12 i 13 lipca strażacy z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Gnieźnie wraz ze swoimi kolegami z całej Polski uczestniczyli w warsztatach z zakresu gaszenia pożarów w budynkach. W szkoleniach uczestniczyło 60-ciu funkcjonariuszy. Pierwszego dnia strażacy ćwiczyli na jednym z gnieźnieńskich pustostanów, natomiast drugiego dnia skorzystali ze specjalnej ciężarówki z Niemiec, w której mieli do czynienia z żywym ogniem.
Warsztaty rozpoczęły się 12 lipca o godz. 9.00 na terenie jednego z gnieźnieńskich pustostanów. Tym razem strażacy ćwiczyli gaszenie pożarów w pomieszczeniach zamkniętych, pożarów wewnętrznych w różnych budynkach. W szkoleniu udział brało 60-ciu stażaków, w tym 10-ciu instruktorów. Uczestnicy zostali podzieleni na 3 grupy, każda po 18 osób. Przygotowano 3 stanowiska zróżnicowane tematycznie, ale podejmujące główny temat, czyli pożau budynków. Zadaniem na stanowisku pierwszym była nauka taktyki prowadzenia działań, organizacja miejsca akcji, układania sprzętu, dojazdu samochodów – mówi zastępca komendanta KP PSP Gniezno st. kpt. Bartosz Klich. Do tego wszystkiego posłużył nam obiekt 4-piętrowy o charakterze biurowca, czyli było to co dla nas najważniejsze: klatka schodowa i długie korytarze. Jest to dla nas wariantem niekorzystnym podczas gaszenia pożaru. W celu pozoracji pożaru paliliśmy słomę i siano, żeby wytworzyć duże ilości dymu przy małej ilości ognia. Pożar wywoływaliśmy na piętrze drugim tak, aby dym się rozprzestrzenił i odciął drogę ucieczki ludziom z wyższych kondygnacji. Przy użyciu wentylatorów, kamer termowizyjnych strażacy docierali do źródła pożaru, torowali drogę ucieczki ludziom, a w drugiej kolejności zajmowali się likwidacją pożaru. Na każde stanowisko grupa miała 2,5 godziny. Zajęcia były prowadzone pod okiem instruktorów i miały formę warsztatów. Stanowisko drugie to nauka wentylacji. Walka z dymem, ponieważ to dym jest dla nas większym przeciwnikiem niż ogień i dym jest gazem palnym dlatego musimy umieć go schładzać, obniżać jego temperaturę i usuwać go przez wtłaczanie świeżego powietrza. Stanowisko trzecie to nauka otwierania pomieszczeń przy użyciu specjalistycznego sprzętu. Nauka otwierania pomieszczeń na parterze, na piętrze, na wysokości, drzwi, okien. Obecna stolarka okienna i drzwiowa stawia przed nami dość duże wyzwania. Na tym stanowisku było też doskonalenie stawiania drabin przystawnych, dostawania się na różne wysokie kondygnacje. Ostatnią rzeczą było operowanie prądem wody, czyli obsługa prądownicy wodnej. To, co wydawałoby się banalne, wcale takie nie jest, bo przy użyciu tej prądownicy trzeba umieć rozrzedzać dym, chłodzić, a nie generować straty po pożarowe. Drugi dzień szkoleń rozpoczął się torem przeszkód. Strażacy musieli parami, w kompletnych ciemnościach, po omacku, pokonać tor, w którym znajdowały się różne przeszkody jak: liny, materace, sofy, koła, ślepe zaułki itp. Cały tor był „w parterze”, czyli trzeba go było pokonać czołgając się lub idąc na kolanach. Punktem kulminacyjnym całych warsztatów była walka z żywym ogniem w komorze ogniowej. Specjalny samochód został sprowadzony z Niemiec. Pierwszego dnia zajęcia zaczynały się o godz. 9.00 i trwał do godz. 19.00 – dodaje kpt Bartosz Klich. To potężny wysiłek bez żadnych przerw obiadowych. Każdy chciał ćwiczyć, żeby nie zmarnować ani chwili. Nie ukrywam, że instruktorzy także chcą brać udział w różnych działaniach na innych stanowiskach, dlatego wymieniamy się, żeby nikt niczego nie przegapił, bo jest to jedna wielka niekończąca się lekcja. Nie musiałem namawiać instruktorów do przyjazdu. Ci ludzie poświęcili nam czas dobrowolnie, nie mają żadnego wynagrodzenia, a chcą dać coś od siebie. Do Gniezna przyjechali strażacy m.in. ze Żnina, Mogilna, Tomaszowa Mazowieckiego, Zgierza, Sochaczewa, Złotoryji, Poznania, Mosiny, a nawet z Lublina. Wszyscy strażacy, zarówno instruktorzy, jak i słuchacze byli bardzo zadowoleni z warsztatów. Z mojego punktu widzenia jedyną cenną formułą szkoleniową są warsztaty dlatego, że jeżeli ktokolwiek przygotowuje w Polsce szkolenie to ludzie przyjeżdżają żeby odsiedzieć, wysłuchać – mówi instruktor kpt. Przemysław Rembielak. Warsztaty są zupełnie inną formą. Po pierwsze przyjeżdżają tu ludzie, którzy chcą tu być. Nie ma „my, wy”. Sformułowanie „instruktor” to jest umowna sprawa. Rozmawiamy na poziomie analizy tematu, czyli „jak to widzicie”, nie narzucamy rozwiązania i nie mówimy, że tylko nasze rozwiązanie jest poprawne. Każdy dzielił się swoimi sposobami i metodami np. na zakładanie kominiarki, noszenie radiostacji, poruszanie się w pomieszczeniach. To są indywidualne sprawy, a jeżeli w gronie 15-stu osób rozmawiamy i pojawia się 7 opcji to przypuszczam, że 5 znaliśmy a 2-ie są nowe. To nie jest tak, że jakaś opcja jest lepsza, ale jest inna. Przykładem może być element komunikacji i opisywania pomieszczeń przez radio. Okazało się, że na 4 ćwiczące grupy każda widziała inny obraz. Zastanawialiśmy się dlaczego tak jest i na ile jest to inny obraz. Okazuje się, że ten, który przekazuje informacje świetnie wie o czym mówi, bo to widzi, ale powinien przekazywać informacje takie, jakie ten strażak na dole chce zobaczyć. Rozmawialiśmy o sprawach, których nie ma w książakach, a są ważne, bo chodzi tutaj o efektywność. Był element braku dokładności przy przeszukiwaniu piętra. 95 % uczestików na pewnym etapie działań traciła dokładność. Doszliśmy do wniosku, że było to spowodowane tym, że wchodzili do budyku, gdzie był pożar. Jak został znaleziony, cel został osiągnięty i już dokładność była zagubiona. Są to ćwiczenia, warsztaty dla nas, które komuś innemu mogłyby się wydawać bezsensowne. Jest to udoskonalanie warsztatu zawodowego. Niektórzy z chłopaków nie pracują w aparatach oddechowych, bo pracują na innych stanowiskach i przyjechali po to, żeby sobie odświerzyć pewne rzeczy, bo dawno tego nie robili. Taką wisienką na torcie jest komora ogniowa, która tutaj przyjechała. Mało kto w Polsce korzysta z takich urządzeń. Jest to fajne doświadczenie i pewna nagroda dla tych, ktorzy na co dzień zajmują się mniej przyjemną robotą jak usuwanie plam oleju albo gaszenie śmietników lub ściąganie kotów z drzewa. Tutaj mogą powalczyć z żywym ogniem w sposób kontrolowany i dzięki temu nabierają doświadczenia. Na co dzień praduję w szkole, już 27 lat, ale takie warsztaty rzadko się odbywają. Formuła warsztatów jest nieporównywalnie lepsza od wszelkich szkoleń i wykładów. Niestety niewiele jest takich szkoleń w okolicy, ale od dwóch lat coraz częściej się takie warsztaty odbywają. Wymaga to ogromnej pracy i przygotowań. Tutaj Bartek jest motorem napędowym i dzięki niemu się tu spotkaliśmy. Wsód uczestników znalazły się także dwie kobiety, które na co dzień nie pracują jako strażacy, ale w administracji PSP w Gnieźnie. Jedna z nich, pracownik kadr i organizacji, Joanna Kryślak, jak sama przyznaje bierze udział w szkoleniu po to, by sprawdzić samą siebie, doświadczyć czegoś nowego oraz po to, by pokazać kolegom z pacy, którzy codziennie wyjeżdżają na różne akcje, że też potrafi pracować tak jak oni i robić to co oni. Przyznała jednak, że ta praca jest dla osób wytrzymałych i odważnych. Możemy więc być pewni, że strażakom nie zabraknie doświadczenia i odwagi w krytycznych sytuacjach.
J.P.
2 komentarze
No rzeczywiście nieźle się ogarniali, też widziałem te ćwiczenia. Na początku myślałem, że to prawdziwy pożar w tej starej fabryce.
Widziałem te ćwiczenia. Było jak przy prawdziwych pożarach a strażaki nie oszczędzali siebie. Odniosłem wrażenie, że we wszystkim wiedzieli co robią. Pogratulować!