Z Justyną Polkowską-Malicką, aktorką Teatru im. Al. Fredry w Gnieźnie, która obchodziła 35-lecie pracy na scenie gnieźnieńskiej, jest po premierze farsy „Cha – Cha” Rafała Szamburskiego w reżyserii Andrzeja Malickiego, gdzie zagrała główną postać Matki, o jej rozlicznych rolach rozmawia Daniela Zybalanka-Jaśko.
Justyna Polkowska-Malicka wystąpiła w wielu ciekawych rolach. W okresie 35-lecia pracy zagrała m.in.: Klarę w „Ślubach panieńskich”, Podstolinę w „Zemście” Al. Fredry, Panią Chybcik w „Wesołych kumoszkach z Windsoru” W. Szekspira, Kliminę w „Weselu” S. Wyspiańskiego, Ministra w „Trans-Atlantyku” W. Gombrowicza, Daphne w „Wieczorze kawalerskim” R. Hawdona, Soetkin w „Dylu Sowizdrzale” G. Gorina, Panią Cowper w „Z rączki do rączki” M. Cooney’a, Matkę dr. Huberta Booney’a w „Wszystko w rodzinie” R. Cooney’a, Dozorczynię, Nietrzeźwą, Strażnika w „Małej Apokalipsie” T. Konwickiego, Pannę Młodą, Obywateli w „Nie-Boskiej Komedii – Rzecz o Krzyżu” Z. Krasińskiego. Wystąpiła także w niezliczonej ilości bajek. Zagrała m.in.: Gurbię – Furię w „Pierścieniu i róży” W. Thackeray’a, Nianię w „Świniopasie” H. Ch. Andersena, Sarę Doolittle i Lwicę w „Doktorze Doolittle i przyjaciele” H. Loftinga, Nauczycielkę w „Pippi Langstrump” A. Lindgren, Zielarkę w „O Księżniczce z zamku gnieźnieńskiego” A. Malickiego, Damę Dworu w „Księciu i Żebraku” M. Twaina, Matkę w „Pięknej i Bestii” L.Boswell’a, Pannochię, ciotkę Romoletty w „Gelsomino w kraju kłamczuchów” Gianni Rodari i ostatnio Matkę Chrzestną (Wróżkę) w „Kopciuszku – Historia możliwa” A. Malickiego na motywach baśni Charles’a Perraulta. Jest po premierze farsy współczesnej Rafała Szamburskiego w reżyserii Andrzeja Malickiego, gdzie gra główną rolę Matki.
Parę lat temu kiedy przeprowadzałam z Tobą wywiad powiedziałaś: „Chciałabym jeszcze przez kilka lat spotykać się z widzami. Najchętniej w dobrej, współczesnej komedii. Śmiech to lekarstwo na najtrudniejsze czasy”. Twoje słowa spełniły się, bowiem grasz wspaniałą farsową rolę Matki w „Cha – Cha”. Ogrom tekstu – jak go pokonywałaś pracując nad rolą?
Trzeba przyznać, że tekstu było bardzo dużo. Starałam się go uczyć kolejnymi scenami. Zazwyczaj po dwóch, trzech powtórzeniach sceny już mogłam „improwizować” na temat.
Farsa to trudny rodzaj grania. Co sprawiło Ci najwięcej problemów podczas prób?
Język. Szamburski pisze współczesnym, dosyć specyficznym językiem, nie zawsze łatwym do wyartykułowania przez aktora. Niektóre zdania do dzisiaj sprawiają mi trudność.
Matka to wcielenie prymitywizmu. Czyżby to było środowisko gnieźnieńskie, które reprezentujesz poprzez tę rolę?
Ależ nic podobnego. W każdym środowisku bywają różni ludzie: subtelni, inteligentni ale też zwykłe „bogate prymitywy”. To jest tylko wycinek z ogólnopolskiej, a nie tylko gnieźnieńskiej rzeczywistości.
Obłuda i zakłamanie, które towarzyszy Matce jest nie tylko dowodem, że w tym nieszczęściu (śmierci męża) ona w swej naiwności znajduje upodobanie pokazując przed Kubiakową i dziećmi, a także otoczeniem, swoje nastroje. Autor starał się tu szczególnie jaskrawo pokazać jej cechy charakteru. Na czym skupiałaś się i co było w danym okresie dla Ciebie najważniejsze?
Skupiałam się na radości, na tym, że Matka cieszy się z odziedziczenia majątku. Wszystkie inne sprawy są do załatwienia tylko na pokaz, żeby sobie „ludzie nie myśleli, że jej na coś nie stać”. Najważniejszy jest dla niej oczywiście „styl”, obojętnie jaki on mógłby być. Stąd plejada różnych postaci sprowadzonych przez Kubiakową i oczywiście opłaconych przez Matkę.
Czy postać ta w pełni Cię satysfakcjonuje?
Trudno powiedzieć. Jest to ciekawa rola, męcząca, bowiem dwie godziny na scenie, ale w sumie jestem zadowolona.
Na przestrzeni 35-ciu lat pracy ile ról zagrałaś?
W przybliżeniu około 150 ról.
Która z tych ról Twoim zdaniem była najciekawsza w pracy?
Bardzo sympatycznie pracowało mi się przy postaci Pani Cooper w farsie „Z rączki do rączki” M. Cooney’a. To był typ ostrej, rządzącej kobiety i ten rodzaj ról mi odpowiada.
Nie dawno odbyła się premiera „Nie-Boskiej Komedii – Rzecz o Krzyżu” Z. Krasińskiego w reżyserii Piotra Kruszczyńskiego. Miałaś tam niewielkie zadanie, jak zresztą wszyscy. Jak oceniasz pracę nad „Nie-Boską Komedią” obecnego już dyrektora Teatru Nowego w Poznaniu?
Jest to świetny reżyser, co widać po znakomitym skrócie w „Nie-Boskiej Komedii” i po umiejętności wyciągania z aktorów współczesnego stylu grania. Z Kruszczyńskim pracowało się ciekawie i spokojnie, co jest ogromnie ważne w naszej pracy.
Kiedy przyszłaś do teatru gnieźnieńskiego będąc młodziutką dziewczyną za dyrekcji Wojciecha Boratyńskiego zagrałaś z marszu Klarę w „Ślubach panieńskich” a potem Podstolinę w „Zemście” w sztukach Al. Fredry. Jak wspominasz ten okres?
Ja już parokrotnie mówiłam, że Klara ze „Ślubów” to moja ukochana postać. Z sentymentem wspominam pracę z reżyserem Czechakiem, jak i późniejsze granie, wtedy jeszcze objazdowe, kiedy wiejska publiczność krzyczała: „Idzie ta mała. Ona go zabije”.
Osobny rozdział zajmują u Ciebie bajki. W listopadzie odbyła się premiera „Kopciuszka”, gdzie zagrałaś postać Matki Chrzestnej (dobrej wróżki) w reżyserii Andrzeja Malickiego. Jak pracuje się z mężem?
Z mężem zawsze „ trudno” się pracuje. Często mamy różne zdania na temat sposobu mówienia czy zachowań w jakiś sytuacjach. Na szczęście w końcu dochodzimy do porozumienia. W domu staramy się na szczęście nie rozmawiać o sztuce.
Nie dawno także odbyła się premiera pięknego przedstawienia dla dzieci „Gelsomino w kraju kłamczuchów” Gianni Rodari w reżyserii Tomasza Szymańskiego. Ten włoski klimat wiernie oddała w scenografii Barbara Zachmoc. Zagrałaś tam Pannochię, ciotkę Ramoletty, także łagodną postać, która wnosi wiele ciepła na scenie. Sama treść sztuki to bunt przeciwko Piratom, którzy rządząc wprowadzili prawo kłamstwa w państwie. Czy lubisz grać role wrażliwych postaci scenicznych, które zapewniają u publiczności sympatię, przez młodych widzów są lubiane i wywołują pozytywną reakcję widowni? Jak gra się takie role?
Nie zgodzę się z tym, że to była łagodna postać. To przecież Pannochia razem z Kotami rozpoczyna bunt przeciwko władzy Piratów. To Ona jest wściekła, że jej Koty szczekają a nie miauczą. Cieszy się kiedy „odzyskują rozum”. A rzeczywiście gra się takie role przyjemnie, szczególnie z tak miłymi partnerami.
Minister w „Trans-Atlantyku” W. Gombrowicza i Soetkin w „Dylu Sowizdrzale” G. Gorina – role jedna męska, druga to matka towarzysząca w dziejach Nel i Sowizdrzała. Jak znajdowałaś się w tych dwóch odmiennych postaciach?
Bardzo interesująca była rola Ministra – nietypowa, męska, bardzo charakterystyczna, mężczyzny mówiącego sloganami, skupionego tylko na sobie i oczekującego we wszystkim pomocy podwładnych. Wspaniale mi się pracowało z Lechem Raczakiem. Rola Soetkin to przeciwieństwo Ministra, wręcz melodramatyczna, matka Dyla, która musiała być świadkiem śmierci swojego męża.
Pomówmy jeszcze o bajkach, które przez lata Twojej pracy przewinęły się przez scenę gnieźnieńską, gdzie zagrałaś wiele ról, które zapadły w pamięć młodej widowni i nie tylko. Wymieńmy choćby m.in. Gurbię – Furię w „Pierścieniu i róży” W. Thackery’a czy Nianię w „Świniopasie” H. Ch. Andersena albo Zielarkę w „O Księżniczce z zamku gnieźnieńskiego” A. Malickiego czy „Pippi Langstrump” A. Lindgren gdzie wystąpiłaś w roli Nauczycielki, a także spektakl „Księcia i Żebraka” M. Twaina z pięknymi kostiumami Olgi Leszko. Jak odkrywałaś każdą z postaci w tych przedstawieniach? Czy były dla Ciebie nowym doświadczeniem?
Ciekawym przeżyciem i wspomnieniem była dla mnie bajka, której tytułu nie wymieniłaś, a mianowicie „Czarodziejskie krzesiwo” H. Ch. Andersena wyreżyserowane przez Tomasza Szymańskiego w scenografii Ryszarda Grajewskiego, gdzie grałam „Psa Pięknego”. Miałam duże trudności z ruchem w tej bajce i może dlatego świetnie ją pamiętam.
Jesteś aktorką wszechstronną, zarówno z powodzeniem grasz w dramatach jak i farsach. Zagrałaś także Kliminę (babę wiejską) w kultowym przedstawieniu „Wesele” S. Wyspiańskiego w reżyserii Tomasza Szymańskiego. Było to trudne i duże przedsięwzięcie uwieńczone sukcesem. „Wesele” nie schodziło parę lat z afisza sceny gnieźnieńskiej. Jak wspominasz pracę nad tym dziełem?
Jak sama wiesz była to długa i ciężka praca. Graliśmy na pochyłej podłodze, co jeszcze zwiększało trudność. Mieliśmy duże, ciężkie ale bardzo piękne kostiumy i najważniejsze, że wszystko się udało.
Czy masz jakiś niedosyt w swojej pracy? Czy jako aktorka czujesz się obecnie bardziej dojrzała?
Myślę, że z wiekiem jako człowiek i jako aktor czuję się zdecydowanie bardziej stateczna, ale w głębi duszy jakieś tam „diabełki” jeszcze mnie korcą.
Niedawno urodziła się Tobie wnuczka, córka Adama, Twojego najstarszego syna. Jak znajdujesz się w nowej roli?
Bardzo dobrze. Wnusia jest urocza, ale widuję ją kilka razy w roku, kiedy wraz z rodzicami przyjeżdża do Polski, albo kiedy my ją odwiedzamy. Mamy z nią kontakt przez Skypa i widujemy przynajmniej dwa razy w tygodniu, więc mam uroczą wnuczkę bez konieczności zajmowania się jej wychowaniem.
Lata mijają, upływ czasu jest nieubłagany, jesteś w pełni sił twórczych. Czy oprócz ról farsowych chciałabyś zagrać jeszcze coś ciekawego? Czy masz związane z tym jakieś plany, marzenia?
Nie mam specjalnych marzeń ale z przyjemnością zagrałabym coś dramatycznego.
Jesteś po premierze farsy „Cha – Cha”, która została bardzo życzliwie przyjęta przez publiczność gnieźnieńską. Skończył się już stary rok. Czego życzyłabyś dla siebie i rodziny w nowym, 2012 roku?
No cóż, życzyłabym sobie jeszcze trochę pracy, dużo spokoju finansowego i dużo zdrowia, którego życzę całej rodzinie, Tobie Danielko również. Z perspektywy czasu wiem, że zdrowie jest najwyższą wartością i tego życzę również wszystkim czytelnikom.