Z Tomaszem Szymańskim, dyrektorem Teatru im. A. Fredry w Gnieźnie, który obchodzi jubileusz 20 -lecia dyrektorowania scenie gnieźnieńskiej i przystąpił obecnie do reżyserii bajki „Gelsomino w Kraju Kłamczuchów” Gianniego Rodari w przekładzie Hanny Ożogowskiej w swojej adaptacji, rozmawia Daniela Zybalanka-Jaśko.
Gianni Rodari – włoski pisarz, najpopularniejszy w 2 poł. XX wieku we Włoszech, autor piszący dla dzieci, uznany za mistrza tego gatunku. Pisał wiersze oraz bajki prozą. Publikował również prace teoretyczne na temat literatury dla dzieci oraz wychowania dzieci. Twórca znany w wielu krajach, wiele pozycji tego autora wydano również w Polsce. Jest laureatem wielu nagród, w tym tzw. Małego Nobla – medalu im. Hansa Ch. Andersena przyznanego przez IBBY w 1970 roku. Napisał m.in. „Opowieść o cebulku”, „Podróż błękitnej strzały”, „Gelsomino w Kraju Kłamczuchów”, „Bajki przez telefon”, „Tort na niebie” i „Gondola widmo”.
Hanna Ożogowska – polska prozaiczka, poetka i tłumaczka literatury rosyjskiej, niemieckiej i włoskiej. Debiutowała w 1932 roku na łamach Tygodnika „Płomyk” jako autorka literatury dziecięcej. Warto przypomnieć m.in. bajki „O ślimaku co pierogów z serem szukał”, „Malowany wózek”, „Bajka o kłosku przenicy” czy „Marcinkowe wierszyki” albo „Złota kula”.
W 2006 roku w Przemianach na Szlaku Piastowskim przeprowadziłam z Panem wywiad, gdzie wspomniał Pan, że po Teatrze Ósmego Dnia, którym Pan kierował, przyszła kolej na scenę zawodową. W Teatrze gnieźnieńskim zadebiutował Pan „Czarodziejskim krzesiwem” w 1984 roku. Jak sam Pan mówił: „te doświadczenia zaowocowały prawdą, której pozostaję wierny do dziś. Jestem przekonany, że sztuka to tylko z pozoru improwizacja: aby móc mówić pełnym głosem, trzeba dogłębnie przeżyć i przemyśleć wszystko to, o czym chce się rozmawiać z innymi ludźmi”. Czy to co Pan mówił 20 lat temu sprawdziło się i zaowocowało w pracy nowymi doświadczeniami.
Tak, sprawdziło się w całej rozciągłości. Tylko głębokie przeżycie prawdy i przemyślenie rzeczy związanych z otaczającym nas światem pozwala na poważną rozmowę, aczkolwiek nie pozbawioną elementów humoru. Na kolor człowieka składa się przecież wiele barw.
Wrzesień 1990 roku. Nowy dyrektor artystyczny, nowy sezon teatralny, nowe zamierzenia repertuarowe, odrestaurowany gmach teatralny i przywrócenie sceny miastu. A poza teatrem wiele zmian generowanych przez młodą wówczas, dopiero raczkującą przecież polską demokrację. Jak Pan wspominał ten okres objęcia sceny gnieźnieńskiej? Czy nie miał Pan obaw o jej istnienie?
Obejmując dyrekcję byłem przekonany, że może to być moje miejsce. Postanowiłem poświęcić się temu w całości. Oczywiście towarzyszyły mi różne obawy, ale trafiłem tu w Teatrze na ludzi, którzy chcieli swoje życie poświęcić pracy dla innych.
Premiera 17 maja 1991 roku „Rapsodu o św. Wojciechu” wg. scenariusza i Pana reżyserii. Inauguracyjna gala tego spektaklu utwierdziła w przekonaniu włodarzy miasta, że Teatr w tym mieście jest niezbędny. Pana wysiłki nie poszły na marne, gdyż „Rapsod o św. Wojciech” stał się wydarzeniem.
Cieszę się, że to tak zostało przyjęte. „Rapsod” pozostaje w repertuarze Teatru do dziś. Przymierzamy się do zagrania go ponownie na inaugurację Europejskich Dni Dziedzictwa Kulturowego w katedrze gnieźnieńskiej oraz fragmentów na Lednicy 10 września br.
Stefan Drajewski w „Gońcu teatralnym” w 1990 roku zapytał Pana: „Czy jeszcze wierzy Pan w moc teatru objazdowego?”. Na co Pan odpowiedział: „Jeśli to teatr interesujący i atrakcyjny dla widza – tak”. Dziś nasz Teatr mimo różnych perturbacji finansowych jest stabilny i prężny. Odkrywając coraz to nowe, ciekawe horyzonty literatury teatralnej. Sam Pan wyreżyserował wiele interesujących przedstawień, wspomniany już „Rapsod o św. Wojciechu”, „Przypowieści” na motywach biblijnych (wspólnie z Henrykiem Tomaszewskim – reżyseria i scenariusz), „Dziadek do orzechów” Ernsta T. A. Hoffmanna, „Królowa Śniegu” H. Ch. Andersena, „Niebieski ptak” Maurycego Maeterlincka, „Gwałtu, co się dzieje”, „Zemsta” Aleksandra Fredry, „Balladyna” Juliusza Słowackiego, „Bolesław Śmiały”, „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego, „Wesołe kumoszki z Windsoru” „ Poskromnienie złośnicy” W. Szekspira, „Z rączki do rączki” M. Cooney’a, „Wszystko w rodzinie” R. Cooney’a, i wiele innych ciekawych spektakli, które goszczą po kilka sezonów na afiszu i cieszą się uznaniem publiczności, a także nader często życzliwymi opiniami krytyki. Jak Pan ocenia spektakle, które w ciągu 20 lat Pan realizował?
Nie mnie oceniać własne dokonania. Jeśli jest tak, że widzowie chcą ze mną przez moje przedstawienia rozmawiać, to znaczy, że odniosłem pewien sukces i jest to mobilizujące.
Nie stroni Pan także od bajek, bowiem przystąpił Pan do reżyserii w swojej adaptacji „Gelsomino w Kraju Kłamczuchów” Gianni Rodari. Dlaczego właśnie tę pozycję wprowadził Pan do repertuaru Teatru i czym się Pan kierował w doborze tej bajki?
Jestem przekonany, że to zabawna i mądra historia, która wpisuje się w swojej idei w odwieczny problem nagiego króla i w tej bajce pojawia się ktoś, może naiwny, na pewno czysty, który demaskuje zło i o tym zawsze warto mówić, a że przy okazji posłuchamy dobrej muzyki i zobaczymy sprawnych w swym warsztacie aktorów i interesująco uruchomioną machinę teatralną, usatysfakcjonujemy tym naszą ulubioną młodą widownię.
Jaka jest obsada bajki i kto zagra tytułową rolę Gelsomino?
W spektaklu bierze udział cały zespół – Gelsomina gra Maciej Hązła, wspierany przez Zoppino granego przez Bogdana Ferenca.
Bajka jest rozśpiewana. Czyje są teksty piosenek, muzyka, scenografia i układy choreograficzne?
Teksty piosenek napisała Hanna Ożogowska wg. Giannego Rodari, muzykę Wojciech i Marcin Głuchowie, scenografia Barbara Zachmoc, układy choreograficzne Juliusz Stańda.
Czy ma Pan jakieś plany reżyserskie po realizacji „Gelsomino w Kraju Kłamczuchów”?
Oczywiście, że mam, ale za wcześnie o nich mówić.
Na Scenie Inicjatyw Aktorskich powstał piękny spektakl „Nadludzie”, którego autorem i reżyserem jest Stanisław Brejdygant. Czy przewiduje Pan w najbliższym czasie coś nowego?
Wszystko jest możliwe. Koledzy w zespole są twórczy i mają wiele ciekawych propozycji.
Scena Impresaryjna to kawalkada często ciekawych spektakli z zewnątrz. Kogo zobaczymy do końca sezonu?
Jeśli chodzi o Scenę Impresaryjną rzecz dzieje się na bieżąco. W miarę możliwości są prezentowane różne spektakle.
Co przewiduje Pan w najbliższym czasie na scenie gnieźnieńskiej?
W najbliższym sezonie jest „Nie-Boska komedia” w reżyserii Piotra Kruszczyńskiego, „Kopciuszek” w reżyserii Andrzeja Malickiego i w jego też reżyserii Sylwestrowo „Cha chę” Rafała Szamburskiego.
Czy zaszły jakieś zmiany w zespole artystycznym?
Doszedł młody kolega Piotr Mrówczyński.
Premiera „Gelsomina” przypada w Międzynarodowy Dzień Teatru.
Tak, to inauguracja jubileuszu 65-lecia Teatru, która zakończy się we wrześniu br. premierą „Nie-Boskiej komedii”.
Czego życzyć Panu na dalsze lata z okazji jubileuszu 20 lat pracy na scenie gnieźnieńskiej?
Tego, co zawsze, by nie opuściły mnie fantazja i zdrowie oraz Ci w bliskości, z którymi tworzę ten Teatr.