6 listopada na deskach gnieźnieńskiego teatru odbyła się premiera ,,Króla Edypa” i ,,Antygony” w reżyserii Józefa Jasielskiego. Te trudne sztuki zostały przedstawione w dość nietypowy sposób. Widzowie zostali przeniesieni w czasy starożytne, jednak nie obyło się bez elementów współczesnych. Gra gnieźnieńskich aktorów, jak zwykle, nie pozostawiała nic do życzenia. Oba spektakle zaczynają się dość mrocznie i tragicznie się kończą. Z Józefem Jasielskim, który wyreżyserował ,,Króla Edypa” i ,,Antygonę”, na nowo dokonał przekładu, a także opracował scenograficznie, kostiumowo i muzycznie spektakle rozmawia Daniela Zybalanka-Jaśko.

Sofokles to obok Ajschylosa i Eurypidesa największy tragik starożytnej Grecji, a jego dramaty bardzo często przewijały się przez scenę polską. Sofokles był autorem 123 tragedii, z czego zachowało się w całości zaledwie 7: „Ajas”, „Antygona”, „Król Edyp”, „Elektra”, „Filoktet”, „Edyp w Kolonie”, „Trachinki”. Jednak najczęściej grywanymi sztukami są: „Antygona”, „Król Edyp” oraz „Elektra”. Realizacji filmowej „Króla Edypa” w 1968r. podjął się Philips Savełt obsadzając w tytułowej roli Christopher’a Plumer’a. Gustaw Holoubek wyreżyserował telewizyjny spektakl „Króla Edypa”, gdzie w tytułowej roli wystąpił Piotr Fronczewski. Laco Adamik zrealizował spektakl „Króla Edypa”w Łęgu w Krakowie wykorzystując przestrzeń oraz możliwości techniczne tego, nowego wtedy, ośrodka. Autorem muzyki był Jerzy Satanowski. Dzięki wspaniałym kreacjom całej obsady, głównie Jana Frycza, Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej, Jana Peszka (grającego rolę Tyrezjasza) oraz Jerzego Treli, nie powstał antyczny mit, lecz autentyczna tragedia postaci. Były również produkcje „Antygony” w telewizji: „Antygonę” wyreżyserował Andrzej Seweryn, gdzie najlepszym aktorem w tym spektaklu był Krzysztof Gosztyła, który rewelacyjnie wcielił się w postać Kreona. Podjął się też, wystawienia „Antygony” w telewizji Jerzy Gruza w tłumaczeniu Stanisława Hebanowskiego – prozą. Wszyscy bohaterowie spektaklu zostali przedstawieni jako mieszkańcy współczesnego świata. Rzeczywistość ukazana jest w bliższym wymiarze, bo wygląda jak teraźniejszość, a nie antyczna przeszłość. Rolę tytułową zagrała Justyna Kulczycka, Koryfeuszem był Jerzy Kamas, a Daniel Olbrychski zagrał Tyrezjasza.
Przystąpił pan do reżyserii „Król Edypa” i ponownie „Antygony” po zaskakującej reżyserii „Świętoszka” Moliera. Jak sam pan mówił w poprzednim wywiadzie „piszę dużo różnych rzeczy, powieści, wiersze, robię adaptacje, a nuż jeszcze wyreżyseruję na swoje 40-lecie”. Po wielu przemyśleniach realizuje pan swoje zamierzenia. Przetłumaczył pan na nowo „Króla Edypa” i „Antygonę”. Jakie poczynił pan zmiany w tekście?
Zdecydowałem się na własny przekład z dwóch powodów. Dotychczasowe przekłady wydały mi się nieco przestarzałe w słownictwie i obrazowaniu. Poza tym „nie siedzą aktorom dobrze w ustach” ze swoją zawiłą składnią i nieregularnym wierszem. Ponadto chciałem wpisać w teksty tragedii pewne współczesne odniesienia bez czego robienie klasyki traci sens.
Z którego przekładu skorzystał pan podczas realizacji parę lat temu „Antygony” w teatrze gnieźnieńskim i dlaczego ten przekład panu nie odpowiadał?
To był właśnie mój przekład sprzed czterdziestu lat, który obecnie trochę przerobiłem.
Przekład Stanisława Hebanowskiego, z którego skorzystał Laco Adamik jest niewątpliwie jednym z interesujących przekładów napisanych prozą. Nie przypadł panu do gustu. Jest także Kazimierz Morawski, który pisze wierszem. Co Pan myśli jego przekładzie?
Przekład Hebanowskiego nie odpowiadał mi między innymi dlatego, że jest prozą. Natomiast Kazimierz Morawski przełożył „Antygonę” i „Króla Edypa” bardziej filologicznie niż poetycko. Bardziej się to nadaje do czytania niż do mówienia na scenie. Tak więc nie było przekładu, który by mnie zadowolił.
Uwspółcześniając tekst sztuki „Antygony” nie ustrzegł się pan, przy całym dla pana szacunku, pewnych niedbałości jak np. określenie „zaprzedał się babie”…
Nie uważam, że takie sformułowanie jest pewną niedbałością. W czym to uchybia wielkości Sofoklesa?
Często porównuje się „Makbeta” Szekspira do „Króla Edypa” Sofoklesa. Postacie, których dzieje o swych tragediach przedstawili Sofokles oraz Szekspir odpowiednio Edyp oraz Makbet, są pod względem wielu przymiotów dlań właściwych podobne, a równocześnie jednak sporo je różni. Charakterystycznym dla obydwu elementem ich biografii jest to, że koronę sobie wywalczyli – choć w dość odmienny sposób. Edypowi ona się po prostu należała, gdyż był synem Lajosa i Jokasty (króla i królowej Teb). Jednakże w wyniku zrządzeń losu, w którym kluczową była przepowiednia wyroczni w Delfach (zabije ojca i poślubi matkę) został on tronu pozbawiony. Gdy w końcu zasiadł na tronie Teb okazało się, że wieszczba była prawdziwa – zamordował nieświadomie swego rodzica, a ze swą rodzicielką miał czwórkę dzieci. Z kolei panowanie Makbeta było bezprawne, a jego droga do tytułu władcy Szkotów znaczyła się o wiele bardziej krwią, niż to miało miejsce w przypadku Edypa. Co ciekawe nad nim również ciążyło swoiste fatum, którego wyrazem była przepowiednia trzech wiedźm, które wieszczyły mu, że będzie królem. Koleje losu obydwu bohaterów kończą się podobnie tragicznie. Edyp oślepia się własnoręcznie, udaje się na wygnanie i wkrótce umiera, natomiast Makbet ginie z rąk Makdufa – swego wroga. Zapożyczanie wątków z tragedii greckiej jest wielorakie, korzystało z nich i korzysta wielu pisarzy, a sam Szekspir nie był tego wyjątkiem. Jak pan ocenia te porównania między Sofoklesem a Szekspirem i który temat jest panu bliższy?
Nie wydaje mi się artystycznie płodnym porównywanie postaci Edypa i Makbeta. Nie widzę tutaj istotnych zbieżności. Zrealizowałem przed laty „Makbeta”. Bliskie są mi oba dramaty.
Świat stworzony przez Sofoklesa w „Królu Edypie” nie jest taki, jak odnajdujemy we współczesnych powieściach czy dziedzinach sztuki. Teby są miastem, w którym społeczność w obliczu klęski i kryzysu potrafi się połączyć, by poprawić los współmieszkańców. Władcą i swoistym „rządem” nie są ludzie, dla których motorem są pieniądze, konta w zagranicznych bankach czy wille z basenem. W „Królu Edypie” mamy przykład jednomyślności życzeń obywateli i króla oraz wzór idealnego państwa. Analizując antyczny tekst nie można, w omawianiu tej warstwy interpretacyjnej, nie wspomnieć o słowach wypowiedzianych przez Edypa podczas rozmowy z Kreonem. Król Teb mówi wówczas, że stanowisko, które zajmuje sprawia, iż jego zdanie jest niepodważalne – jeśli mylne, że należy nawet słuchać „złego pana”. W ten sposób odnajdujemy ślady zaczątków i totalitaryzmu, prądów i systemów, które doprowadziły do największych czystek ludzkości w dziejach świata. Kolejnym problemem jest ten dotyczący człowieka i jego życia. Sofokles pokazuje zwykłą z pozoru historię i bohatera, którego życie zostało przesądzone przez nieodwracalne przeznaczenie. Choć Edyp dokładał wszelkich sił, wróżby wyroczni delfickiej oraz losu nie można odmienić. Bohater zabił swego ojca, ożenił się ze swą matką, spłodził dzieci, które w rzeczywistości były jego rodzeństwem. Tragedia porusza problem uzależnienia boskich sił, uwikłania ich w nieziemskie zależności. Dramat jest również historią nieszczęśliwej, bo zakazanej miłości. Jokasta i Edyp byli szczęśliwym małżeństwem wychowującym czworo dzieci. Gdy kobieta dowiedziała się o tożsamości ukochanego, w szale rozpaczy powiesiła się, a mężczyzna wyłupił sobie oczy spinkami. Tragedia kazirodczego związku dotyka także dzieci, które do tej pory będą zawsze przedstawiane, jako zrodzone z namiętności syna i matki. Sofokles porusza w dramacie tak uniwersalne problemy, jak wiara czy sens cierpienia. Czy to w przemyśleniach reżyserskich też jest istotne dla pana i nad czym przede wszystkim obecnie pan się skupia pracując nad Edypem?
Problem państwa i jakości władzy jest istotny. Nie da się tutaj uniknąć polityki. Ale mnie bardziej zainteresował temat ludzkiego cierpienia, niż rojenia greckich polityków, a i współczesnych także.
Porozmawiajmy także o „Antygonie”, która będzie w drugiej części przedstawienia. Zmienił pan obsadę ról. W poprzedniej wersji Antygonę grała Agata Wojtaszak, Ismenę – Katarzyna Czubkówna. W obecnym spektaklu Antygonę gra Katarzyna Adamczyk, a Ismenę – Martyna Rozwadowska. Czym się pan kierował powierzając rolę obu paniom?
Oczywiście młodością aktorek, te pierwsze były za stare.
Czy zmieniając obsadę wpłynie to także na zmianę reżyserii przez pana „Antygony”?
To jest zupełnie inny spektakl i inny teatr. Zmienia się moje myślenie o teatrze. Na szczęście. Nie znoszę „teatralnego muzeum starości”.
Tragedia grecka to gatunek dramatyczny wysoko ceniony przez starożytnych, wywodzący się z obrzędów religijnych. Bohaterowie są uwikłani w konflikt między własnymi pragnieniami a siłami wyższymi. „Antygona” to konflikt tragiczny, problem władzy. Jest tytułową bohaterką tragedii Sofoklesa, córką króla Edypa. Tragiczne wydarzenia rodzinne (najazd jednego z braci na drugiego w walce o Teby) postawiły ją w sytuacji trudnego wyboru. Jeden z braci (Polinejkes) został uznany przez władcę – Kreona, za zdrajcę. Z tego powodu zakazano jego pochówku. Prawo boskie mówi, że zmarłego należy pochować i nie budzić odrazy bogów i aby jego dusza nie błąkała się po ziemi. Antygona próbuje nakłonić siostrę Ismenę, żeby pomogła jej pogrzebać ciało brata. Ismena jednak odmawia obawiając się gniewu Kreona. Wobec tej sytuacji Antygona podejmuje dramatyczną decyzję – postanawia sama dokonać czynu, który uważa za swoją moralną powinność. Oczywiście zdaje sobie sprawę z konsekwencji, jakie pociągnie za sobą złamanie królewskiego zakazu. Stąd konflikt tragedii. Jak pan w obecnym kształcie pracuje nad tym spektaklem?
Pracuje mi się świetnie. Proponuję pewne rzeczy, które może są zaskakujące i trochę niektórych dziwią, np. dlaczego używam na scenie starego wieszaka, skoro ten teatr stać na więcej.
Oprócz przekładu opracował pan także przedstawienie scenograficznie, kostiumowo i muzycznie. Czyja będzie choreografia?
Choreografię (jak to zwykle u mnie) czyni pan Juliusz Stańda.
Kto gra jeszcze w spektaklu oprócz Kasi Adamczyk i Martyny Rozwadowskiej?
Lista jest długa. Trudno tu wymienić wszystkich. W roli Jokasty wystąpi Jolanta Skawina, Edypa zagra Maciej Hązła, Kreona – Michał Frydrych, Tyrezjasza – Wojciech Siedlecki, a także wielu kolegów i koleżanek z zespołu.
Jest pan bardzo zajęty w teatrze gnieźnieńskim, bowiem niedługo wznowienie „Opowieści wigilijnej” K. Dickensa, „Pana Tadeusza” A. Mickiewicza, a także na Sylwestra „Wieczór kawalerski” R. Hawdona. Co potem?
Potem liczę na swój jubileusz 40-lecia pracy reżyserskiej na zawodowych scenach. Namawiam więc dyrekcję teatru na „Tango” Sł. Mrożka.
W przyszłym roku obchodzi pan (jak już wspomnieliśmy) 40-lecie pracy reżyserskiej. Co te lata pracy wniosły nowego w pana życie i jak z perspektywy lat dostrzega pan mijający czas?
Lata pracy w teatrze tylko potwierdziły, że w tej branży potrzebny jest profesjonalizm, wiedza zawodowa, talent i pokora. W okresie rozpasanej hochsztaplerki i głupoty w teatrach, to przekonanie umacnia się we mnie coraz bardziej. Polubiłem siebie jeszcze mocniej.
Czy ten rozdział się już dla pana zamknął?
Nic podobnego. Dopiero się rozkręcam! Najlepsze premiery jeszcze przede mną. Niech zawistni drżą ze strachu.
Ostatni wywiad, który z panem przeprowadzałam kończył się tymi słowami: „Osiągnąłem już taki stopień iluminacji, że jak wchodzę do teatru, to pytam sam siebie: co ja tu robię?! I nie wiem.” Czy tak wpływa na pana dzisiejszy teatr, czy może dobry teatr to już przeszłość?
Zdania nie zmieniłem, a dobry teatr zdarza się i dzisiaj, tylko aktor musi wiedzieć co to jest „podtekst” i autentyczne emocje, a reżyser musi mieć pojęcie jak zrobić profesjonalne przedstawienie, które porwie widza. Jak nie porwie, to powinien zmienić zawód. Amen.
Nad czym obecnie pan pracuje i czy są jakieś nowe plany reżyserii po „Królu Edypie” i „Antygonie”, a także po wznowieniach jakie czekają pana w teatrze gnieźnieńskim?
Jak nie reżyseruję, bo coraz bardziej mi się nie chce, to piszę taki podręcznik o aktorstwie pt. „Trening aktora”. Dodatkowo wyżywam się na swoim internetowym blogu. Zapraszam na jasielo.blog.pl
Czego życzyć panu na dalsze lata?
Ma się rozumieć zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Resztę załatwię sam. Z własną pomocą – jak dotąd.
Dziękuję za rozmowę
tekst: Daniela Zybalanka-Jaśko
foto: Mirosław Skrzypkowski
foto: Mirosław Skrzypkowski
Jeden komentarz
nieeeeee mi sie to wszystko nie podobaa..