W wyniku zderzenia dwóch koni, jeden z jeźdźców przewrócił się razem z koniem, a drugi spadł ze swojego wierzchowca. Upadek pierwszego wyglądał bardzo groźnie, ponieważ jeździec został przygnieciony przez konia, który miał problemy ze wstaniem. Jak się później okazało w wyniku tego wypadku jeździec złamał nogę w kostce. Pechowcem był Piotr Sokołowski. Po rozpoczęciu gonitwy było w miarę bezpiecznie bo jechaliśmy po kole - mówi Piotr Sokołowski, który uległ wypadkowi podczas Hubertusa. Teoretycznie nie powinno nawet dojść do takiego wypadku, ale wiadomo, że to są zwierzęta i zawsze może dojść do nieszczęśliwego
%20%5Bportal%5D.jpg)
Nad organizacją imprezy długo debatowano po jej zakończeniu. Jeżeli chodzi o organizację samej imprezy to była to porażka - dodaje Piotr Sokołowski. Organizatorzy w piśmie, które otrzymałem po wypadku napisali, że oni nie wiedzieli, że będzie taka pogoda i zmienili trasę w trakcie biegu. To była nieprawda, bo z kolegą sprawdzaliśmy i wiedzieliśmy, że będzie padał deszcz, ale oni jak zwykle liczyli, że impreza jakoś się uda - tak jak co roku, że będzie padał deszcz, ale co roku przestawał. My już w tygodniu wiedzieliśmy, że będzie padał deszcz, że trzeba było się z tym liczyć i organizator tak poważnej imprezy powinien wziąć to pod uwagę. Teraz jeżeli chodzi o moją kontuzję to mogę chodzić, ale nie mogę biegać. W sierpniu czeka mnie kolejna operacja. Noga była złamana w 6-ściu miejscach na odcinku 15 cm. Kość strzałkowa i kostka musiały być poskręcane drutem i śrubami. Moje złamanie spowodował koń, który uderzył mnie wielokrążkiem w kostkę, a czołem w kolano. Wstałem, chciałem stanąć na tej nodze, ale znowu się przewróciłem. Zdążyłem zdjąć
%20%5Bportal%5D.jpg)
Sprawa wypadku nie różniłaby się od innych tego typu zdarzeń gdyby nie fakt, że Piotr Sokołowski nie otrzymał odszkodowania. Przez kilka miesięcy kontaktował się z organizatorem Hubertusa. Na początku był skutecznie zwodzony, a następnie kontakt zupełnie się urwał. W tej chwili Piotr uznał, że rezygnuje z dochodzenia swoich praw na drodze sądowej, ponieważ uważa, że organizator i tak jest niewypłacalny. Rezygnuję z odszkodowania i roszczenia odszkodowania pomimo tego, że przepisy prawa są dla mnie w tej kwestii korzystne - mówi Piotr Sokołowski. Nie jest tak, że się wystraszyłem. Wysłałem do państwa Marii i Ryszarda Nitka pierwszy pismo z prośbą o zapłatę 40 tys. zł, w tym 15 tys. zł strat finansowych jakie poniosłem z tego tytułu, a reszta to rekompensata zdrowotna. Prosiłem o podesłanie polisy lub kopii polisy ubezpieczeniowej Hubertusa. Wysłałem to przez kancelarię adwokacką. Termin odpowiedzi wynosił 14 dni. Odpowiedzią było pismo, które przysłali państwo Nitka. W trakcie wypadku poinformowali moją mamę, która była na miejscu, że impreza jest ubezpieczona. Po tygodniu, kiedy wyszedłem ze szpitala, pojechałem do organizatorów w sprawie tej polisy. Powiedzieli, że muszą ją wyciągnąć. Później po 2-óch tygodniach kiedy pojechałem ponownie powiedzieli, że polisa musi przyjść z Poznania. Później długo nic się nie działo, nie miałem żadnych informacji. W końcu kilkukrotnie zadzwoniłem. W odpowiedzi po raz pierwszy od wypadku zadzwonił Ryszard Nitka, zaczął coś kręcić, odpowiedziałem, że i tak leżę w łóżku i mama do nich podjedzie. Na miejscu poinformowana została, że jednak impreza nie została ubezpieczona, ale coś wymyślą, że to się stało na treningu. Prosili, żebym poczekał. Zaczekałem miesiąc. Od tamtej pory się nie odzywali. Byłem wielokrotnie w klubie, prowadziłem nawet treningi ze złamaną nogą ich dwóm jeźdźcom. To może nie były treningi, tylko po prostu pomoc, udzielanie wskazówek. W tej chwili rezygnuję z chodzenia po sądach, bo wiem, że tych pieniędzy, które bym uzyskał na drodze sądowej i tak bym nie dostał, bo państwo Nitka po prostu są niewypłacalni. A jeżeli udało by mi się je dostać, to w tak długim czasie, że będzie to nieopłacalne przede wszystkim psychicznie. Piotr Sokołowski w dalszym ciągu jeździ konno. Jak sam twierdzi - idzie to mu łatwiej niż chodzenie. Czeka go jeszcze conajmniej jedna poważna operacja nogi.
Sprostowanie od Piotra Sokołowskiego:
artykuł sponsorowany