Z Piotrem Mrówczyńskim, który zadebiutował w Teatrze im. Al. Fredry w Gnieźnie rolą Hajmona w ,,Antygonie” Sofoklesa, rozmawia Daniela Zybalanka-Jaśko.
Skończył pan prywatne studia teatralne w Warszawie. Była to Wyższa Szkoła Komunikowania i Mediów Społecznych im. Jerzego Giedroycia, wydział aktorski. Obecnie broni pan w listopadzie pracę magisterską. W jakim temacie pan ją napisał?
Wcześniej pisałem pracę licencjacką o Tadeuszu Łomnickim i jakby rozwijając tę pracę licencjacką postanowiłem rozszerzyć o postać Meryecholda, który pod koniec studiów stał się obiektem mojej fascynacji. Czytając o Meryecholdzie i Łomnickim stwierdziłem, że mają ze sobą wiele wspólnego – zarówno w życiu zawodowym jak i prywatnym i postanowiłem to udowodnić. Tytuł tej pracy brzmi: Wsiewołod Meryechold – Tadeusz Łomnicki „Próba stworzenia aktora doskonałego”. Praca magisterska pod kierunkiem dr Krzysztofa Wójcickiego.
Czy zajęcia na prywatnych studiach są w jakiś sposób podobne do tych, które odbywają się w Państwowej Szkole Teatralnej?
Zdecydowanie tak. Przedmioty nauczania są takie same, a powiedziałbym nawet, że jest ich trochę więcej, ponieważ twórcy naszego wydziału, korzystając z własnych doświadczeń wymienionych w państwowych szkołach, postanowili poszerzyć nasz program nauczania o takie przedmioty jak: akrobatyka, sztuki walki, dubbing, podsynchrony, montaż telewizyjny i radiowy, słuchowiska radiowe, historia telewizji, kultura żywego słowa oraz filozofia.
Jakie role przygotował pan na końcowy dyplom?
Penteusz w „Bachantkach” Eurypidesa w reżyserii Piotra Wojewódzkiego, zastępca dyrektora w „Kopciuchu” Janusza Głowackiego w reżyserii Magdaleny Cwen-Hanuszkiewicz, Alex w „Kassandrze” Piotra Wojewódzkiego w reżyserii autora, Generał w „Pogrzebaczu umarłych” Irwina Shawa w reżyserii Marka Wysockiego, Solony w „Trzech siostrach” Antoniego Czechowa w reżyserii Magdaleny Cwen-Hanuszkiewicz.
Czy mógłby pan wymienić profesorów, którzy prowadzili zajęcia ze studentami? Który z nich pana zdaniem miał największą charyzmę w przekazywaniu wiedzy przez te lata intensywnej nauki?
Anna Chodakowska, Magdalena Cwen-Hanuszkiewicz, Adam Hanuszkiewicz, Wojciech Siemion, Jan Prochyra.
Od stycznia 2011 roku będzie pan na etacie w teatrze gnieźnieńskim. Czy to pana pierwszy teatr i czy wie pan jakie czekają zastępstwa we wznowieniowych spektaklach?
Mój debiut na deskach teatralnych odbył się w czerwcu tego roku w Teatrze Rampa w Warszawie. Zagrałem Leona w „Matce” Witkacego w reżyserii Grzegorza Mrówczyńskiego, mego ojca. Natomiast teatr gnieźnieński to pierwszy, z którym będę związany na stałe. Dyrektor poinformował mnie o następujących zastępstwach: „Opowieść wigilijna”, „Książę i żebrak”, „Pan Tadeusz” oraz zagram Arlekina w sztuce „Gelsomino w krainie kłamczuchów”. Próby rozpoczynają się w styczniu.
Jak został pan przyjęty przez zespół aktorski?
Na początku byłem zestresowany nowym miejscem, nowym środowiskiem, ale stres minął po pierwszym wejściu do garderoby. Koledzy przyjęli mnie niezwykle serdecznie i za to jestem im bardzo wdzięczny.
Zadebiutował pan w tutejszym teatrze rolą Hajmona w „Antygonie” Sofoklesa w realizacji Józefa Jasielskiego. Jak się pracowało z reżyserem Józefem Jasielskim? Czy to wymagający twórca?
Bardzo wymagający, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Pracowało się z nim niezwykle komfortowo, ponieważ wytłumaczył mi od początku do końca czego ode mnie oczekuje, jaki ma być rozwój postaci, jakie mają być emocje, o co w scenie chodzi i na czym polega konflikt między Kreonem a Hajmonem, a przede wszystkim jest to wielkiej klasy profesjonalista, bardzo dobry i ciepły człowiek, który kocha aktorów.
Uwspółcześnienie „Antygony” w przypadku reżyserii Józefa Jasielskiego niesie w sobie pewne konsekwencje, a więc inne spojrzenie na role, czy reżyserię poszczególnych scen. Jak pan się w tym wszystkim odnalazł?
Nie było to dla mnie aż tak trudne, ponieważ będąc na studiach, przygotowując się do roli w antycznej tragedii, przeczytałem całą mitologię oraz mnóstwo książek związanych z kulturą antycznej Grecji i mając taką bazę było mi dużo łatwiej przenieść to na grunt współczesności, bo przecież konflikt jaki zaistniał między ojcem a synem jest ponadczasowy.
Hajmon – syn Kreona, narzeczony Antygony. Jego cechy charakteru poznajemy głównie po rozmowie z ojcem. Bardzo kocha Antygonę, boi się o jej życie i występuje w jej obronie. Hajmon kocha także ojca. Pierwsze słowa jakie padają z jego ust świadczą o uległości w stosunku do Hajmona. Hajmon uznaje jego zwierzchnictwo.
Jestem za tobą kiedy mądrze radzisz
bo mądrej rady każdy chętnie słucha
Później jednak Hajmon próbuje przekonać ojca do uniewinnienia Antygony. Początkowo argumentuje, ale gdy Kreon uparcie trwa przy swoim wychodzi na jaw porywczość Hajmona i wdaje się z ojcem w otwarty konflikt. Mając do wyboru pomiędzy posłuszeństwem a miłością do Antygony – wybiera ukochaną. Ostatecznym wyrazem miłości Hajmona jest jego samobójstwo, którego dokonał po jej śmierci. Czy ten kierunek, który pan obrał, jest właściwy? Jak pracował pan nad rolą i który z etapów pracy był najtrudniejszy?
Przede wszystkim starałem się bardzo uważnie słuchać uwag reżysera. Przygotowując rolę skoncentrowałem się na istocie tej sceny, czyli na konflikcie pomiędzy ojcem a synem. Trudność tej sceny polega na tym, że należy ją zagrać na najwyższym poziomie emocji i uczuć. To mnie kosztowało najwięcej wysiłku i pracy.
Istotny w „Antygonie” jest problem władzy, zwłaszcza w psychologicznych odniesieniach walki bohaterów. Czerpanie wątków z mitologii greckiej pozwala widzom poznać czasy, które dla nas są odległe, ale zawsze aktualne, a prawda o dziejach greckich przybliża te fakty. Warto więc sięgać do źródeł tragedii greckiej nie podpierając się inspiracjami twórców współczesnych. Czy debiut pana w „Antygonie” w roli Hajmona uważa pan za ważny w swojej początkowej karierze aktorskiej?
Oczywiście że tak, ponieważ praca nad klasycznym tekstem, nad antycznym wierszem jest zawsze dla młodego aktora dobrą nauką zawodu.
Miał pan jedną scenę, aby udowodnić wiarygodność tej postaci. Czy uważa Pan, że to się udało?
Nie mnie to oceniać. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że publiczność gnieźnieńska jest ze mnie zadowolona, bo to przecież dla niej to wszystko robimy.
Czy premiera to pewien stopień w doskonałości roli?
Nie tyle sam spektakl premierowy, który jest zawsze kulminacją stresu i tremy, ile kolejne przedstawienia, które gramy już bez takich obciążeń.
Przygotowując się do zawodu zdawał pan sobie sprawę jakie problemy czekają w tej trudnej pracy?
Jestem tzw. teatralnym dzieckiem. Mogę nawet powiedzieć więcej – wychowałem się w teatrze, ale co innego widzieć i obserwować, a co innego przeżyć to na własnej skórze. Praca jest ciężka, ale daje czasami dużo satysfakcji i przyjemności.
Jest pan dopiero w przededniu swoich zmagań aktorskich i wiele jeszcze przed panem. Czego oczekuje pan od zawodu, który jak sądzę jest w tej chwili dla pana najważniejszy?
Przede wszystkim oczekuję dobrych i ciekawych ról, bowiem każdy aktor ma w zamyśle takie role, które śnią mu się po nocach. Pragnąłbym również pracować z dobrymi i doświadczonymi aktorami, od których będę mógł jeszcze wiele się nauczyć.
Dziękuję za rozmowę
tekst: Daniela Zybalanka-Jaśko
foto: Mirosław Skrzypkowski
foto: Mirosław Skrzypkowski
Czytaj także:
Niezwykły spektakl w gnieźnieńskim Teatrze
2 komentarze
Pjort nie poddawaj się! Jesteś mega!
Czy to Pan gra tego trzęsącego się Arlekina w obrazie w kraju kłamczuchów? Oglądałem. Z synem.