Z Wojciechem Siedleckim, wybitnym aktorem sceny gnieźnieńskiej, który podjął się zadania niezwykle trudnej roli „Króla Ryszarda III” W. Szekspira w reżyserii Tomasza Szymańskiego, a także o jego rozlicznych wcieleniach aktorskich rozmawia Daniela Zybalanka-Jaśko.
Wojciech Siedlecki w roku 1978 ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną we Wrocławiu. Debiutował w Teatrze Polskim w Bydgoszczy rolą Sylwiusza w „Słudze dwóch panów” Carlo Goldoniego. Pracował jedenaście lat w Teatrze Polskim w Poznaniu, a także w Gorzowie i Legnicy. Od stycznia 2002 roku jest na etacie w Teatrze gnieźnieńskim. Ma w swoim dorobku ponad 130 ról. Do najważniejszych należą: Ksiądz Piotr w „Dziadach” A. Mickiewicza, Konrad w „Wyzwoleniu”, Dziennikarz w „Weselu” St. Wyspiańskiego, Orcio, Hrabia Henryk w „Nie-Boskiej Komedii” Z. Krasińskiego, Król Berenger „Król umiera, czyli ceremonie” E. Ionesco, Pijak w „Ślubie”, Gonzago w „Trans-Atlantyku” W. Gombrowicza, Władimir w „Czekając na Godota” S. Becketta, Wacław, Rejent, Papkin w „Zemście” Al. Fredry, Doktor Cauise w „Wesołych kumoszkach z Windsoru” W. Szekspira, Kubuś w „Kubusiu i jego panu” M. Kundery, Doktor w „Doktorze Dolittle i przyjaciele” H. Loftinga, Cesarz w „Świniopasie” Andersena, Duch Jakuba Marleya w „Opowieści wigilijnej” K. Dickensa, Sędzia w „Panu Tadeuszu” A. Mickiewicza, Król Filip w „Dylu Sowizdrzale” Carola de Costera, Pan Jankins w „Z rączki do rączki” M. Cooney’a, Pijak w „Pippi Langstrump” A. Lindgren, Kolka w „Małej Apokalipsie” T. Konwickiego, Bill, pacjent we „Wszystko w rodzinie” R. Cooneya, Tartuffe w „Świętoszku” Moliera, John Canty, ojciec Toma w „Księciu i żebraku” M. Twaina, Tyrezjasz w „Królu Edypie i Antygonie” Sofoklesa, Hitler, Michoels w „Nadludziach” St. Brejdyganta, Benwenuto, gałganiarz w „Gelsomino w kraju kłamczuchów” G. Rodari, Żebrak w „Kopciuszku” A. Malickiego, Radny Czesław Śpiewak w „Cha-Cha” R. Szamburskiego. Jest w próbach „Króla Ryszarda III” W. Szekspira w reżyserii Tomasza Szymańskiego, gdzie gra tytułową rolę.
Jest pan w próbach „Króla Ryszarda III”, nad którym pan obecnie pracuje. Sam Ryszard III wpisał się złowrogim cieniem jako sławny w Anglii tudorskiej demon w koronie. Ryszard York jest obarczony szeregiem zbrodni w kręgach swojej rodziny i powinowatych (do dziś nie jest jasne, z jakim stopniem uzasadnienia). Biografia ukazywała Ryszarda jako gracza całkiem niezwykłej przemyślności. Posępny bohater zamiast wartości niewidzialnych wybierał świat z jego ułudą, by w nim zabłysnąć jak meteor, obojętnie za jaką cenę bliźnich i własną. Kończył oczywiście katastrofą, obiektywne prawa kosmosu, zarazem fizyczne i moralne, nieuchronnie pogrążały go w śmierć i potępienie. Może nie bez związku z tym fizyczno-moralnym charakterem praw rządzących kosmosem ówczesnych pojęć jest fakt, że przeciwstawiający się im Ryszard miał być za razem ohydny moralnie i odrażający zewnętrznie wskutek wyglądu potwornego garbusa o uwiędłej ręce. Czy wchodząc w postać myślał pan o jej zewnętrznych rysach?
W procesie budowania roli to niewątpliwie znacząca wskazówka i w jakimś sensie determinuje myślenie o roli Ryszarda. Nie da się tej rzeczy oddzielić.
Zło w człowieku staje się przedmiotem studium, bardziej może od pobudek, zamysłów, wewnętrznej istoty procesu frapuje mechanizmem gry prowadzonej przez tego człowieka w stosunku do otoczenia. Czy nie uważa pan, że psychologia w budowaniu roli jest ważna podczas pracy nad postacią?
Postać Ryszarda jest postacią złożoną i skomplikowaną psychologicznie, choćby z racji jego kalectwa, co ma niewątpliwie wpływ na jego psychikę.
Zadziwia prostota deklaracji w monologu wstępnym. Ryszard jest „zdecydowany okazać się łotrem”. Oczywiście monolog jest podsłuchanym rozmyślaniem, bo na zewnątrz rozpocznie się właśnie długodystansowe oszustwo, odgrywanie wielu ról, nade wszystko człowieka cnotliwego, wręcz rozmiłowanego w modlitwie i kontemplacji. Szekspira pociągało zadanie takiego skonstruowania akcji, by ukazywało to aktorską maestrię Ryszarda. Czy Ryszard rozgrywając całą akcję sztuki prowadzi ją świadomie do własnego unicestwienia?
Śmierć Ryszarda jest raczej przypadkowa. Nie sądzę, żeby to wszystko zaplanował.
Cel gry Ryszarda jest prosty: złoty krążek na skroniach, znak Boga na ziemi. Korona po chorym Edwardzie powinna przejść na starszego z jego dwóch nieletnich synów, toteż zdecydowany na wszystko Ryszard szybko przystąpi do usunięcia ich obu, zarówno jak trzeciego rywala – brata, Księcia Karencji. Pierwszym zaraz popisem kunsztu grania na ludziach jest głośna scena, jedna z początkowych, zdobycia sobie przez Ryszarda żony w osobie Anny, wdowy po Edwardzie, Księciu Walii. Warunki są najtrudniejsze z trudnych. Ma zyskać względy kobiety człowiek, który zamordował jej ojca i męża, w chwili gdy idzie ona za pogrzebem, ma to zrobić ktoś odrażający zewnętrznie i o reputacji mordercy. Anna zdając sobie z tego wszystkiego sprawę, odrzuca awanse z energią, determinacją, elokwencją – i nagle w ciągu kwadransa ugina się. Punktem zwrotnym staje się wręczenie Annie przez Ryszarda miecza, by go zabiła – zagranie mocnego, pewnego wyniku mężczyzny. Nie wiadomo czy młody Szekspir chciał się popisać swym kunsztem scenicznym i bez względu na ludzką rzeczywistość i jej prawdopodobieństwa ukazać coś w rodzaju ataku węża na ptaka, tworząc makabreskę, czy też już potrafił tak ostro spojrzeć na ludzką rzeczywistość z jej absurdalną czasem słabością. Co sądzi pan o tej scenie i jak ją pan prowadzi?
Jest to jedna z kluczowych scen w tym dramacie ukazująca całą przewrotność Ryszarda. Jego inteligencję i świadomość władzy. Chociaż mimo to jest zaskoczony efektem końcowym – uległością Anny.
Wszystko to przypomina na przemian pewne momenty z życia Hitlera i sytuacje z westernów, gdzie najważniejszą zaletą jest umiejętność zaskoczenia. Oczywiście wybuchy pasji Ryszarda, podnoszenie z sekundy na sekundę głosu do krzyku jest prawdopodobnie równie zagrane jak poprzedzający ją spokój. Ryszard ostatecznie zlikwiduje możliwych rywali i pośle na drugi świat swoją żonę, ale krzywa jego drogi życiowej już doszła do apogeum. Henryk Hrabia Richmond bierze na siebie rolę przywódcy uciśnionych przez tyrana desperatów. Ryszarda w noc przed bitwą dręczą w koszmarach duchy pomordowanych ofiar zapowiadając klęskę; zgodnie z tymi przeczuciami wojska jego, mimo wielkiej przewagi, zostają rozgromione – on sam ginie. Henryk Richmond, późniejszy Tudor, obejmuje opróżniony tron zapowiadając lata pokoju, zgody i rozkwitu. Ryszard III York zginął w wieku 33-ech lat w pełni sił twórczych, który z determinacją dążył do władzy. Co w pracy nad tą postacią wydaje się panu najważniejsze?
Świadome wykorzystanie swoich ułomności w dążeniu do celu, przewrotność i ogromna inteligencja.
W międzyczasie wystąpił pan we włoskiej bajce „Gelsomino w kraju kłamczuchów” Gianni Rodari, gdzie zagrał pan gałganiarza Benwenuto, a także w „Kopciuszku” Andrzeja Malickiego na motywach baśni Charles’a Perraulta wystąpił pan w roli Żebraka – weterana wojennego. To postać pełna serca w odniesieniu do roli Kopciuszka, który wzbudza współczucie i za dobro odpłaca dobrem. Czy to był dla pana relaks w porównaniu z tak potężnymi rolami jak Hrabia Henryk w „Nie-Boskiej Komedii – Rzecz o Krzyżu”, czy Ryszard III York?
Tak jest, to rola zupełnie odmienna – niewielka, lecz znacząca, jak każda, nad którą pracuję.
Porozmawiajmy jeszcze o „Nie-Boskiej Komedii – Rzecz o Krzyżu” Z. Krasińskiego w reżyserii Piotra Kruszczyńskiego, gdzie grając główną rolę Hrabiego Henryka dźwigał pan na swych barkach cały spektakl. Zygmunt Krasiński ukończonemu już dziełu nadał tytuł mający dumnie narzucić porównanie z Boską Komedią. Poznał, że sięgając w głębie tragizmu, wszedł w kręgi piekła, że wędrówka Hrabiego Henryka poprzez obóz „ludzi nowych” to niby wędrówka Dantego poprzez krainę, w której nie ma nadziei. Jak pan podejmował temat tej roli?
Bardzo poważnie i z wielkim zaangażowaniem.
„Nie-Boska Komedia – Rzecz o Krzyżu” jest tragedią pokolenia skazanego na zagładę, a wśród walącego się świata tragedią dwu jednostek wyjątkowych, które stojąc na przeciwległych biegunach, związane są wspólnym brakiem zabójczym: brakiem serca. Wstrząsający obraz dany jest nie jako wizja wyobraźni poetyckiej, nie jako słowo bolesne przeczuć, ale jako bezwzględny, stanowczy, logiczny wyrok. Nie-Boska nie jest proroctwem – jest ona sądem poetyckim socjologicznym, przez ogrom horyzontu i potęgę prawdy może jedynym w poezji. Rola jest wieloznaczna, poprzez polityczne odniesienia, ślepotę Orcia i śmierć żony, spowodowana jego rozlicznymi zainteresowaniami do kobiet. Czy wcielenie w postać Hrabiego Henryka nastręczało wiele trudności?
Niewątpliwie. Jednak pewien etap pracy nad rolą Henryka został zamknięty. Cezurą takiego etapu jest premiera. W tej chwili właściwie tylko mogę doskonalić to, nad czym pracowałem.
W grudniu odbyła się premiera „Cha – Cha” Rafała Szamburskiego w reżyserii Andrzeja Malickiego. Zagrał pan tam Radnego Czesława Śpiewaka, który konsultuje treść nekrologu do kroniki partii. Jak gra się w czarnej komedii?
Z przyjemnością. Lubię taki typ przedstawień, ponieważ dają trochę oddechu.
35 lat na scenie, 10 lat w Teatrze gnieźnieńskim. Jak pan ocenia ten czas?
To czas wytężonej pracy z lepszymi, czasami gorszymi efektami i nie uważam abym go zmarnował. Aktor, jak każdy człowiek uczy się całe życie, tylko trochę więcej.
Zagrał pan wiele wybitnych ról. Jest pan jednym z najważniejszych aktorów w tym teatrze, a rola Ryszarda to postać, która może się zdarzyć raz na parę lat. Jakie ma pan na ten temat spostrzeżenia?
Niewątpliwie jest to jeden z najważniejszych kamieni milowych w mojej karierze. Jest zamknięciem pewnego etapu pracy twórczej i życia.
Czy widział pan Ryszarda III na scenie?
Pamiętam spektakl, który najbardziej zapadł mi w pamięć. To telewizyjna realizacja z Jackiem Woszczerowiczem w roli głównej.
Co uważa pan za swoje dotychczasowe największe osiągnięcie?
W teatrze każdy etap twórczy zamykałem czymś ważnym. To był „Henryk V” W. Szekspira w przedstawieniu Jana Kulczyńskiego, Ksiądz Piotr w „Dziadach” A. Mickiewicza, Konrad w „Wyzwoleniu” St. Wyspiańskiego, ale także Król Berenger „Król umiera, czyli ceremonie” E. Ionesco, Wladimir w „Czekając na Godota” S. Becketta czy Papkin w „Zemście” Al. Fredry. Trudno więc mi wybrać jedną rolę, która byłaby dla mnie najistotniejsza.
Z czym pan sobie nie radzi?
Niestety nie radzę sobie z przytłaczającą mnie rzeczywistością.
Czy są jakieś problemy, które spędzają panu sen z powiek, które pana niepokoją?
Brak pieniędzy.
Czego życzyć panu z okazji premiery?
Cierpliwego, wyrozumiałego i otwartego na Teatr widza.
Dziękuję za rozmowę
Premiera „Króla Ryszarda III” W. Szekspira odbędzie się w 24 marca o godz. 18.00 z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru.