatycznych wydarzeniach z perspektywy świadka, jako, że sama ich doświadczyła: wymyślne tortury, skrajny głód, mordowanie cywilów i zmyślne niszczenie ich dobytków. Druga wojna czeczeńska jest najważniejszym świadectwem wydarzeń w walczącej republice. Jakie zadanie tam miałaś, czyj był scenariusz, jak przyjmowała was publiczność na festiwalach?
Trudno opisać moje zadanie gdyż jest to spektakl zbiorowy oparty na ruchu i śpiewie. Przypadł mi fragment tekstu o hipokryzji mediów w sprawie wojny czeczeńskiej. Scenariusz w trakcie pracy tworzył Marcin Brzozowski – reżyser. Spektakl cieplej został przyjęty w Mołdawii i Rumunii niż w Edynburgu, ale jest to zrozumiałe, Szkotom być może dalej do tego tematu.
Jeszcze na drugim roku zagrałaś rolę dziewczyny we „Wzgórzach jak białe słonie” Ernesta Hemingwaya w etiudzie filmowej na końcowy egzamin. W roku 1957 powstał spektakl telewizyjny w reżyserii Zbigniewa Kuźmińskiego w obsadzie Hanny Bedryńskiej i Leona Niemczyka. Całość to w sumie jedna ich rozmowa przeprowadzona na stacji gdzieś w Hiszpanii, z pozoru bez znaczenia i prozaiczna w rzeczywistości ukazująca prawdziwy konflikt, brak bliskości między nimi i odzierająca ze złudzeń. Jaka jest różnica między realizacją filmową, a fabułą w spektaklu, co w zasadzie jest trudniejsze i jak się nad tym pracuje?
Ta etiuda filmowa oparta była w większości na zbliżeniach co pozwalało na używanie subtelniejszych środków wyrazu, opartych na spojrzeniach i zmianach atmosfery widocznych w samych oczach, co byłoby niemożliwe na scenie.
„Elektra” Eurypidesa uwieńczenie drugiego roku studiów rola Klitajmestry – jedna scena, a jakże ważna. Klitajmestra ginie z rąk własnego syna Oresta. Klitajmestra to nie wspaniała, groźna i imponująca zbrodniarka Ajschylosa ani nie niegodziwa, antypatyczna matka Elektry Sofoklesa – Klitajmestra Eurypidesa jest bardzo ludzka i chyba trochę nieszczęśliwa, choć chce ukryć nieszczęście za przechwałkami bogactwa i władzy. Taki obraz dyktują nam fakty, których dowiadujemy się z ust Elektry, miasto gardzi swą władczynią, w haniebnym związku żyje w trwodze i chyba Agistos nie jest zbyt jej wierny. Tkwi w jej sercu jeszcze żywa pamięć utraconej Ifigenii i zniewagi jaką było wprowadzenie przez Agamemnona pod jeden dach z nią nałożnicy Kasandry. Rola wspaniała – jak pracowałaś nad nią?
Ten egzamin również przygotowywaliśmy z profesorem Orłowskim, był on oparty na improwizacji. Co tydzień improwizowaliśmy z koleżanką scenę i długo rozmawialiśmy z profesorem. Postać tworzyła się w rozmowie, improwizacja była wynikiem tej burzy mózgów.
Trzeci rok studiów uhonorował Cię „Zamkem” Franza Kafki. „Zamek” jest niewątpliwie jedną z najtrudniejszych książek w odbiorze, jaką literatura światowa kiedykolwiek wydała. Główny wątek powieści, która nigdy nie została dokończona, jest bardzo prosty: geometra K. przybywa do jakiejś wsi (nie wiemy jak ta wieś się nazywa i gdzie leży, a nawet w jakim czasie rozgrywa się akcja) i próbuje się dowiedzieć od jej mieszkańców w jaki sposób mógłby się dostać do zamku wznoszącego się nad wsią. Zamkiem tym rządzą nieustępliwi urzędnicy i tajemniczy pan Klamm. K. próbuje wszystkich sposobów, aby dostać się do zamku, ale nie udaje mu się to do samego końca. Napotyka tam wiele postaci, a przede wszystkim kobiety a więc Olgę, Friedę, Pepi. Jednak postać Olgi, którą grasz w „Zamku” jest postacią młodej dziewczyny, u której podczas rozwoju akcji poszczególne osoby mówią o przyjaźni albo też twierdzą, że K. jest zainteresowany Olgą. Kto robił adaptację powieści i jakie wątki były szczególnie ważne w sztuce i w jaki sposób poprowadził przedstawienie reżyser Marek Fiedor?
Adaptację zrobił Marek Fiedor, który również ten egzamin reżyserował. Oparł on na postaci K. oraz pięciu kobiet z którymi K. się kontaktował i na relacjach między nimi.
To na czwartym roku studiów zostałaś zaproszona w drodze castingu do zagrania Metalowej Dziewczynki w „Światach równoległych” na podstawie „Między nami dobrze jest” Doroty Masłowskiej w reżyserii Piotra Waligórskiego. Razem pracowałyśmy nad tym przedstawieniem, ja w roli Osowiałej Staruszki, a ty jako Metalowa Dziewczynka. Co wniósł reżyser podczas pracy w Twoje tworzenie roli? Czy było to trudne zadanie?
Reżyser Piotr Waligórski postanowił podejść do postaci w zaskakujący sposób – zabierając jej większość tekstu i robiąc z niej pół człowieka – pół zwierzę. Praca była trudna, ale bardzo intensywna i satysfakcjonująca.
Co to jest Teatr Studyjny w Łodzi, w którym powstawała sztuka „Leonce i Lena” Georga Buchnera w reżyserii Lukasza Fijała?
Jest to Teatr należący do Wydziału Aktorskiego Łódzkiej Filmówki, co roku są tam wystawiane przedstawienia dyplomowe, co daje studentom namiastkę pracy w prawdziwym teatrze repertuarowym.
Zagrałaś w tym przedstawieniu tytułową postać Leny. Jest to komedia romantyczna, autor nadaje niemieckiej rzeczywistości świadome cechy baśniowe, nierealistyczne, jego ironia skierowana jest przeciw karłowatym państewkom niemieckim stanowiącym przeżytek, nie mającym racji bytu. W komedii tej Buchner wykpiwa romantyczny pogląd na świat, doprowadzając go do absurdu. Tytułowa postać sztuki Lena to dziewczyna jak sama wspominasz „jest raczej kwintesencją czystej i naiwnej kobiecości. Mówi głównie o przyrodzie i miłości, nie rozumiejąc do końca czym ta miłość jest”. Jak to przekładałaś na język sceniczny?
Starałam się zachować subtelność w ruchach i wypowiedzi. Z reżyserem uznaliśmy, że księżniczce narzucone są pewne formy zachowania się, a zmiany jej nastroju dzieją się wewnątrz jej postaci.
Jesteś przed premierą „Pinokio” Carlo Collodiego w nowej adaptacji Maliny Prześlugi w reżyserii Roberta Drobniuchna. Grasz w tym przedstawieniu Kotkę. Spektakl jest kierowany nie tylko dla dzieci. Pinokio to historia drewnianego chłopca wystruganego przez Dźepetto. Malina Prześluga unowocześniła sztukę, nie zawsze trafnie – wprowadzając często wulgaryzmy językowe. Kotka i Lis to para oszustów, którzy pod koniec sztuki zostają przez Pinokio wprowadzeni jak to się mówi po prostu w „ kanał”. Jaki masz stosunek do tej negatywnej postaci?
Wydaje mi się, że każdą postać, nawet negatywną, trzeba polubić, od tego jest praca nad rolą, a negatywne postaci są szczególnie ciekawe.
Jak pracujesz nad rolą Kotki, czy postać będzie scenograficznie wypełniona kostiumem?
Jeszcze szukam charakteru Kotki. Kostium oczywiście będzie, ale zapowiada się, że Kotka ubiera się w dosyć „odjechany„ sposób.
Co w tej postaci jest dla Ciebie najistotniejsze?
Myślę, że Kotka ma temperament, a to jest ważne.
Łatwiej gra się w tandemie z Lisem?
Tak. Lis i Kotka uzupełniają się.
Ruch i śpiew w Kotce to istotne problemy roli…jak sobie z tym radzisz?
Czytając tekst można by przypuszczać, że tacy będą Lis i Kotka, my kombinujemy w trochę inną stronę.
Grałaś kiedykolwiek dla dzieci, tutaj trzeba użyć zupełnie innych środków ale spektakl może również zainteresować dorosłych ?
Wydaje mi się, że reżyser stara się nie prowadzić nas w stronę infantylizmu i stereotypowej „gry dla dzieci”. Bardzo mi się to podoba.
Jest to Twoja pierwsza premiera jako profesjonalnej aktorki. Czego życzy się młodej, utalentowanej dziewczynie, która stawia pierwsze kroki na scenie zawodowej?
Boję się życzeń, jestem przesądna. Wolę brać od losu to, co akurat chcę mi dać i akceptować go.
Dziękuję za rozmowę
Daniela Zybalanka-Jaśko
Jeden komentarz
Jedyne wulgaryzmy, jakie wyłapałem w Pinokiu to „trzęsidupa”, „tyłek” i „stać kasą”, nie demonizujmy i nie wkładajmy dzieci pod klosz, proszę! A pani Ani pięknie gratuluję, to wspaniale, że będzie na stałe w naszym teatrze. Dobrze byłoby też ugościć na dłużej aktora, który grał samego Pinokia – REWELACJA!