
Miałam okazję poznać kiedyś pewną dziewczynę, dziś absolwentkę jednej z wrocławskich uczelni, która może pochwalić się wzorowymi ocenami oraz dziennikarskim dyplomem. Brzmi pięknie - można by stwierdzić: świetlana przyszłość, bo przecież świat kocha to, co młode i dobrze uczące się. A jednak ów dziewczyna nie może znaleźć pracy w zawodzie i wciąż bawi się w telefoniczne zachęcanie obywateli do nabywania tego, czy tamtego produktu. Kokosów na tym nie zbija, ale nawet nie w tym rzecz. Przecież najważniejsza jest ambicja. Pewnie pomyślicie: szczęścia nie ma, znajomości nie ma, a może zbyt mało atrakcyjna - wszak na urodę zwracają uwagę…! Możnaby to również dorzucić do wora zwanego przyczyną niepowodzenia, jednak jako coś kluczowego uznałabym...lekki niedobór inteligencji. Bohaterka mojego felietonu jest bowiem osobą z nad wyraz dziwną osobowością. Dyskutując z nią (ups, mała poprawka - próbując dyskutować) odnosi się niepohamowane wrażenie, że ona totalnie nie rozumie nic z tego, co do niej się mówi. Generalnie: ona sobie, inni sobie - każdy swoją rzepkę skrobie! Bo jak poważnie traktować osobę, która z wielkim przejęciem opowiada o szanowaniu swej prywatności, a dosłownie parę chwil później nachalnie opowiada o rzeczach, których wolałoby się o niej nie wiedzieć? Czy można bez zbędnych porywów emocji rozmawiać z osobą, która nie potrafi wyczuć ironii wtedy, gdy ta jest widoczna, a w sytuacji odwrotnej - zbędnie atakuje? I jeszcze jedno: jak tu się nie denerwować, gdy powtarza się banalne rzeczy zrozumiałe dla rówieśników mojej siostry (6 klasa szkoły podstawowej), a które ona udaje, że rozumie, natomiast interpretuje zupełnie inaczej? Mało tego! Nasza bohaterka nie potrafi w sposób klarowny wypowiadać się na własnym blogu! Kontrargumentując tym, którzy mogliby wtrącić, że nieumiejętność przystępnego tworzenia zdań nie musi oznaczać braku inteligencji: nikt nie będzie od matematyków wymagał pięknej polszczyzny, ale od absolwentki dziennikarstwa... Wybaczcie! Ona sama tłumaczy to następująco: „Jak mi się chce, to napiszę to w innej formie. Teraz piszę tak nieskładnie, bo to blog i nie chce mi się”. Osobiście słysząc bądź czytając tympodobne stwierdzenia chwytam się za głowę trochę z przerażeniem, a trochę z usprawiedliwionym zdziwieniem. Styl i składnie albo się posiada, albo nie. Dla dyplomowanych osób, które studiowały komunikację wyrażaną mową i pismem, rutyną powinno być zgrabne wyrażanie swoich myśli. Bez względu na to, co później z tymi zrobią i czy je opublikują, czy ot schowają do szuflady. Ba! O uprzejmym poszanowaniu czytelników własnego skrawka wirtualnej ziemi wręcz nie wspomnę. Wydaje się, że to oczywistość, o której nie trzeba przypominać - zwłaszcza estetom słowa.
I wiecie co jest najgorsze? A właśnie to, że takich osób jest zdecydowanie więcej! Jeszcze bardziej jest to bolesne, gdy w przeciwieństwie do tej dziewczyny znajdują dobrze płatną pracę i zostają uznani w danej dziedzinie za fachowców. I tak oto ludzie, którzy nie potrafią w sposób płynny pisać o minionych wydarzeniach na własnym blogu zostają publicystami kosztem tych, którzy naprawdę na tą posadę zasłużyli.
Inteligentnym ludziom z wiedzą do twarzy, ale co natomiast mają zrobić ci mniej inteligentni? Chyba znam odpowiedź. Praca, praca i jeszcze raz ciężka praca nad sobą. Wysiłkiem oraz próbami można zdziałać prawdziwe cuda. I jeszcze jedno: sztuką jest obiektywnie ocenić własne predyspozycje i słusznie wybrać odpowiednią dla siebie dziedzinę. Nie w każdym temacie musimy być biegli oraz błyskotliwie precyzyjni. Kluczem do sukcesu jest połączenie pasji z kierunkiem studiów. Bo przecież nawet największy - pieszczotliwie mówiąc -„tępolek” znajdzie coś, w czym będzie czuł się dobrze.