Pastę do zębów, szampon lub odżywkę do włosów. Można też kupić np. płyn do naczyń, odkamieniacz albo inną miksturę do czyszczenia rur i kuchenek. Wokół dzisiejszych drogerii pełno jest zaparkowanych samochodów. Wiadomo, przecież nie będziemy ciężkich zakupów nosić w rękach. Łatwiej wrzucić je do bagażnika i zawieźć do domu. Był jednak czas, gdy drogerie i samochody łączyło coś więcej, a kierowcy nagminnie robili zakupy w tych wyspecjalizowanych sklepach.
Co kupowali? No nie uwierzycie Państwo. Kupowali benzynę. Zanim powstały pierwsze stacje benzynowe to fani raczkującej motoryzacji tankowali swoje maszyny w… drogeriach.
Podjeżdżał taki szofer do drogerii, podchodził do lady i prosił kilka baniaków benzyny. Kiedy już uiścił rachunek to szedł z tym całym majdanem do auta i wlewał zakupione paliwo do baku. Po prostu twardziel, jasno widać, że taka operacja wymagała sporej siły fizycznej. Można też mówić o szczęściu jeżeli w pobliżu „tankowanego” samochodu nie znajdował się jakiś ciekawski raczący się wybornym papierosem, ale o takich zagrożeniach za chwilę.
W Gnieźnie było dokładnie tak samo. W 1922 roku, właściciel drogerii Gatniejewski ogłaszał w Lechu, że można u niego kupić benzynę. Płyn ten miała w ofercie także drogeria Dittmanna zlokalizowana przy ul. Chrobrego 33. Drogerie kupowały benzynę w beczkach, a pracownicy na miejscu w magazynie rozlewali ją do mniejszych opakowań. Nie zawsze jednak wychodziło to tak jak powinno. Dittmann swój handel miał na parterze kamienicy, a magazyn w suterenie. W środku lata, w sierpniu 1927 roku pracownicy, a kto wie, czy nie właściciel drogerii osobiście, konfekcjonowali ten płyn do mniejszych pojemników. Narozlewali przy tym benzyny na posadzkę, która pod wpływem sierpniowego ciepła zaczęła parować. Pech chciał, że do tej samej sutereny weszli z zapaloną świeczką Kazimierz Kowalski i Anna Mrówczyńska. Jak weszli, tak wylecieli, opary benzyny zrobiły swoje. Redaktor Dziennika Gnieźnieńskiego napisał, że „nastąpiła eksplozja, której siłą zarówno Kowalski jak i Mrówczyńska zostali wyrzuceni na korytarz”.
Jak widać, w tamtym okresie, tankowanie samochodu obarczone było sporym ryzykiem, jak się okaże, nawet na stacji benzynowej.
No właśnie, to postawmy kolejne pytanie. Kiedy, i w którym miejscu powstała w Gnieźnie pierwsza stacja benzynowa?
Tutaj możemy udzielić precyzyjnej odpowiedzi. 10 czerwca 1925 roku urzędnicy gnieźnieńskiego magistratu wydali koncesję na uruchomienie pierwszej automatycznej stacji benzynowej. Lokalizacją miała być ul. Warszawska, przy tzw. Końskim Targowisku, czyli przy dzisiejszym Placu Piłsudskiego. Inwestorem była znana w całej przedwojennej Polsce firma Standard – Nobel. To właśnie ta spółka jako pierwsza w II RP rozpoczęła budowę sieci ulicznych stacji benzynowych. W Dzienniku Gnieźnieńskim ukazała się informacja, że „władze miejscowe w myśl utartego zwyczaju, starały się – jak nas informują – zapobiec tej innowacji (…) Po wielu zabiegach zainteresowanych myśl rozsądku jednak zwyciężyła (…) Ciekawi jesteśmy jak długo jeszcze nasze władze miejscowe iść będą po linji zacofania utartych metod”
Budowa zajęła niewiele czasu i w połowie sierpnia 1925 roku stacja benzynowa rozpoczęła sprzedaż paliwa. Pomimo narzekań redaktora było to spore osiągnięcie, tym bardziej, że punkty takie uchodziły w II Rzeczypospolitej za absolutną nowość. W Poznaniu tzw. pompa z benzyną została uruchomiona tylko o kilka miesięcy wcześniej, a pierwsza w ogóle stacja paliw powstała w Krakowie, w 1924 roku.
Uruchomienie w Gnieźnie automatycznej stacji benzynowej nie wyeliminowało ryzyka podczas tankowania samochodu. Jak widać na fotografii z 1925 roku, pokazującej co prawda stację firmy Standard – Nobel w Poznaniu, zainteresowanie gapiów samą czynnością tankowania było spore. W lipcu 1927 roku „Dziennik Gnieźnieński” informował, że podczas dostawy benzyny na stację doszło do rozlania paliwa wokół beczki, z której je przelewano. Całej operacji przyglądało się kilku młodych ludzi, którzy nie zważając na niebezpieczeństwo, palili w pobliżu papierosy, takie chojraki.
18 sierpnia 1927 roku prezydent Gniezna, Leon Barciszewski, wystosował oficjalny urzędowy komunikat nawołujący do zachowania daleko idącej ostrożności przy obchodzeniu się z łatwopalnymi materiałami. Było to pokłosie nieodpowiedzialnych zachowań gapiów obserwujących prace stacji paliw i wybuchu u Dittmanna.
Później sytuacja raczej nie uległa poprawie, w wydaniu tej samej gazety z maja 1928 roku czytamy, że redakcja wielokrotnie zwracała uwagę na zagrożenie podczas dostaw paliwa. Zacytujmy tu fragment dziennikarskiej relacji, która dobrze pokaże ówczesne standardy bezpieczeństwa.
W ubiegłą sobotę znów przywieziono benzynę popołudniu i napełnianie zbiornika odbywało się wobec licznie zgromadzonych gapiów, podczas gdy koło stacji przechodziło wiele osób palących papierosy. Powietrze przesiąknięte aromatem benzyny, beczka z benzyną otwarta… powiedzmy, że nie przypadek, ale zwykły niemądry figiel, nieobliczalnych w czynach naszych dzieci ulicy, może spowodować katastrofę bardzo poważnych rozmiarów.
Ile było w przedwojennym Gnieźnie stacji paliw? W 1927 roku funkcjonowała w Gnieźnie na pewno jeszcze jedna stacja przy ulicy Mieszka I, a pod koniec lat 30 firma Galicja planowała uruchomienie u zbiegu Poznańskiej, Kłeckoskiej i Powstańców Wielkopolskich kolejnego punktu. Z niewyjaśnionych przyczyn nie doszło do realizacji tej budowy a później, choć już po wojnie, niemal całe poznańskie przedmieście zniknęło z mapy naszego miasta.
No i kto teraz jasno wskaże, gdzie zaczynała się Kcyńska Łata? Ale to już zupełnie inna historia.