W ostatnich dniach mieszkańcy Gminy Mieleszyn zostali zaskoczeni dramatycznymi wydarzeniami, które miały miejsce w jednej z lokalnych rodzin. Pan Marcin i Pani Katarzyna, małżeństwo z czwórką dzieci, przeżywają obecnie najtrudniejsze chwile swojego życia. Wszystko zaczęło się od alarmującego zgłoszenia jednego z dzieci w Szkole Podstawowej w Karniszewie.
Początek dramatycznych wydarzeń
Jedno z rodzeństwa, siedmioletnie dziecko, zgłosiło w szkole, że jest ofiarą przemocy domowej – zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Dyrektor szkoły, Mateusz Smoleń-Kotlęga, który od stycznia bieżącego roku pełni również funkcję psychologa szkolnego, natychmiast podjął działania. Przeprowadził rozmowę z dzieckiem i powiadomił odpowiednie służby, w tym Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej (GOPS).
Szybka interwencja służb
Kilka dni później, w domu Pani Katarzyny i Pana Marcina pojawiły się Policja, załoga karetki Pogotowia Ratunkowego, pracownicy GOPS oraz koordynatorzy Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie (PCPR). Wykonano telefon do sędziego, aby uzyskać zgodę na odebranie dzieci. Z naszych ustaleń wynika, że pierwszy sędzia, na podstawie zebranego materiału dowodowego, nie wyraził zgody. Jednak po drugim telefonie, kolejny sędzia wydał postanowienie, na podstawie którego dzieci zostały odebrane rodzinie i umieszczone w rodzinie zastępczej pod opieką PCPR w Gnieźnie.
Kontrowersje i wątpliwości
Cała sytuacja budzi wiele kontrowersji. Natychmiast wdrożono procedurę, która zakończyła się odebraniem dzieci, chociaż istniała możliwość wprowadzenia pomocy psychologa, koordynatora rodziny czy kuratora. Procedury zostały wdrożone w błyskawicznym tempie, co było ogromnym szokiem dla rodziny. Takie działania umożliwia tzw. Ustawa Kamilka, która została wprowadzona w celu ochrony dzieci przed przemocą domową.
Ustawa Kamilka
Ustawa Kamilka, wprowadzona w 2023 roku, ma na celu szybkie i skuteczne reagowanie na przypadki przemocy domowej wobec dzieci. Umożliwia ona natychmiastowe odebranie dzieci z domu, jeśli istnieje uzasadnione podejrzenie, że są one ofiarami przemocy. Procedury te mają na celu ochronę dzieci, jednak w przypadku rodziny z Gminy Mieleszyn, budzą one wiele wątpliwości.
Stan dzieci i reakcje rodziców
Z naszych ustaleń wynika, że dzieci nie wykazują żadnych objawów znęcania się nad nimi przez członków rodziny. Są spokojne, grzeczne i chcą wrócić do rodziców. Podczas interwencji w domu nie zauważono żadnych niepokojących rzeczy, takich jak nadmiar alkoholu, pusta lodówka, stosy brudnych ubrań czy złe warunki bytowe. Wszystko było w porządku.
Pani Katarzyna trafiła do szpitala z powodu bardzo złego stanu psychicznego po odebraniu dzieci. Po kilku dniach wróciła do domu i razem z Panem Marcinem rozpoczęła starania o odzyskanie dzieci.
Stanowisko dyrektora szkoły
Dyrektor szkoły, Mateusz Smoleń-Kotlęga, nie ma sobie nic do zarzucenia. Uważa, że wszystko zadziałało prawidłowo, mimo że dziecko mogło kłamać. Podkreśla, że każdy pracownik szkoły ma obowiązek powiadomienia policji czy prokuratury w przypadku podejrzenia przemocy. Dyrektor nie poinformował rodziców o rozmowie przeprowadzonej z najstarszym dzieckiem, aby nie ostrzegać potencjalnych sprawców przemocy. Było uzasadnione przypuszczenie, że w domu dzieje się coś złego. Takim uzasadnionym przypuszczeniem jest już relacja dziecka – nawet jeśli kłamie i nie uda się tego prawidłowo zweryfikować.
Do sprawy włącza się adwokat
Adwokat rodziny, Jędrzej Kwiczor, jednoznacznie twierdzi, że dzieci nie tylko powinny jak najszybciej wrócić do domu rodzinnego, ale także Pani Katarzynie i Panu Marcinowi należy się spore odszkodowanie za całą tą sytuację. Mecenas uważa, że uzasadnienie GOPS w Mieleszynie jest wręcz śmieszne i nie daje żadnych podstaw do odebrania dzieci.
Wielokrotnie w aktach postępowań rodzinnych, które kończyły się odebraniem dzieci przed zastosowaniem tej przykrej i ostatecznej procedury dokonywano drobiazgowego sprawdzenia sytuacji małoletnich – mówi adwokat Jędrzej Kwiczor. Nawet w przypadku osób, które były pod wieloletnią opieką OPS i, co do których od lat informowano o nieprawidłowościach. Sprawa moich klientów jest całkowicie inna. Po lekturze akt mogę stwierdzić, że nie zawierają prawie żadnych materiałów. Nie przeprowadzono wywiadu kuratora, brak jest śladów rzekomej przemocy na ciele. Podobno były jakieś badania, ale na dzień wydania postanowienia sąd na pewno ich nie widział. Akta zawierają dane szczątkowe, niektóre całkowicie nieczytelne z uwagi na jakość druku. Dokumenty jakie przedstawiła szkoła są wysoce lakoniczne, w mojej ocenie nie zawierają szeregu informacji na temat działań interweniujących nauczycieli i psychologa. W każdym postępowaniu, które dotyczy ingerencji państwowego przymusu w życie rodzinne konieczny jest umiar i weryfikacja. Obu tych rzeczy tu zabrakło. Przepisy procedury cywilnej wymagają uprawdopodobnienia postanowienia o zabezpieczeniu. Trudno tu mówić o zaistnieniu takiego faktu. Rozpoznanie zażalenia trwa w Poznaniu kilka miesięcy. Moi klienci w otoczeniu cieszą się dobrą opinią, nigdy nie interesowały się nimi służby socjalne. Są normalni, nie stosują przemocy wobec dzieci. Odnoszę wrażenie, że reakcja organów państwa była nadmierna, wręcz niewspółmierna i przedwczesna i godzi w podstawowe prawa człowieka. Z doświadczenia wiem też, że dzieci nie rozumiejąc pojęć, bardzo często przenoszą wydarzenia zasłyszane od innych osób lub z telewizji na swoje życie. Dlatego też każda informacja o przemocy w rodzinie powinna być weryfikowana wnikliwymi badaniami psychologicznymi, zebraniem danych. Z lektury dokumentów ze szkoły nic takiego nie wynika. Obecnie pod hasłem pomocy dzieciom funduje im się największą życiową traumę, z której wychodzić będą latami. Na pewno nie o to chodziło ustawodawcy w ustawie Kamilka. Dodam jeszcze, że moim klientom bezpodstawnie odmawia się kontaktu z dziećmi (jakiegokolwiek), a obłożenie sprawami Sądu Rejonowego w Gnieźnie jest tak wielkie, że sprawa może ciągnąć się miesiącami i latami. W tym czasie psychika dzieci zostanie doszczętnie zniszczona. Zgodnie z art. 100 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego – sąd opiekuńczy ma obowiązek udzielać rodzicom pomocy. Aktualną sytuację nie nazwałbym udzielaniem pomocy, a wręcz odwrotnie. Podobne obowiązki ciążą na GOPS i szkole.
Osoby trzecie
Pani Katarzyna i Pan Marcin uważają, że pośredni związek ze sprawą może mieć osoba z kręgu szkolnego, jednak nie związana bezpośrednio z placówką, nie podlegająca pod jej nadzór. Z informacji, do których udało się nam dotrzeć wynika, że do Urzędu Gminy Mieleszyn w ostatnich latach wpłynęła informacja o tym, że osoba ta mogła dopuścić się przemocy wobec dziecka przewożonego autobusem. Dyrektor szkoły potwierdził nam, że do niego taka informacja nie wpłynęła ale słyszał, że takie zgłoszenie dotarło do urzędu. Nie wie jednak, jak cała sprawa się zakończyła.
Należy uwzględnić, że dzieci często chronią swoich rodziców. Możliwe, że w rodzinie działo się coś niepokojącego, jednak nie na tyle, żeby odbierać dzieci i umieszczać je w rodzinie zastępczej. Bardziej chodzi o krzyki, podniesiony głos, a nie znęcanie się fizyczne itp.
Do szkoły Karniszewie uczęszcza około 100 uczniów. Dyrektor podkreśla, że cały czas szkoła uświadamia rodziców, że klaps nie jest metodą wychowawczą i jest to karalne.
Cała sytuacja budzi wiele pytań i kontrowersji. Rodzina z Gminy Mieleszyn przeżywa dramat, a dzieci chcą wrócić do domu. Procedury wdrożone na podstawie Ustawy Kamilka miały na celu ochronę dzieci, jednak w tym przypadku wydają się one być nadmiernie surowe i niesprawiedliwe. Rodzice mają ogromny żal do szkoły i służb za sposób, w jaki przeprowadzono interwencję.
Czy działania podjęte przez służby były słuszne? Czy można było postąpić inaczej? Te pytania pozostają bez odpowiedzi, a rodzina z Gminy Mieleszyn walczy o odzyskanie swoich dzieci.
Jeśli masz jakiekolwiek pytania lub potrzebujesz wsparcia, zawsze możesz skontaktować się z odpowiednimi służbami lub poszukać pomocy u specjalistów. Pamiętaj, że zdrowie psychiczne jest niezwykle ważne, a wsparcie bliskich i profesjonalistów może pomóc przetrwać najtrudniejsze chwile.
Imiona w artykule zostały zmienione ze względu na dobro rodziny.
8 komentarzy
Nie rozumiem nacisku na dyrektora. Jego zadaniem było dać sygnał, a pozostałe instytucje powinny podjąć dalsze kroki. Miał to zataić??? To nie on wydał decyzję o zabraniu dzieci.
co to za patologia że dzwonią do sędziów do skutku aż któryś da pozwolenie. widzę pseudo kraj się po wyborach jednak nie zmienił
Fajnie będzie jeśli ten artykuł pomoże rodzicom w jak najszybszym odzyskaniu dzieci.Trzymam kciuki.
dzieci w tym wieku mają bujną wyobraźnię, mogło coś powiedzieć aby zabłysnąć albo czy ktoś zareaguje nie myśląc jaka z tego może być afera a dyrektor moim zdaniem postąpił bardzo źle, nieodpowiednie, pewnie też tak chciał zabłysnąć jak te małe dziecko przecież są różne możliwości aby wyjaśnić sytuacje albo wywiad srodowiskowy ale to było za trudne, niestety dla tej rodziny i dzieci on sam, dyrektor, zgotowal im traumę. bardzo mi żal tej rodziny i współczuję. pozdrawiam serdecznie
cała ta historia jest szyta grubymi nićmi, jeśli okaże się to wszystko jakąś fanaberia psychologa to należy pociągnąć go do odpowiedzialności karnej za fałszywe oskarżenia a tych co naciskali sędziów o decyzję o pozbawienie praw do wykonywania zawodu.
Nasz kraj stał się chorym systemem, który działa przeciwko obywatela
ustawa tz Kamilka nie jest po to aby chornic dzieci tylko urzędników przed odpowiedzialną za ewentualne zaniechania. czyli zgłaszać wszystko co się da niech sąd się martwi a sąd jak to sąd zabrać dzieciaki potem pomyślimy. zaraz miejsc dla dzieciaków zabraknie w pueczy zastępczej i w pogotowiach i pieczy zastępczej . bo byle donos wystarczy do utraty dziecka
Pewnie rodzice na coś się nie zgodzili / może z braku środków/ i dzieciak się zemścił. Jeżeli w domu jest wszystko ok, to tylko wymysł dzieciaka. Mogły zadziałać służby i wszystko sprawdzić . Wydaje mi się że w tym wypadku p. dyrektor po prostu przedobrzył/ zaistniał.
No trochę to chore…. nie można było wysłać najpierw pracownika mopsu z policja zeby sprawdzić? rozmawiać po kolei z dziecmi? jaka traumę będą miały te dzieci teraz…. nie dziwię się że matka wylądowała w szpitalu… tak nie można przyjść i zabrać dzieci bez dowodów przemocy. na miejscu rodziców bym zgłosiła tego pseudo dyrektora/psychologa i rzeczywiście mega odszkodowanie chociaż rodzina szybko się nie pozbiera po tym i żadne pieniądze tego nie naprawia.