Z Magdaleną Pomierską, która pracuje od 10 lat na scenie Teatru im. Al. Fredry w Gnieźnie, a obecnie jest w próbach „Nie-Boskiej Komedii” Zygmunta Krasińskiego – „Rzecz o Krzyżu”, gdzie zagra Orcia – rozmawia Daniela Zybalanka-Jaśko.
%20%5Bportal%5D.jpg)
Trzy lata temu uzyskałaś dyplom aktorski. Czy myślałaś wówczas, że od tej pory życie Twoje zmieni się diametralnie?
Moje prywatne życie uległo zmianie, a w pracy wszystko pozostało jak zwykle.
Masz męża, dwuletnią córeczkę, życie Twoje się ustabilizowało. Jak patrzysz dzisiaj na świat?
Jeśli mowa o mężu i dziecku,to raczej nabrało szalonego tempa i trochę zwariowało. Poza tym zmieniłam priorytety, a teraz wszystko kręci się wokół dwuletniej Mai.
Wróćmy jednak do Twojej pracy w teatrze. Miałaś roczną przerwę po urodzeniu córeczki. Jak się ponownie odnalazłaś w teatrze?
Rok, to okazuje się niewiele czasu. Wszystko pozostało po staremu, żadnych niespodzianek. Wszyscy zadowoleni i uśmiechnięci.
Zagrałaś na przestrzeni 10 lat wiele ról jak np. Calineczkę – tytułową rolę w spektaklu H. Ch. Andersena, Haneczkę w „Weselu” czy Klarę w „Zemście”. Jak wspominasz te role?
Czasami może i wracam do tych ról, ale „Wesele” i „Zemsta” to wciąż aktualne jeszcze spektakle.
Wystąpiłaś także w dwóch sztukach na Scenie Inicjatyw Aktorskich: „Kto otworzy drzwi” Neda Neżdany i „One” Pam Gems. Czy Scena Inicjatyw Aktorskich to ryzykowne przedsięwzięcie?
Ryzyko istnieje, ale od strony finansowej. Poza tym to najlepsze przedsięwzięcie dla aktorów i każdemu tego życzę.
Praca w „Pięknej i Bestii” w reżyserii Andrzeja Rozhina nad rolą Konia Ojca była uciążliwa. Jak się do niej przygotowywałaś i jak pracowało się Andrzejem Rozhinem?
Reżyser, jak to reżyser bywa wymagający. W moim przypadku trudność polegała na grze w olbrzymiej masce, czego dotąd nie robiłam i poruszanie się na ok. 20 cm w koturnach. Do tego śpiew i taniec. Bardzo pokochałam tę rolę.
W spektaklu „Książe i żebrak” M.Twaina zagrałaś Bet – siostrę Toma Canty, który w czasie akcji scenicznej zamienia się w Księcia. Sceny żebracze były wykonane przez Was perfekcyjnie i cieszyły się aplauzem publiczności. Czy gra w takim spektaklu dla młodzieży jest przyjemnością?
Jeśli widz jest zadowolony to oznacza, że dobrze wykonujemy swoje zadania i mogę tylko być usatysfakcjonowana z mojej pracy.
Niedawna premiera bajki „Gelsomino w kraju kłamczuchów” Gianni Rodari, piękny spektakl w reżyserii Tomasza Szymańskiego z ruchomymi dekoracjami Barbary Zachmoc w rozświetlonej włoskiej scenerii dopełniły całości. Gelsomino to bajka sprzed 50 lat, ale zawsze z aktualnym przesłaniem. Zagrałaś w tym przedstawieniu Kotkę wraz z Kasią Czubkówną i Justyną Tomczak. Była to scena ujmująca i pełna wdzięku. Jak pracowało się nad tym materiałem?
Sympatycznie. Mimo trudnych piosenek, które musimy wykonywać na żywo, a dla dzieci to duża frajda.
Weszłaś w próby „Nie – Boskiej Komedii” Zygmunta Krasińskiego „Rzecz o Krzyżu”, gdzie grasz trudną rolę Orcia – syna Henryka i Marii jego żony. Krasiński wprowadził nowe fatum: dziedziczność. Stworzył romantyczne „Upiory” nie mniej wstrząsające niż dramat Ibsena, lecz poetyczniejsze, wiedział już wtedy, że ojciec pragnął jego małżeństwa i stwierdził, że szczęścia rodzinnego stworzyć by nie potrafił, że żonę mógłby unieszczęśliwić, a dziecku przekazałby może spotęgowane zdolności, ale wraz z nimi – spotęgowany rozstrój fizyczny, piętno choroby i śmierci przedwczesnej. Jeżeli takie było założenie, to przesunęło się ono nieco w dalszym kształtowaniu: część duszy własnej dawszy Henrykowi, twórca Orciowi również dał część jaźni swojej i on przecież po matce odziedziczył organizm wątły, i jemu groziło widmo ślepoty, i on czuł ten nowy rodzaj tragizmu poezji. Nic dziwnego, że na Słowackiego silnie podziałała postać Orcia. Przetworzył ją w „Wacławie”, jako Eolliona, a w „Zborowskim” wizje senne Heliona. Rola, którą Ci powierzono jako kobiety – dziecka, bowiem Orcio ma 14 lat, jest rolą skomplikowaną. Pokazanie młodzieńca ślepego, chorego, uzależnionego od poezji nie jest łatwe. Jesteś w trakcie prób, wiele zależy od reżysera, ale także i od Ciebie. W jakim kierunku będziesz prowadziła tę rolę?
Zagranie przez dojrzałą kobietę chłopca 14-letniego wymaga zupełnie innego spojrzenia na postać. W swojej karierze aktorskiej nie zetknęłam się z taką rolą, to też reżyser Piotr Kruszczyński postać tę utrudnił i wszystko zawarł w spojrzeniu Orcia – jego nieruchome oczy wiele mówią, a scena, w której Orcio obchodzi swoje 14-ste urodziny zrobiona przez reżysera farsowo dopełnia tylko tragizmu tej postaci. Tak więc Orcio, który na scenie jest wwożony przez Henryka na wózku z prawą nogą unieruchomioną, to postać pełna bólu i rozpaczy, a reszte państwo zobaczą na premierze.
Jak oceniasz pracę swoją z perspektywy 10 lat?
Ocena nie należy do mnie. Wciąż jestem w tym teatrze i tutaj pracuje, niech więc to będzie odpowiedzią.
Masz 32 lata. Orcio to postać, która dominuje w „Nie – Boskiej Komedii”, na której osadza się cała fabuła i bez wątpienia masz z tej roli dużą satysfakcję. Jako dojrzała aktorka, czy masz jakieś pragnienia i marzenia zagrania ciekawej roli?
Każdy o czymś marzy. Uważam, że na tym etapie niech tak zostanie jak jest.
Czy role klasyczne jak „Król Edyp – Antygona”, w którym nie tak dawno brałaś udział, różnią się w pracy nad współczesną sztuką?
Z pewnością tak. Rytm wiersza, czy poruszanie się w kostiumie, to są zależności, nad którymi trzeba pracować podczas prób do końcowego efektu – premiery, ale też wiele zależy od pomysłu reżysera jak poprowadzi dany spektakl.
Scena Inicjatyw Aktorskich, która dała Ci wiele satysfakcji aktorskich, jest dla Ciebie odskocznią?
Cudownie. Apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Praca, dom, wychowanie dziecka. Czy brakuje Ci czegoś do pełnego szczęścia?
Przede wszystkim czasu.
Czego życzyć Tobie na dalsze lata?
Cierpliwości, zdrowia i optymizmu.
Dziękuję za rozmowę
tekst: Daniela Zybalanka-Jaśko
foto: Mirosław Skrzypkowski, Bartłomiej Sowa
foto: Mirosław Skrzypkowski, Bartłomiej Sowa