We wtorek, przed meczem Polska – Rosja w gnieźnieńskiej Strefie Kibica odbyło się kolejne Dyktando Ortograficzne o Złotą Stalówkę Prezydenta Miasta Gniezna. W szranki stanęło prawie 50 osób.
Tekst dyktanda:
Sprzed Wzgórza Lecha w nie najlepszych humorach gnieźnianie wraz z pokaźną rzeszą innych kibicujących Wielkopolan schodzili z przykatedralnego placu, zamienionego na ten czas w obszar sportowych superemocji. Azaliby strwożone i nieszczęsne twarze druhów tudzież kompanów, dzierżących w mężnych dłoniach trąbki i chorągwie, miały nie rozpromienić się na widok triumfów drużyny biało – czerwonych w futbolowej batalii? Doprawdy, nie wlewając w swe serca otuchy i nie żywiąc nadziei, zagłębiamy się w nihilizmie albo apatii, mimo że w głębi pielęgnujemy okruchy patriotyzmu. Na szczęście umiemy chełpić się szybkostrzelnym Robertem Lewandowskim, na co dzień megagwiazdą Borussii Dortmund. Zasłużone komplementy winny uskrzydlać Ludovica Obraniaka, dwudziestoośmioletniego potomka jednego z pobiedziszczan.
Porzućmy pesymizmy, bieżmy dziś czym prędzej zewsząd, nawet z najodleglejszych obrzeży Pierwszej Stolicy. Ruszajmy hurmem, ale bez zbędnego hałasu, do nowo powstałej strefy kibica. Na wielkoformatowym ekranie ujrzymy nie Szczęsnego, ale dalibóg bohaterskiego Tytonia. Jeśliby zaś nie jeden, a wielu chuliganów, zanadto podchmielonych wysokoprocentowymi alkoholami, miało zakłócić nastrój spodziewanej euforii, to niechby zajęli się nimi od razu stróże prawa oraz straż miejska. Warzone specjalne trzyipółprocentowe miodowozłote trunki nie mogą nikogo uwieść bardziej niż rozbrzmiewające gromkie „hura”, będące przede wszystkim aplauzem dla niepohamowanej woli zwycięstwa.
Tu i ówdzie wróżono nam porażkę, zżymano się z powodu niepochlebnych opinii różnej proweniencji żurnalistów. W przededniu mistrzostw dało się słyszeć, że niedomagają piłkarze tej czy tamtej drużyny. My jednak prężymy się z dumą, gdy zagraniczne reportaże pełne są „ochów i achów” na cześć Polaków, którzy zdążyli na czas z przygotowaniami, mimo czarnowidztwa malkontentów.
Skądinąd nie lada wyzwaniem było urządzenie na Stadionie Narodowym ceremonii otwarcia Euro 2012, podczas której zaprezentowano pełne rozmachu choreografie i ciekawie brzmiące Szopenowskie aranżacje. To samo miejsce w okamgnieniu stało się areną dzisiejszego pojedynku między grającymi niby dobrze Rosjanami a spadkobiercami nieocenionego Kazimierza Górskiego. Zanim po raz wtóry zabrzmią takty „Mazurka Dąbrowskiego”, z wiarą marzymy o ćwierćfinale.
Porzućmy pesymizmy, bieżmy dziś czym prędzej zewsząd, nawet z najodleglejszych obrzeży Pierwszej Stolicy. Ruszajmy hurmem, ale bez zbędnego hałasu, do nowo powstałej strefy kibica. Na wielkoformatowym ekranie ujrzymy nie Szczęsnego, ale dalibóg bohaterskiego Tytonia. Jeśliby zaś nie jeden, a wielu chuliganów, zanadto podchmielonych wysokoprocentowymi alkoholami, miało zakłócić nastrój spodziewanej euforii, to niechby zajęli się nimi od razu stróże prawa oraz straż miejska. Warzone specjalne trzyipółprocentowe miodowozłote trunki nie mogą nikogo uwieść bardziej niż rozbrzmiewające gromkie „hura”, będące przede wszystkim aplauzem dla niepohamowanej woli zwycięstwa.
Tu i ówdzie wróżono nam porażkę, zżymano się z powodu niepochlebnych opinii różnej proweniencji żurnalistów. W przededniu mistrzostw dało się słyszeć, że niedomagają piłkarze tej czy tamtej drużyny. My jednak prężymy się z dumą, gdy zagraniczne reportaże pełne są „ochów i achów” na cześć Polaków, którzy zdążyli na czas z przygotowaniami, mimo czarnowidztwa malkontentów.
Skądinąd nie lada wyzwaniem było urządzenie na Stadionie Narodowym ceremonii otwarcia Euro 2012, podczas której zaprezentowano pełne rozmachu choreografie i ciekawie brzmiące Szopenowskie aranżacje. To samo miejsce w okamgnieniu stało się areną dzisiejszego pojedynku między grającymi niby dobrze Rosjanami a spadkobiercami nieocenionego Kazimierza Górskiego. Zanim po raz wtóry zabrzmią takty „Mazurka Dąbrowskiego”, z wiarą marzymy o ćwierćfinale.
(Buk)