19 maja z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Gnieźnie ośmiu strażaków wyruszyło do Sandomierza, żeby pomóc w usuwaniu skutków powodzi. Strażacy zajmowali się ewakuacją ludności, zwierząt oraz brali udział w ratowaniu huty szkła, która jest największym zakładem pracy w zalanej miejscowości.
Północ z 18 na 19 maja, dzwoni telefon Starszego Kapitana Bartosza Klicha – dowódcy jednostki ratowniczo-gaśniczej w Gnieźnie. Strażak dowiaduje się, że w Wojewódzkim Stanowisku Koordynacji Ratownictwa w Poznaniu zapadła decyzja o wysłaniu do Sandomierza 8 zastępów straży pożarnej, w tym dwóch zastępów z Gniezna: rozpoznawczo-ratowniczego i gaśniczego średniego-uterenowionego. Koncentracja wszystkich jednostek miała miejsce w Poznaniu. Po skompletowaniu i sprawdzeniu sprzętu, ok. godz. 4.00 kompania, składająca się z 42 ratowników, wyruszyła w drogę. Dużym wyzwaniem było prowadzenie konwoju, ponieważ najwyższym autem w kolumnie był pojazd z kontenerami (3,9 metra) – mówi st. kpt. Bartosz Klich. Wymusiło to uwzględnienie wysokości wszystkich przejazdów pod wiaduktami na trasie do Sandomierza. Bardzo pomocni byli kierowcy ciężarówek informujący nas przez CB radio o przeszkodach na drodze. Korzystaliśmy także z pomocy miejscowych strażaków, którzy pilotowali nas przez miasta. Konwój dotarł do Sandomierza o godzinie 14.20. Baza zastępów zlokalizowana została na terenie jednostki wojskowej gdzie stacjonowały również kompanie z Gdańska, Lublina i Białegostoku. Niestety przed przyjazdem strażaków z Gniezna Wisła przerwała wał przeciwpowodziowy koło huty szkła. Tego samego dnia jedna część gnieźnieńskiej ekipy zajmowała się ewakuacją ludzi i zwierząt z zalanych terenów, a druga pomagała w umacnianiu wału obok fabryki. Straż miała do dyspozycji cztery łodzie ratunkowe. Podczas pływania łodziami kierowaliśmy się wystającymi znakami drogowymi oraz szczegółową mapą miasta i okolic – dodaje Starszy Kapitan. Staraliśmy się poruszać wzdłuż zalanych alej Sandomierza, ponieważ zatopione samochody i ogrodzenia stawarzały duże zagrożenie dla motorówek. Widok wygłodzonych i przemarzniętych zwierząt, które ratowały się na dachach budynków i dryfujących paletach wywarł na nas ogromne wrażenie. Nagłe przerwanie wału zaskoczyło wielu mieszkańców, którzy zostali uwięzieni w swoich domach. Część z nich ewakuowaliśmy, jednak nie wszyscy chcieli zostawić dorobek swojego życia. Im właśnie musieliśmy dostarczać m.in. wodę i żywność. Zniszczeniom uległy także stacje paliw oraz gazu płynnego. Zbiorniki z LPG dryfowały między domostwami i stwarzały ogromne zagrożenie, ponieważ były uszkodzone i wydobywał się z nich gaz. Strażacy utworzyli wokół zalanych stacji benzynowych zapory, które zapobiegały rozprzestrzenianiu się paliwa. W umacnianiu wałów udział brali także żołnierze, mieszkańcy i pracownicy huty. Kierowcy wojskowych amfibii pracowali po 72 godziny bez przerwy. Huta szkła zapewniła wszystkim, którzy pomagali w ratowaniu fabryki jedzenie oraz odzież roboczą i narzędzia. Kolejny problem pojawił się w piątek kiedy wały zaczęły przesiąkać i teren obok zakładu stał się podmokły. Uniemożliwiło to przejazd pojazdom wojskowym i dostarczanie worków z piaskiem. Ekipa strażaków przez całą noc budowała drogę z podkładów kolejowych, worków z piaskiem i płyt betonowych. Dzięki temu następnego dnia amfibie mogły kontunuować transport ludzi i ziemi. Gdyby nie udało się przywrócić ruchu transporterów wojskowych wał zostałby przerwany – dodaje Bartosz Klich. Huta szkła zaopatruje fabrykę samochodów w Tychach. Żeby zapewnić ciągłość dostaw szyb samochodowych sprowadzono dwa helikoptery, z czego jeden przyleciał aż z Niemiec. Śmigłowce transportowały palety z szybami na parking koło marketu po drugiej stronie Wisły gdzie towar ładowany był na ciężarówki. W drodze powrotnej helikoptery dostarczały worki z piaskiem. Wszystkie te działania uratowały hutę szkła w Sandomierzu i ocaliły tysiące rodzin przed utratą pracy i dochodów. W poniedziałek, 24 maja ośmiu gnieźnieńskich strażaków zmieniła nowa ekipa, która następnego dnia została skierowana w okolice Jarocina.
W Albumie Artykułu zamieściliśmy zdjęcia zrobione przez Starszego Kapitana Bartosza Klicha.