Na rewanżowy mecz ćwierćfinałowy Pucharu Polski zespół Klubu Sportowego Gniezno wyjechał w minioną środę do Szczecina. W hali przy ul. Twardowskiego Gnieźnianie zmierzyli się z ekstraligową Pogonią ’04. Spotkanie zakończyło się wprawdzie zwycięstwem gospodarzy 6:5, ale to nasz zespół po wygranym pierwszym meczu 4:2 uzyskał awans do turnieju finałowego Pucharu Polski, co jest największym sukcesem w historii klubu.
Spotkanie od początku toczyło się pod dyktando gospodarzy, którzy w 4-tej minucie objęli prowadzenie dzięki trafieniu Łukasza Tubackiego. Biało-czerwoni grając uważnie w obronie szukali swych szans w kontratakach. Jeden z nich przeprowadzony w 10-tej minucie skutecznym strzałem zakończył Wojciech Brenk doprowadzając do remisu. Dwie minuty później było już jednak 2:1, kiedy po raz kolejny na listę strzelców wpisał się Łukasz Tubacki. W końcówce pierwszej połowy najpierw wyrównującego gola zdobył Sebastian Śniegowski, a tuż przed syreną silne uderzenie Wojciecha Brenka obronił Dominik Kubrat. Remis 2:2 premiował oczywiście nasz zespół. Piłkarze Pogoni mając tego świadomość od początku drugiej części meczu przystąpili do kolejnych zdecydowanych ataków. Skuteczna gra w obronie pozwoliła jednak utrzymać korzystny wynik, a znakomita indywidualna akcja Mariusza Sawickiego dała nawet naszej drużynie prowadzenie. Radość z niego nie trwała jednak długo, bo po chwili na 3:3 wyrównał Marcina Mikołajewicz. W 26-tej minucie szybką akcję gnieźnieńskiego zespołu zapoczątkował Michał Wasielewski, który dalekim wyrzutem umożliwił Sebastianowi Śniegowskiemu przeprowadzenie skutecznego ataku zakończonego zdobyciem czwartego gola. Gospodarze wciąż jednak wierzyli w sukces. Wyrównująca bramkę zdobył z rzutu karnego Daniel Maćkiewicz. Aby jednak myśleć o awansie gospodarze musieli zdobyć jeszcze co najmniej trzy gole. Dlatego też trener Gerard Juszczak zdecydował się na dwanaście minut przed końcem meczu zastąpić bramkarza piątym zawodnikiem. Początkowo manewr ten zakończył się fiaskiem. Dariusz Rychłowski wyłuskując piłkę rywalom strzałem z własnej połowy trafił bowiem do pustej bramki Pogoni. Z upływem czasu ataki pozycyjne w formie hokejowych zamków przyniosły jednak gole gospodarzom. Michała Wasielewskiego dwukrotnie zdołał pokonać Marcin Mikołajewicz. Przez ostatnie pięć minut w obrębie pola karnego KS trwała istna „obrona Częstochowy". Nasi zawodnicy mogli wprawdzie pozwolić sobie jeszcze nawet na utratę jednej bramki, ale szczecinianie nie zdołali już więcej rozbić defensywnego monolitu biało czerwonych i mecz zakończył się rezultatem 6:5.