W sobotę Jeździecki Uczniowski Klub Sportowy Kłusak zorganizował ostatni w tym sezonie Bieg św. Huberta w Gnieźnie. Impreza odbyła się w ciężkich warunkach atmosferycznych, jednak pomimo tego frekwencja była bardzo wysoka.
Biegi św. Huberta to tradycja, która od wielu lat szczególnie uwidacznia się w Gnieźnie, ponieważ to właśnie w naszym regionie gromadzą one największą liczbę jeźdźców. Możemy również pochwalić się najwyższą w kraju liczbą Hubertusów. Dlatego organizatorzy muszą zmagać się z większymi wyzwaniami. W minioną sobotę Jeździecki Uczniowski Klub Sportowy Kłusak stanął przed jednym z najtrudniejszych wyzwań, bowiem już przed rozpoczęciem Hubertusa zaczął prószyć śnieg. Pod znakiem zapytania stanęła więc frekwencja uczestników.
Kilkunastu jeźdźców, kilka zaprzęgów, prezydent Jacek Kowalski, przewodnicząca Rady Miasta Gniezna Maria Kocoń, członek Zarządu Powiatu Gnieźnieńskiego Alina Kujawska-Matanda i organizatorzy – tak wyglądał krajobraz dawnej prochowni kilkanaście minut przed rozpoczęciem ostatniego w tym roku Biegu św. Huberta. Niekorzystna pogoda postawiła znak zapytania nad powodzeniem imprezy. Każdy, kto związany jest z jeździectwem wie jednak, że ciężko skoordynować zegarek z uszykowaniem konia i siebie do jazdy, szczególnie kiedy trzeba się ubrać cieplej niż zazwyczaj. Tak było i tym razem. W południe frekwencja wynosiła już prawie 60 koni pod siodłem i 7 zaprzęgów. Z kilkuminutowym opóźnieniem, pod wodzą Tadeusza Nitki, kolumna koni wyruszyła na trasę biegu. Hubertusy w JUKS Kłusak słyną przede wszystkim z wysokiego poziomu trudności. Tak było i tym razem, a opady śniegu dodatkowo podniosły poprzeczkę. Organizator zrezygnował z corocznych długich przejazdów przez wodę, jednak nie pominął zupełnie tej części biegu. Raptem kilku jeźdźców zdecydowało się na wjazd do wody przy tak niskiej temperaturze, bowiem każdy mógł ominąć ten fragment trasy. Po niespełna trzech godzinach jazdy w, jakby nie patrzeć, ciężkich warunkach atmosferycznych, przyszła kolej na pogoń za lisem. W tym roku w rolę jeźdźca z lisią kitą wcielił się Marcin Frankowski na koniu Alibaba. Sama pogoń nie trwała zbyt długo. Najlepszym goniącym okazał się Sylwester Dąbrowski. Przypomnijmy, że rok temu dokładnie w tym samym miejscu Sylwester Dąbrowski popisał się najlepszą ucieczką od 10-ciu lat, kilkukrotnie wyprowadzając goniących go jeźdźców "w pole". Jest to dowód bardzo dobrego zgrania jeźdźca z koniem.
Bieg św. Huberta w JUKS Kłusak to także wiele przeszkód rozstawionych na trasie. Zjazd na żwirowni czy wjazd do wody to dodatkowe elementy, które, jak pisaliśmy wcześniej, podnoszą poziom trudności tej imprezy. Na trasie jeźdźcy kilkukrotnie zaliczali upadki. Co ciekawe – było to nie na najtrudniejszych przeszkodach, ale czasami nawet na prostej drodze. Niestety prowadzący niemalże nigdy nie był w stanie zatrzymać kolumny koni, bowiem nie docierała do niego informacja o upadku jeźdźca z tyłu. Zabrakło przekazywania na czoło kolumny hasła "upadek". Przy takiej ilości koni pod siodłem kolumna rozciąga się na kilkaset metrów i Master nie widzi co dzieje się na końcu. Całe szczęście wszystkie nieplanowane rozstania z końmi zakończyły się co najwyżej potłuczeniami. Jestem pełen uznania dla jeźdźców, którzy wzięli udział w tegorocznym Hubertusie przy tak ciężkiej pogodzie – mówi Tadeusz Nitka z JUKS Kłusak, organizator biegu. Jest to dowód na to, że w naszym regionie nie brakuje prawdziwych jeźdźców, których nie przestraszy nawet padający śnieg. Szczególne słowa uznania kieruję w stronę kierownika gnieźnieńskiego Stada Ogierów – Andrzeja Matławskiego, który w tym roku przysłał aż 12-stu jeźdźców. Warunki naprawdę nie były łatwe dla jadących zarówno wierzchem, jak i zaprzęgami. Był to drugi raz przez ostatnie 15-cie lat, kiedy podczas Hubertusa spadł śnieg. Po powrocie na teren dawnej prochowni odbyła się dekoracja wszystkich koni. Na jeźdźców czekał także ciepły posiłek, a wieczorem wszyscy spotkali się na imprezie tanecznej.
Ponieważ był to ostatni Bieg św. Huberta w Gnieźnie w tym sezonie, można podsumować wszystkie imprezy. Sezon 2012 pokazał, że jeździectwo cieszy się rosnącą popularnością. Coraz więcej młodych osób chce rozpocząć przygodę z końmi. Jest to zdecydowanie pozytywny akcent. Jeżeli natomiast chodzi o Biegi św. Huberta, to coraz częściej ośrodki jeździeckie organizują wewnętrzne pogonie za lisem. Jest to dobry pomysł, bowiem młodzi jeźdźcy mogą swojego pierwszego lisa gonić w mniejszej grupie, a Master prowadzący kolumnę koni może sprawować nadzór nad swoimi podopiecznymi. Wszystkie upadki na Hubertusach, o których w tym roku pisaliśmy, wynikały przede wszystkim z winy bądź nieuwagi jeźdźców. Organizatorzy dołożyli wszelkich starań, żeby imprezy były bezpieczne. Nie da się jednak zapobiec wszystkim zdarzeniom na trasie mając tak zróżnicowaną grupę uczestników. Niestety od kilku lat osoby jadące wierzchem oraz organizatorzy borykają się z dodatkowym problemem – samochodami, którymi poruszają się osoby chcące zobaczyć jeźdźców na trasie. Kierowcy często w sposób nieprzemyślany parkują swoje auta przy przeszkodach, co utrudnia przejazd jeźdźcom i zaprzęgom. Są to jednak problemy, którym zapobiec mogą jedynie sami kierowcy, a od kilku lat wydaje się, że pozostają oni nieugięci pod prośbami jeźdźców i organizatorów.
Kilkunastu jeźdźców, kilka zaprzęgów, prezydent Jacek Kowalski, przewodnicząca Rady Miasta Gniezna Maria Kocoń, członek Zarządu Powiatu Gnieźnieńskiego Alina Kujawska-Matanda i organizatorzy – tak wyglądał krajobraz dawnej prochowni kilkanaście minut przed rozpoczęciem ostatniego w tym roku Biegu św. Huberta. Niekorzystna pogoda postawiła znak zapytania nad powodzeniem imprezy. Każdy, kto związany jest z jeździectwem wie jednak, że ciężko skoordynować zegarek z uszykowaniem konia i siebie do jazdy, szczególnie kiedy trzeba się ubrać cieplej niż zazwyczaj. Tak było i tym razem. W południe frekwencja wynosiła już prawie 60 koni pod siodłem i 7 zaprzęgów. Z kilkuminutowym opóźnieniem, pod wodzą Tadeusza Nitki, kolumna koni wyruszyła na trasę biegu. Hubertusy w JUKS Kłusak słyną przede wszystkim z wysokiego poziomu trudności. Tak było i tym razem, a opady śniegu dodatkowo podniosły poprzeczkę. Organizator zrezygnował z corocznych długich przejazdów przez wodę, jednak nie pominął zupełnie tej części biegu. Raptem kilku jeźdźców zdecydowało się na wjazd do wody przy tak niskiej temperaturze, bowiem każdy mógł ominąć ten fragment trasy. Po niespełna trzech godzinach jazdy w, jakby nie patrzeć, ciężkich warunkach atmosferycznych, przyszła kolej na pogoń za lisem. W tym roku w rolę jeźdźca z lisią kitą wcielił się Marcin Frankowski na koniu Alibaba. Sama pogoń nie trwała zbyt długo. Najlepszym goniącym okazał się Sylwester Dąbrowski. Przypomnijmy, że rok temu dokładnie w tym samym miejscu Sylwester Dąbrowski popisał się najlepszą ucieczką od 10-ciu lat, kilkukrotnie wyprowadzając goniących go jeźdźców "w pole". Jest to dowód bardzo dobrego zgrania jeźdźca z koniem.
Bieg św. Huberta w JUKS Kłusak to także wiele przeszkód rozstawionych na trasie. Zjazd na żwirowni czy wjazd do wody to dodatkowe elementy, które, jak pisaliśmy wcześniej, podnoszą poziom trudności tej imprezy. Na trasie jeźdźcy kilkukrotnie zaliczali upadki. Co ciekawe – było to nie na najtrudniejszych przeszkodach, ale czasami nawet na prostej drodze. Niestety prowadzący niemalże nigdy nie był w stanie zatrzymać kolumny koni, bowiem nie docierała do niego informacja o upadku jeźdźca z tyłu. Zabrakło przekazywania na czoło kolumny hasła "upadek". Przy takiej ilości koni pod siodłem kolumna rozciąga się na kilkaset metrów i Master nie widzi co dzieje się na końcu. Całe szczęście wszystkie nieplanowane rozstania z końmi zakończyły się co najwyżej potłuczeniami. Jestem pełen uznania dla jeźdźców, którzy wzięli udział w tegorocznym Hubertusie przy tak ciężkiej pogodzie – mówi Tadeusz Nitka z JUKS Kłusak, organizator biegu. Jest to dowód na to, że w naszym regionie nie brakuje prawdziwych jeźdźców, których nie przestraszy nawet padający śnieg. Szczególne słowa uznania kieruję w stronę kierownika gnieźnieńskiego Stada Ogierów – Andrzeja Matławskiego, który w tym roku przysłał aż 12-stu jeźdźców. Warunki naprawdę nie były łatwe dla jadących zarówno wierzchem, jak i zaprzęgami. Był to drugi raz przez ostatnie 15-cie lat, kiedy podczas Hubertusa spadł śnieg. Po powrocie na teren dawnej prochowni odbyła się dekoracja wszystkich koni. Na jeźdźców czekał także ciepły posiłek, a wieczorem wszyscy spotkali się na imprezie tanecznej.
Ponieważ był to ostatni Bieg św. Huberta w Gnieźnie w tym sezonie, można podsumować wszystkie imprezy. Sezon 2012 pokazał, że jeździectwo cieszy się rosnącą popularnością. Coraz więcej młodych osób chce rozpocząć przygodę z końmi. Jest to zdecydowanie pozytywny akcent. Jeżeli natomiast chodzi o Biegi św. Huberta, to coraz częściej ośrodki jeździeckie organizują wewnętrzne pogonie za lisem. Jest to dobry pomysł, bowiem młodzi jeźdźcy mogą swojego pierwszego lisa gonić w mniejszej grupie, a Master prowadzący kolumnę koni może sprawować nadzór nad swoimi podopiecznymi. Wszystkie upadki na Hubertusach, o których w tym roku pisaliśmy, wynikały przede wszystkim z winy bądź nieuwagi jeźdźców. Organizatorzy dołożyli wszelkich starań, żeby imprezy były bezpieczne. Nie da się jednak zapobiec wszystkim zdarzeniom na trasie mając tak zróżnicowaną grupę uczestników. Niestety od kilku lat osoby jadące wierzchem oraz organizatorzy borykają się z dodatkowym problemem – samochodami, którymi poruszają się osoby chcące zobaczyć jeźdźców na trasie. Kierowcy często w sposób nieprzemyślany parkują swoje auta przy przeszkodach, co utrudnia przejazd jeźdźcom i zaprzęgom. Są to jednak problemy, którym zapobiec mogą jedynie sami kierowcy, a od kilku lat wydaje się, że pozostają oni nieugięci pod prośbami jeźdźców i organizatorów.
tekst: (Buk)
foto: Hanna Krych
foto: Hanna Krych
13 komentarzy
Drogi czytelniku. Kazdy koniarz i jezdziec jest przygotowany na takie wypadki, wie ze moga sie zdarzyc nawet przy glaskaniu konia,wie ze sa to nieprzewidywalne zwierzeta (zreszta jak kazde inne).Mysle ze dziewczynka ktora rozstala sie z siodlem o tym doskonale wie, a to ze spadla to zapewne jej wina. Prosze, nie znajac tych ludzi, nie mow czy posiadaja oni kulture, wyobraznie i wiedze, bo mozliwe ze wymienione wyzej pojecia to oni maja bardziej rozbudowane niz Ty.
Czytelnik- dziewczyna zostala ominieta i nic sie jej nie stalo, a o wyobraznie jezdzcow to Ty sie nie martw, bo w wiekszosc ja posiada. A to, ze o malo na dziewczyne nie najechali nie bylo spowodowane brakiem wyobrazni kultury ani umiejetnosci, tylko zwyklym wypadkiem. A konie mogly najechac na dziewczyne ze wzgledu byc moze na za male odleglosci… ale blagam konie to tylko konie, nie zawsze da sie je wychamowac na czas, nawet gdyby odleglosci byly zachowane.
Jezdziec – nie musiales wjezdzac
odpowiedź dla Czytelnika, zapramy na taką impreze wówczas może zadziała Twoja wyobraźnia. Znajomość kunsztu jeździeckiego spawiła że wyszła cało, gdyż ją ominięto!!!
jaki Andrzej?
Ale tak między Bogiem a prawdą to wjazd do wody to po prostu głupota….
Andrzej rzucił się na liście jak Franek na lisa w SO 😀
Nie tłumaczy, bo nie ma z czego. Mój błąd i tego nie ukrywam 😉
Biedny 😉 jednak liście i zakręty to zło. i chyba Cię nie lubią. musiałeś im podpaść 😉
Winny się tłumaczy 😀 Ale niech Ci będzie NA ZAKRĘCIE ;p
gratuluje kultury -dziewczyna leży po upadku,a następni jadą LUDZIE GDZIE WASZ WYOBRAŻNIA?
To był zakręt 😀 I nie spadł tylko grzmotnął jak kamlot 😛 Nadal boli :/
A Andrzej spadł z konia na prostej droooodze; ))