28 i 29 lipca odbyło się widowisko plenerowe „Koronacja królewska”. Imprezie towarzyszyły liczne spektakle i wydarzenia związane życiem Słowian. Na dwa dni Plac św. Wojciecha przeniósł się do 1025 roku, kiedy to koronowano w Gnieźnie Bolesława Chrobrego. Mieszkańcy Pierwszej Stolicy Polski mogli po raz kolejny przyjrzeć się jak żyli i walczyli ich przodkowie.
„Koronacja Królewska” to widowisko plenerowe, które chyba najbardziej pasuje do Gniezna jako Pierwszej Stolicy Polski – kolebki naszej państwowości. W tym roku Plac św. Wojciecha gościł ponad 500-set Słowian, którzy wiernie odtwarzali życie sprzed tysiąca lat. Kramy zielarzy, sokolników, rogowników, kowali, bursztyniarzy, rymarzy, kołodzieji, piekarzy, wędzarzy oraz wiele innych, chętnie opowiadały historie swojego zawodu, pokazywały jak wyglądała produkcja np. biżuterii z bursztynu i złota, broni, ale także w jaki sposób przyrządzano potrawy. Jesteśmy już po raz drugi na Koronacji Królewskiej w Gnieźnie – mówi Tomek, kucharz ze Szczecina. Jednak poprzednim razem koronacja była organizowana przez Macieja Kuźniewskiego. Wrażenia z tegorocznej koronacji mamy bardzo pozytywne. Ze swoją słowiańską kuchnią jeżdżę już ponad 12 lat po całej Europie. Oferujemy tradycyjne słowiańskie jadło, jak podpłomyki lub kluski z kapustą. Pomimo tego, że kramy zjechały do Gniezna nawet już w piątek wieczorem, oficjalnym początkiem „Koronacji Królewskiej” co roku jest korowód ulicami Grodu Lecha, który tym razem odbył się w sobotnie południe. Prowadziła go Chorągiew Rycerska Królewskiego Miasta Gniezna. Tuż za nią podążali sokolnicy, a za nimi pozostałe kramy i wojowie. W tym roku korowód wzbogacono – rozbudowano o dodatkową atrakcję. Na Rynek przybył wieszcz informując, że nadpływa posłaniec z informacją z Rzymu. To od papieża bowiem zależało, czy Bolesław Chrobry będzie mógł włożyć koronę. Cały korowód udał się więc nad Jezioro Jelonek, aby powitać posłańca, który przypłynął łodzią Walet. Sama łódź jest wzorowana na łodzi Orumia II z wykopalisk pod Gdańskiem. Jednostka jest szersza niż w oryginale – ma 10 metrów długości i 3 metry szerokości. Swój najdalszy rejs łódź odbyła na Morzu Czarnym. Napędzana jest przede wszystkim żaglami. W momentach, kiedy niezbędne jest użycie wioseł do pracy rusza maksymalnie 10-ciu wioślarzy. Nie jest to jednostka wojenna, tylko handlowa. Jest w stanie pomieścić 15 osób z namiotami i całym ekwipunkiem, ale turystów wejdzie ok. 35-ciu. Posłaniec, który przybył nią w sobotę miał dla oczekującego go ludu dobre wieści – papież zgodził się na koronację Bolesława Chrobrego. Książę oczekiwał na wieści na placu pod Katedrą. „Koronacja Królewska” to w znacznym stopniu plenerowe widowiska teatralne. Pierwszym z nich był „Kat i skazańcy”. Mrożąca krew w żyłach opowieść o złoczyńcach skazanych za odrażające czyny na publiczną egzekucję. W widowiskach aktywnie mogą uczestniczyć widzowie. Tak było i w tym przypadku. Kiedy jednego ze skazańców wieziono spętanego na wozie, widzowie mogli rzucać w niego kapustą. Następnie ucięto mu rękę i wyrwano wątrobę. Drugi ze skazańców został litościwie ułaskawiony przez księcia Chrobrego. Tysiąc lat temu czas wolny także spędzano przy muzycy. Sporą jej dawkę przez dwa dni serwowały zespoły Holloenek Hungarica (z Węgier) i Percival. Jednym z ważniejszych wydarzeń był jednak II Turniej o Miecz Bolesława Chrobrego. Szesnastu wojów stanęło do walki o miano najlepszego. W tym roku wprowadzono jednak pewne zmiany. Wojowie musieli posiadać pełen rynsztunek, bowiem ciosy można było zadawać praktycznie wszędzie. Przypomnijmy, że rok temu nie wolno było uderzać m.in. poniżej kolan. Kolejną nowością było ważenie broni. Aby wyrównać szanse rywale musieli posiadać broń o zbliżonej wadze. Pojedynki jeden na jeden miały wstępnie liczyć 3 rundy. Sędziowie zdecydowali jednak, że wojowie zmierzą się w jednej, 3-minutowej rundzie, bowiem panował ponad 30-stopniowy upał. Pod hełmami i w pełnym rynsztunku wojowie wylewali z siebie ostatnie poty nawet podczas raptem 3-ech minut walki. W finale spotkało się dwóch wojów z grupy Kruki. Zwyciężył Maciej Dutka („Szatan”). Został on nagrodzony z rąk zastępcy prezydenta Czesława Kruczka pasem, hełmem i mieczem. Koledzy z grupy tradycyjnie podnieśli „Szatana” na tarczy. Dla najmłodszych gości „Koronacji Królewskiej” przygotowano mnóstwo zajęć i warsztatów, m.in.: warsztaty taneczne, wokalne, artystyczne i śpiewu białego. „Bunt rodu Domanów” i „Legenda o Popielu i Piaście Kołodzieju” to natomiast sobotnie widowiska teatralne, które także przyciągały głównie dzieci.
Kiedy nad Placem św. Wojciecha zapadał zmrok przyszła kolej na główny punkt programu, czyli koronację Bolesława Chrobrego. W tym roku inscenizację przygotował Teatr Terminus A Quo z Nowej Soli. Aktorzy pokazali cały żywot księcia Chrobrego. Nie zabrakło więc śmierci Wojciecha Sławnikowica i wykupienia jego ciała, Zjazdu Gnieźnieńskiego, wojen z Henrykiem II Świętym, zdobycia Kijowa i późniejszego pojednania z Jarosławem Mądrym. Następnie przyszła kolej na samą koronację. Na głowie Bolesława Chrobrego spoczęła korona, a sam władca po trzykroć przeciął powietrze mieczem czyniąc znak krzyża na dowód, że jego rób jest chrześcijański. Spektakl obfitował w dym i ogień. To zdecydowanie dodało uroku opowieści o życiu pierwszego króla Polski. Na zakończenie sobotniego wieczoru na Rynku odbył się Teatr Ognia. Teatr Ognia miał także dodatkowe zadanie. „Wyciąga” on publiczność z Placu św. Wojciecha, gdzie po zamknięciu bram rozkwita nocne życie kramów. Rozpoczyna się biesiada, a po niej nocne rozmowy i opowieści przy ogniskach. Niestety w nocy z soboty na niedzielę nad Gnieznem kilkukrotnie przeszły burze. Słowianie jednak dzielnie przetrwali ulewny deszcz. Podobnie wyglądał niedzielny poranek. Organizatorzy zmuszeni byli odwołać m.in. pokazy walk wojów konnych oraz przerwać jedno z widowisk teatralnych. Pod dużym znakiem zapytania stanął także Turniej Łucznicy o Złoty Trzos Gnieźnieńskiego Grodu. Pogoda jednak poprawiła się na tyle, że łucznicy mogli stanąć do rywalizacji w Dolinie Pojednania. Tym razem najlepszy okazał się poznaniak – Przemysław Walkowski.
Widowisko teatralne „Winne” opowiadające o losach czarownic z Zielonej Góry było zdecydowanie jednym z najlepszych plenerowych spektakli teatralnych, jakie mogli zobaczyć gnieźnianie. Teatr Terminus A Quo po raz kolejny pokazał, że dym i ogień to ważne elementy, które zawsze przyciągają uwagę publiczności. Opowieść o losach kobiet posądzonych o uprawianie czarów oparta jest na autentycznych wydarzeniach z lat 1652-1669, które miały miejsce w mieście Grunberg (Zielona Góra). Kilkanaście kobiet z miasta i okolicznych wsi spłonęło na stosach za domniemane kontakty z diabłem. Trwający kilkadziesiąt minut spektakl pokazuje swojskie życie i zabawę. Następnie pojawiają się trzy kobiety. Tańczą, ruszają się wyzywająco, nie trzymają się blisko rozbawionego tłumu. Zostają więc oskarżone o kontakty z diabłem. Lud wynosi je i poddaje torturom. Dyby, bicze i przypalanie to tylko nieliczne z kar, jakie w rzeczywistości były stosowane wobec posądzonych o uprawianie czarów. W końcu kobiety zostają poddane pod osąd prokuratora. Po wnikliwym przesłuchaniu jedna z nich przyznaje się do winy. Wszystkie trzy trafiają na stos. Tutaj po raz kolejny pojawia się mnóstwo dymu, który ma wpływ także na publiczność. To, jak wspominaliśmy już wcześniej, jeden z czynników przyciągających uwagę, pobudzających, sprawiających, że widzowie mogą „poczuć dotyk teatru”. Entuzjazm szybko jednak opada, kiedy spalone wiedźmy są polewane wodą przez anioły. Kulające się po zakrwawionej ziemi czarownice symbolizują oczyszczenie. Trwa to na tyle długo, że publiczność sama zaczyna się zastanawiać, czy spalenie na stosie było słuszną karą i, czy kobiety w ogóle powinny ponieść karę. Spektakl „Winne” pozostawia widzów z tymi przemyśleniami i to jest właśnie „magia teatru”, kiedy sami możemy dopisać własną ideologię do historii. W tym roku na Koronację Królewską także można było dojechać zabytkowym parowozem. Tak, jak rok temu realizacja tego pomysłu okazała się totalną porażką, tak tym razem było zdecydowanie inaczej. Jest to pociąg specjalny „Piast” organizowany przez Instytut Rozwoju i Promocji Kolei, jadący z Poznania Głównego przez Wągrowiec, gdzie zatrzymał się na Dniach Wągrowca, do Gniezna na Koronację Królewską – mówi Krzysztof Modrzejewski, miłośnik kolei, współorganizator pociągu „Piast” na Koronację Królewską. Jest to pociąg specjalny, biletowany, który został wsparty m.in. przez miasto Gniezno. Właśnie tutaj zatrzyma się z lokomotywa parową OL49 model 69 z czterema wagonami historycznymi – dwa wagony boczniaki, czyli takie, do których wsiada się bezpośrednio z peronu do przedziału oraz dwa teksasy, czyli takie z otwartymi pomostami na końcach. Pociąg jest wyładowany praktycznie do ostatniego miejsca. Cieszył się bardzo dużym zainteresowaniem, nie tylko pasażerów, ale także osób na poboczach, na stacjach, np. w Kłecku gdzie nie był planowany postój jednak zatrzymaliśmy się ze względu na tłum, który zgromadził się na peronach. W Gnieźnie do lokomotywy zostanie wlane ok. 9 ton wody. W Wągrowcu był wodowany do pełna. Na tablicy przyjazdów na gnieźnieńskim dworcu ponownie widniał napis: Wągrowiec przez Sława Wlkp. Takiego widoku nie było tutaj od bardzo dawna. Ostatnim punktem tegorocznej „Koronacji Królewskiej” był II Średniowieczny Turniej Siłaczy o Gnieźnieński Pas Mocy. Tutaj bezkonkurencyjny okazał się gnieźnian – Artur Walczak „Waluś”. Pomimo niesprzyjających warunków atmosferycznych pokonał on rywali i obronił zdobyty przed rokiem Pas Mocy.
Kolejna „Koronacja Królewska” przeszła do historii. Organizatorzy co roku starają się dodawać nowe atrakcje. Tytułowe widowisko także robił inny niż przed rokiem teatr. Sprawia to, że nawet dla biorących corocznie udział wojów, kramów, mieszkańców i turystów zawsze znajdzie się coś nowego. Niestety podobnie jak rok temu, tak i tym razem pogoda nie rozpieszczała zgromadzonych, ale mimo to frekwencja była bardzo wysoka. W imprezie udział wzięło ponad 500-set odtwórców życia sprzed tysiąca lat.