W siedzibie GTM Start Gniezno odbyło się Zwyczajne Walne Zebranie Członków Stowarzyszenia. Spotkanie miało być okazją do podsumowania minionego sezonu, a także do omówienia kierunku, w jakim klub ma podążać w najbliższych miesiącach. Najważniejszą decyzją była rezygnacja Pawła Siwińskiego z funkcji prezesa. W jego miejsce nikt nie został powołany – klub postanowił funkcjonować bez wyłaniania stanowiska prezesa.
Zgodnie z zapisami statutu GTM Start Gniezno, każdy członek zarządu jest uprawniony do samodzielnej reprezentacji klubu. W praktyce oznacza to, że obowiązki kierownicze zostaną rozłożone na kilku działaczy. Do składu zarządu dołączyli Marek Lewandowski oraz Jakub Kaczmarek.
To rozwiązanie zgodne z naszym statutem. Uznaliśmy, że w obecnej sytuacji lepiej będzie, jeśli decyzje będą podejmowane kolegialnie – wyjaśnił Tomasz Adamski, członek zarządu GTM Start Gniezno.
Klub bez prezesa, ale z długami wobec zawodników
Z dokumentów przedstawionych podczas zebrania wynika, że środki uzyskane ze sprzedaży akcji spółki SKS Start S.A. mają zostać przeznaczone na uregulowanie zobowiązań stowarzyszenia, w tym zaległości wobec zawodników. To nie pierwszy raz, gdy klub zalega z wypłatami. W środowisku żużlowym mówi się o tym od lat, jednak problem wciąż powraca jak bumerang. Co jednak oznacza sprzedaż akcji bez wyemitowania nowych i jakie zagrożenia niesie ze sobą?
Samo założenie sprzedaży akcji spółki akcyjnej w celu spłaty zobowiązań stowarzyszenia może być rozwiązaniem dopuszczalnym prawnie, ale wymaga dużej ostrożności i transparentności – mówi Radca Prawny Borys Bazylczuk zajmujący się sprawami gospodarczymi i spółek handlowych w ramach kancelarii adwokackiej Andrzej Łykowski z Gniezna. Kluczowe jest bowiem to, komu te akcje mają być sprzedane, w jaki sposób zostanie określona ich wartość oraz czy transakcja nie doprowadzi do faktycznego wyzbycia się przez stowarzyszenie kontroli nad działalnością sportową. Jeżeli sprzedaż dotyczy istniejących akcji, a nie emisji nowych, środki z tej transakcji nie trafią bezpośrednio do spółki, lecz do dotychczasowego właściciela akcji – czyli prawdopodobnie stowarzyszenia. To oznacza, że z punktu widzenia inwestora takie rozwiązanie nie przyczynia się do wzmocnienia kapitałowego spółki, a jedynie pozwala stowarzyszeniu pozyskać środki na własne zobowiązania. Z całą pewnością sprzedaż akcji bez emisji nowych może zagrozić utracie kontroli klubu nad spółką akcyjną. Sprzedaż akcji klubu może spowodować rozmycie obecnej struktury udziałowej w spółce. Kolejnym zagrożeniem jest utrata płynności finansowej przez Spółkę, która posiadając więcej akcjonariuszy będzie zmuszona zaspokoić ich potrzeby finansowe oraz sprostać narzuconym wymaganiom, czego skutkiem może nawet być ogłoszenie upadłości lub restrukturyzacja. Pozostaje do rozważenia wariat opierający się na emisji nowych akcji przez spółkę i ich prywatną bądź publiczną emisje i zaspokojenie roszczeń zawodników bezpośrednio przez spółkę co jednak wiązałoby się z cesją wierzytelności między stowarzyszeniem a spółką, za zgodą zawodników, co przy stosownym zabezpieczeniu tej cesji byłoby najlepszym rozwiązaniem. Z drugiej strony, wprowadzenie do akcjonariatu nowych podmiotów może stanowić szansę na poprawę płynności i profesjonalizację zarządzania, o ile zostanie to przeprowadzone w sposób przemyślany i z zachowaniem zasad korporacyjnego ładu. Konieczne będzie jednak jasne rozdzielenie kompetencji pomiędzy spółką a stowarzyszeniem oraz zbudowanie struktury nadzoru, która zagwarantuje zgodność działań z prawem, w tym z ustawą o sporcie oraz przepisami o działalności pożytku publicznego. Największym zagrożeniem w obecnym modelu jest ryzyko, że przy braku doświadczenia w zarządzaniu spółką akcyjną oraz przy istniejących zaległościach finansowych, proces sprzedaży akcji stanie się działaniem doraźnym – służącym jedynie łagodzeniu bieżących problemów, zamiast budowania długofalowej stabilności. W takiej sytuacji klub może chwilowo „zyskać oddech”, ale bez wdrożenia realnych zmian w sposobie zarządzania i raportowania finansów, problemy mogą szybko powrócić. Dlatego planowana sprzedaż akcji powinna być częścią szerszej strategii restrukturyzacyjnej, opartej na due diligence finansowym i organizacyjnym oraz wzmocnieniu mechanizmów nadzoru i kontroli
Trudno oprzeć się wrażeniu, że pieniądze sponsorów i dotacje z budżetu samorządowego wydawane były w sposób daleki od efektywności. Wielu kibiców i obserwatorów nie rozumie, jak to możliwe, że w klubie brakuje środków dla zawodników, podczas gdy nikt nigdy nie wspominał o zaległościach wobec członków zarządu czy osób funkcyjnych.
„Czas na transparentność”? Pytania o wcześniejsze lata
Podczas zebrania padły słowa o „czasie zmian” i „budowaniu transparentnego modelu funkcjonowania”. Tomasz Adamski, pełniący funkcję prezesa w SKS Start S.A., zapowiedział, że zmiana formy prawnej ma nie tylko ułatwić pozyskiwanie inwestorów, ale również zwiększyć przejrzystość finansową.
Tyle że słowa o „zwiększeniu przejrzystości” budzą wątpliwości. Bo jeśli teraz ma się ona dopiero pojawić – to co działo się wcześniej? Czy klub, korzystający z pieniędzy publicznych i wsparcia sponsorów, przez lata funkcjonował bez odpowiednich mechanizmów kontroli? Czy wreszcie – czy doniesienia o nieprawidłowościach przy zakupach sprzętu, w tym band dmuchanych, miały w sobie ziarno prawdy?
Wielu kibiców pyta wprost: czy zapowiadana „transparentność” to autentyczna chęć naprawy sytuacji, czy raczej próba ratowania wizerunku i „uzdrawiania martwego konia”?
Warto zauważyć, że opis sytuacji Startu Gniezno – klubu bez prezesa, z zaległościami wobec zawodników i nagłym postulatem o „transparentność” – może być odczytany przez pryzmat tzw. teorii martwego konia (Dead Horse Theory).
W tej metaforze mówi się, że jeśli odkryjesz, iż jeździsz martwym koniem, najlepszym wyjściem jest z niego zejść – zamiast dalej bić go batem. W praktyce organizacyjnej teoria ta sygnalizuje uporczywe trwanie przy nieefektywnych strukturach, pomysłach czy politykach, mimo jasnych dowodów, że już nie działają.
W kontekście Startu Gniezno można zatem zapytać: czy klub nie spędził lat bijąc „martwego konia” – budując modele zarządzania i finansowania, które już dawno przestały działać, zamiast przyznać, że potrzeba radykalnej zmiany? Obietnice transparentności, przejścia na formę spółki akcyjnej czy powołanie Rady Biznesu – wszystko to może być traktowane jako próba „ozdoby” starego systemu, zamiast rzeczywistego przemyślenia i przemodelowania całego podejścia.
Jeśli naprawdę klub ma się obudzić, trzeba nie tylko deklarować zmiany, ale odważnie „zsiąść z martwego konia” – rozliczyć przeszłość, zakończyć złe praktyki, wprowadzić nowe mechanizmy odpowiedzialności i pozwolić narodzinom realnej, efektywnej struktury. W przeciwnym razie nowy model spółki może okazać się jedynie kolejnym „batem” zadanym temu samemu, długo martwemu zwierzęciu. Na razie jednak w klubie nie widać osób, które znałyby się na tej formie biznesu.
Spółka, inwestorzy i niepewna przyszłość
Nowy model funkcjonowania ma zakładać, że w rozgrywkach ligowych wystartuje spółka akcyjna – SKS Start S.A. To ona ma odpowiadać za prowadzenie drużyny, pozyskiwanie środków i zarządzanie budżetem. Stowarzyszenie GTM Start Gniezno ma z kolei skupić się na szkoleniu młodzieży. Prowadzone są rozmowy z potencjalnymi inwestorami zainteresowanymi nabyciem akcji spółki, a także planowane jest powołanie Rady Biznesu, w skład której wejdą akcjonariusze, sponsorzy oraz przedstawiciele władz samorządowych. Wszystko brzmi obiecująco – przynajmniej na papierze. Jednak dopóki zawodnicy nie zobaczą przelewów, a kibice realnych efektów zmian, trudno mówić o „nowym otwarciu”.
Start Gniezno wciąż szuka stabilności
Bez prezesa, z długami i z obietnicami przejrzystości – klub żużlowy z Pierwszej Stolicy wchodzi w nowy etap działalności. Czy tym razem rzeczywiście coś się zmieni? Odpowiedź poznamy zapewne w nadchodzącym sezonie – choć nie brakuje głosów, że zanim klub stanie się „transparentny”, musi najpierw po prostu zacząć być wiarygodny.











