Z Wojciechem Siedleckim, aktorem Teatru im. Al. Fredry w Gnieźnie, który jest po premierze „Króla Edypa” i „Antygony”, gdzie gra rolę Tyrezjasza, wszedł w próby sztuki „Nadludzie” Stanisława Brejdyganta, która powstaje na Scenie Inicjatyw Aktorskich – zagra tam Hitlera i Maurice’a, niedawno także wystąpił w roli Tartuffe’a w „Świętoszku” Moliera rozmawia Daniela Zybalanka-Jaśko.
Wojciech Siedlecki w roku 1978 ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną we Wrocławiu. Debiutował w Teatrze Polskim w Bydgoszczy rolą Sylwiusza w „Słudze dwóch panów” Carlo Goldoniego. Pracował 11 lat w Teatrze Polskim w Poznaniu, a także w Gorzowie i Legnicy. Od stycznia 2002 roku jest na etacie w Teatrze gnieźnieńskim. Ma w swoim dorobku ponad 100 ról. Do najważniejszych należą: Ksiądz Piotr w „Dziadach” A. Mickiewicza, Konrad w „Wyzwoleniu”, Dziennikarz w „Weselu” St. Wyspiańskiego, Orcio w „Nie-Boskiej komedii” I. Krasińskiego, Król Berenger „Król umiera, czyli ceremonie” E. Ionesco, Pijak w „Ślubie”, Gonzago w „Trans-Atlantyku” W. Gombrowicza, Władimir w „Czekając na Godota” Samuela Becketta, Wacław, Rejent, Papkin w „Zemście” Al. Fredry, Doktor Cauise w „Wesołych kumoszkach z Windsoru” W.Szekspira, Kubuś w „Kubusiu i jego panu” Miliana Kundery, Doktor Dolittle w „Doktorze Dolittle i przyjaciele” Hugha Loftinga, Cesarz w „Świniopasie” Andersena, Duch Jakuba Marleya w „Opowieści wigilijnej” Karola Dickensa, Sędzia w „Panu Tadeuszu” A. Mickiewicza, Król Filip w „Dylu Sowizdrzale” Carola de Costera, Pan Jankins w „Z rączki do rączki” Michaela Cooney’a, Pijak w „Pippi Langstrump” Astrid Lindgren, Kolka w „Małej Apokalipsie” T.Konwickiego, Bill, pacjent w „Wszystko w rodzinie” Ray Cooney’a, Tartuffe w „Świętoszku” Moliera, John Canty, ojciec Toma w „Księciu i żebraku” MarkaTwaina, Tyrezjasz w „Królu Edypie” i „Antygonie” Sofoklesa. Jest w próbach sztuki „Nadludzie” Stanisława Brejdyganta, która powstaje na Scenie Inicjatyw Aktorskich. Zagra tam Hitlera i Maurice’a.
Tyrezjasz, którego pan gra w „Królu Edypie” i „Antygonie” był ślepcem. Stracił wzrok przed wydarzeniem opisanym w dramacie, gdy Atena, którą oglądał w kąpieli odebrała mu zmysł wzroku. Karę złagodził nieco jej ojciec – Zeus, ofiarowując Tyrezjaszowi dar przewidywania przyszłości i rozumienia przeszłości. Zarówno w „Królu Edypie” jak i w „Antygonie” Tyrezjasz, starożytny wróżbita odkrywa tajemnicę obu tragedii. W pierwszej Edyp żyje w kazirodczym związku z Jokastą, a także jest zabójcą króla Lajosa – swego ojca, zaś królewska żona to jego własna matka, a obecnie małżonka, z którą doczekał się czworga potomków – dwóch synów, którym nadano imiona Eteokles oraz Polinejkes, a także dwóch córek – Antygony oraz Ismeny. Po przepowiedni Tyrezjasza oskarżającego króla o haniebne życie z własną matką Jokasta popełnia samobójstwo, zaś Edyp wykłuł sobie oczy i w żebraczych łachmanach udał się do Kolonos.Tam zmarł. W „Antygonie” Tyrezjasz przestrzega Kreona przed gniewem bogów i radzi odstąpić od zamiaru skazania Antygony, która wbrew jego zakazom pochowała brata Polinejkesa. Kreon rozkazuje schwytać tego, kto ośmielił przeciwstawić się woli władzy, a ciało Polinejkesa odgrzebać i pilnować. Tyrezjasz wypowiada straszliwą przepowiednię: jeśli Kreon nie zmieni swego stanowiska w sprawie Antygony – straci syna, a oburzony lud wystąpi przeciw niemu. Król reprezentuje władzę i to przesądza o jego stanowisku w sprawie zwłok Polinejkesa, zaś soistra zmarłego poza więzami rodzinnymi czuje się zobowiązana do przestrzegania nakazu religii, w jakiej została wychowana.Kreon musi ukarać nieposłuszną Antygonę nie wdając się w żadne sentymenty i nie ulegając prośbą najbliższych (Hajmon – syn króla jest narzeczonym skazanej na śmierć królewny tebańskiej i stara się odwrócić bieg wypadków i wybłagać łaskę uniewinnienia dla ukochanej). Kreon zgadza się na ustępstwo dopiero wtedy, kiedy Tyrezjasz już bardziej bezpośrednio i dosadnie wyjawia mu przyszłe konsekwencje jego nieprzejednanego stanowiska. Wypadki jednak toczą się zgodnie z żelazną zasadą, że fatalny los (przeznaczenie) musi się wypełnić i jest już za późno na ratowanie skazanej. Mało tego, spirala tragicznych zdarzeń dalej się nakręca i wywołuje kolejne nieszczęścia. Ginie Antygona, Hajmon, a także Eurydyka – żona Kreona, matka Hajmona. Czy rola Tyrezjasza – wróżbity, który uruchamia cały mechanizm akcji w obu dramatach była dla pana rolą atrakcyjną zwłaszcza w reżyserii czy scenografii i kostiumach Józefa Jasielskiego? Nie męczyły pana propozycje kostiumowe?
Myślę, że rola ta to ciekawe podejście dla aktora. Reżyser starał się, aby całość jego koncepcji brzmiała współcześnie.W związku z czym moja interpretacja i kostium są naznaczone piętnem współczesności.
To pierwsze pana spotkanie z dramaturgiem Sofoklesem. Jak przedstawia się konflikt tej postaci na tle obu sztuk?
Tak, po raz pierwszy zetknąłem się z tym pisarzem i jest to dla mnie nowe doświadczenie. Do każdej jednak postaci trzeba znaleźć klucz. Ja do tej roli wspólnie z reżyserem musiałem go poszukać, a nie jest to proste skoro tak naprawdę nie wiemy co odczuwa człowiek, który miewa wizje. Przede wszystkim trzeba było obronić tę postać przed śmiesznością. Myślę, że to mi się udało a resztę oceni widz.
Jak pan odbiera role tragiczne? Czy nie uważa pan, że klasyka w dorobku aktora jest znacząca dla pogłębienia zawodu?
Klasyka jest przypisana teatrowi i role grywane w niej są tak samo ważne dla rozwoju aktora jak i postacie w dramatach współczesnych, a może i ważniejsze.
Gdyby pan miał dokonać wyboru, to jaki gatunek sztuki bardziej by panu odpowiadał?
Każdy.
Zagrał pan także w „Świętoszku” Moliera rolę Tartuffe’a. Czy była to dla pana niespodzianka? Marzył pan kiedyś o takiej roli?
Rola Tartuffe’a była dla mnie rzeczywiście niespodzianką. Generalnie chciałem zawsze zagrać w którejś ze sztuk Moliera. To było moje pierwsze spotkanie z tą postacią i starałem się podołać temu zadaniu.
Wystąpił pan w wielu znakomitych rolach. Czy Tartuffe to postać jedyna w swoim rodzaju?
Jest to rola Ikona i ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Bywa, że ludzi podobnie myślących, podobnie działających nazywamy często w życiu Tartuffami czy Świętoszkami.
Tartuffe, czyli „Świętoszek”, pojawia się dopiero w III-cim akcie komedii. Mimo to z rozmów kolejnych członków rodziny Orgona orientujemy się w skutkach jego aktualnych działań. Czy nie uważa pan, że rola ta, to mistrzowskie studium postaci, które mimo, iż wpisane w klimat i scenerię XIIw. stanowią typy uniwersalne dla każdego czasu i kraju?
Jak wiemy Molier pisał to w szczególnym okresie we Francji, ścierania się poglądów ultra-katolickich, nasilenia dewocji, gdzie kościół ingerował w każdą dziedzinę życia. W ten sposób Molier stworzył typ człowieka w literaturze, który jest ciągle bliski naszym wyobrażeniom.
Pracuje pan dziewięć lat w Teatrze gnieźnieńskim, a jedenaście lat pracował pan w Teatrze Polskim w Poznaniu za dyrekcji Grzegorza Mrówczyńskiego, gdzie zagrał pan wiele wybitnych ról. Skupmy się jednak na Gnieźnie. W ubiegłym roku wystąpił pan w roli król Filipa w „Dylu Sowizdrzale” Carola de Costera – rola, która zapadła w pamięci wielu widzów. „Dyl Sowizdrzał” to ciekawe przedsięwzięcie w Teatrze gnieźnieńskim. Także niedawna premiera „Księcia i Żebraka” Marka Twaina, gdzie zagrał pan Johna Canty – Ojca Toma. Jak wspomina pan pracę z reżyserem Konradem Szachnowskim nad tymi sztukami?
Lubię pracować z reżyserami, którzy wiedzą czego chcą i są do tego przygotowani i takim reżyserem jest Konrad Szachnowski.
Rola pana Jankins’a z Biura Opieki Społecznej w sztuce „Z rączki do rączki” Michael’a Cooney’a, czy premiera „Wszystko w rodzinie” Rey’a Cooney’a, gdzie zagrał pan rolę Billa, pacjenta, dowiodła, że farsa na dobre zadomowiła się w Teatrze gnieźnieńskim. Jak potrzebna jest farsa w Pierwszej Stolicy Polski niech świadczy powodzenie obu sztuk. Chciałabym jednak pomówić z panem na temat tych dwóch ról. Czy farsa to ulubiony pana gatunek?
Farsa jest bardzo trudną dziedziną, wymagającą ogromnej precyzji w graniu i reżyserii.W związku z tym praca nad nią jest często bardziej absorbująca i bardziej perfekcyjna.
Gra pan także z powodzeniem w bajkach. Przypomnijmy więc Doktora Dolittle w „Doktorze Dolittle i przyjaciele”, Hugha Loftinga, Cesarza w „Świniopasie” Andersena, Pijaka w „Pippi Langstrump” Astrid Lindgren, czy aktualnie grana „Opowieść wigilijna” K.Dickensa, gdzie gra pan postać Ducha Jakuba Marleya. Czy stopień trudności jest taki sam jak w sztukach dla dorosłych?
Stare porzekadło teatralne mówi, że „dla dzieci trzeba grać tak jak dla dorosłych – tylko lepiej”. Wynika to z prostej zasady, że dzieci są bardziej wrażliwe i otwarte, szybciej wychwytują fałsz i nieprawdę.
Wszedł pan obecnie w próby sztuki „Nadludzie” Stanisława Brejdyganta, który również w tym spektaklu gra, a także reżyseruje to przedstawienie. Powstaje ona na Scenie Inicjatyw Aktorskich, gdzie gra pan rolę Hitlera i Emila Maurice’a – aktora, rosyjskiego żyda. Stanisław Brejdygant aktor, reżyser, pisarz podjął się tematu o największych zbrodniarzach XX wieku, a także studium tyranii, bezwzględności i strachu. Spektakl ten miał prapremierę w Teatrze Nowym w Łodzi w 2005 roku. Na jakim etapie prób jest pan w tej chwili? Są to dwie potężne role wymagające czasu i doskonałej pamięci?
Zmierzamy po woli do finału. Pracujemy nad charakterem postaci, konfliktami, nad poszukiwaniem cech, które odarłyby te postacie ze stereotypu.
Jak pan pokonuje trudności tych ról? Każda z nich jest inna. Czy archetypem dla pana będzie znany ze swego okrucieństwa Hitler, czy wielki aktor, rosyjski żyd – Emil? W jakim kierunku poprowadzi pan obie te postacie?
Jak już mówiłem pewnych skojarzeń nie da się uniknąć i odejść od schematu. Mam tu na myśli Hitlera, ale staram się pokazać tę postać bardziej jako człowieka w ostatnich dniach jego życia. To, co jest istotą zła wyjdzie samo. Natomiast o Maurice – wielkim aktorze rosyjskim wiem niewiele i tu oczywiście ogromnie pomocny jest reżyser i autor sztuki w jednej osobie.
Dla aktora to ogromne wyzwanie, ale także satysfakcja w pokonywaniu trudności pracy nad rolą, która jest niebagatelna, a także służy do osiągnięcia celu jakim jest premiera, gdzie aktor pozbywa się napięcia i swobodnie rozgrywa problemy roli. Czy ten rodzaj sztuk leży w pana zainteresowaniach aktorskich?
Myślę, że tak chociażby z tego względu, że byli geniuszami socjotechniki, czyli posiadali umiejętność wpływania na rzesze ludzi, co zawsze mnie intrygowało w tych postaciach. Poza tym te dwa nazwiska zawsze będą wzbudzały zainteresowania.
Dziewięć lat pracy na scenie gnieźnieńskiej to dużo czy mało w pana dorobku aktorskim?
Przez te lata zagrałem wiele znaczących ról, co przyniosło mi sporo satysfakcji zawodowych.
Aktor podejmuje się różnych zadań, ale czy są postacie, które pana nie interesują, a których pan po prostu nie znosi?
Właściwie aktor musi umieć grać wszystko. Ale jest jeden typ ról, którego nie lubię – postaci amantów. W teatrze mówi się o takich rolach, że są „papierowe”, to znaczy niewiele mają do zaproponowania widzowi i nie wnoszą specjalnie nic szczególnego w dramaturgię sztuki.
Czy jako aktor po tylu latach pracy czuje pan jeszcze pewien niedosyt? Zagrał pan przez te lata wszystko, o czym aktor mógłby marzyć. Czy zagrałby pan jeszcze Hamleta?
Chociażby z tego powodu jak pani widzi nie zagrałem jeszcze wszystkiego – ponieważ jest to niemożliwe.
Uważa pan, że aktorstwo jest dla pana pasją, więc czy wybierając ponownie zawód dokonałby pan tego samego wyboru?
Z wielu względów tak, z wielu względów nie. Z racji pasji tak – z powodów np. materialnych – nie. Moją drugą miłością jest prowadzenie samochodu i gdybym nie został aktorem, zostałbym kierowcą tira.
Co spędza panu sen z powiek? Co chciałby pan jeszcze pilnie zrealizować?
Marzeniem moim jest zamieszkanie we własnym domu z ogródkiem.
33 lata pracy na scenie, ponad 100 ról – to dorobek, który budzi szacunek. Czego życzyłby pan sobie na dalsze lata?
Takiego bezpieczeństwa materialnego w życiu, które pozwoliłoby mi skupić się wyłącznie na pracy twórczej.
Dziękuję za rozmowę
tekst: Daniela Zybalanka-Jaśko
foto: Mirosław Skrzypkowski
foto: Mirosław Skrzypkowski
3 komentarze
„Nie Boską” Napisał zygmunt krasiński a nie ignacy krasiński. POPRAWCIE PLS.
PAN WOJTEK JEST ŚWIETNYM AKTOREM WIDZIAŁEM GO KILKA RAZY NA SCENIE ZAWSZE PoNAD PRZECIĘTNY.
Przepytująca i przepytywany są aż tak znani że nawet ogona w telenoweli Polsatu im nie zaproponowano zagrać.
nie ma ani jednego komentarza…wszystkie az tak negatywne….nie dziwie sie…