Dzięki artykułowi „Miliard w norkach”, który ukazał się w Gazecie Wyborczej, zwierzęta futerkowe stały się jednym z wiodących tematów w Gnieźnie. Jednak nie tylko Pierwsza Stolica Polski zainteresowała się tym tematem. Ciągłe ataki na hodowców i związana z tym wojna polityczna mogłyby doczekać się polubownego finału. Autorzy artykułu w ogólnopolskim dzienniku nie opublikowali jednak informacji, które napływają do nich od czytelników. Na łamach naszego portalu publikujemy sprostowanie prof. dr. hab. Mariana Brzozowskiego z Zakładu Hodowli Zwierząt Futerkowych
Z zażenowaniem przeczytałem artykuł Marcina Kąckiego i Adama Wajraka pt. „Miliard w norkach” (GW Magazyn z dn. 29-30.102011. str. 32-33). Już sam podtytuł wskazuje na WIELKĄ AFERĘ wytropioną dzięki czujności p.p. Redaktorów („politycy Platformy wylobbowali hodowcom korzystne prawo. Gra idzie o wielkie pieniądze ukryte w futrze norki”). A może to jednak było odwrotnie? Może to właśnie lobbyści PRZECIWNI, czyli tacy, którzy dzięki protestowaniu istnieją, i to nieźle, jeśli przeanalizuje się tło różnych akcji protestacyjnych i którzy wiedzą, że protestując przeciwko zwierzętom futerkowym też da się, jeśli może nie zarobić, to przynajmniej zaistnieć w przestrzeni publicznej, podjęli kolejną „akcję”, a działanie hodowców było tylko reakcją na ich aktywność?
Hodowla zwierząt futerkowych (także i norek) jest integralną częścią rolnictwa, ma swoje umocowanie w przepisach prawa, m.in. Ustawie o hodowli zwierząt z roku 1997. Wśród zwierząt gospodarskich wylicza się tam gatunki zwierząt należących do grupy zwierząt futerkowych (także norkę amerykańską – obecnie coraz powszechniej mówi się zresztą o norce hodowlanej, biorąc pod uwagę coraz większe różnice w budowie anatomicznej i fizjologii obserwowane między tymi dwoma grupami zwierząt), określając m.in. warunki, jakie należy zapewnić hodowanym zwierzętom.
A więc norki są zaliczone do grupy zwierząt gospodarskich, były uwzględnione w przepisach, były (i są) określone warunki ich hodowli. Skoro więc, kiedy nagle w roku 2010 pojawia się koncepcja przepisów, w myśl których norki hodowlane miały być traktowane tak samo jak populacja norek dziko żyjących, a WSZYSTKIE FERMY mają podlegać resortowi Ochrony Środowiska i minister tego resortu ma prawo decydować o działalności ferm, chyba naturalną reakcją środowiska hodowców jest podjęcie wszelkich dostępnych kroków w celu powstrzymania działań zmierzających de facto do zakazu hodowli tych zwierząt w kraju. Przy czym chciałbym jeszcze raz podkreślić: środowisko hodowców i naukowców zajmujących się hodowlą zwierząt futerkowych zgadza się z koniecznością podejmowania działań na rzecz kontroli i ograniczenia liczebności populacji norek dziko żyjących, ale nie możemy się zgodzić z tym, by POD PRETEKSTEM zagrożenia dla naturalnego środowiska zakazać działalności legalnie działających ferm.
Moje zażenowanie wynika z faktu, że Pan Redaktor Wajrak, jako osoba uważająca się za specjalistę od spraw przyrody, zwłaszcza jako znawca tematów ekologicznych, tym samym rozumiejący, jak istotną sprawą jest równowaga w przyrodzie, jak ważna jest obecność w ekosystemach drapieżników, a równocześnie jak i samym drapieżnikom trudno jest w środowisku przetrwać – bez wahania określa norkę mianem „superzabójcy rodzimych gatunków”. A przecież sto lat temu, w takich samych ekosystemach żyła norka europejska, miała tutaj swoje trwałe miejsce; można przyjąć, że norka amerykańska zajęła pustą niszę ekologiczną.
Wilk jest także drapieżnikiem, budzącym bardzo negatywne konotacje, niechętnie widzianym przez mieszkańców tych terenów, gdzie występuje, a jestem przekonany, że w jego przypadku Pan Redaktor Wajrak znalazłby znacznie więcej argumentów za ochroną wilków niż za ograniczaniem ich populacji i nie nazwałby wilka pejoratywnie brzmiącym określeniem „superzabójcy rodzimych gatunków”.
No ale teraz, kiedy już mamy wykreowanego „superzabójcę”, sprawcę wszystkich nieszczęść w rodzimej przyrodzie, możemy śmiało dorabiać mu „gębę”, obwiniać o wszystko, a cierpliwy papier wszystko zniesie (tym razem argumentów dostarcza Pan Redaktor Marcin Kącki, redaktor śledczy GW z Poznania:
że hodowcy norek są bogaci, a swoje pieniądze przeznaczają na ochronę swojego warsztatu pracy – czyli lobbowanie. (Bycie bogatym, a jeszcze jeśli w perspektywie jest możliwość dalszych zysków, to chyba w oczach p.p. Redaktorów najgorszy grzech i zwłaszcza takich ludzi należy, ich zdaniem, napiętnować);
że Inspekcja Weterynaryjna nierzetelnie przeprowadzała swoje kontrole: no, tutaj już można WSZYSTKO jednym tchem wymienić i w jednym zdaniu ująć, że 90% ocenianych ferm miało uchybienia, czyli, jak sugerują p.p. Redaktorzy, na 90% ferm „szkodliwe substancje płyną wprost do kanalizacji”, jak również to, że np. w Ostrowie Wlkp. skontrolowano 2 fermy, chociaż w dokumentach była mowa o 21. Co z tych kontroli wyniknęło, czy były tam uchybienia, to już nie jest ważne;
że norki uciekają, bo tak powiedział p. leśniczy Kaczmarek i p. Nowicki, hodowca ryb. Z takimi argumentami nie da się polemizować – to są po prostu aksjomaty;
że naukowcy, zajmujący cię hodowlą zwierząt futerkowych, bronią prawa hodowców do prowadzenia swojej działalności, m.in. przez zwracanie uwagi na fakt, że populacja dzikich norek amerykańskich jest w środowisku naturalnym utrwalona i obecna, niezależnie od tego, czy hodowla fermowa jest prowadzona, czy nie; świadczą o tym zresztą wyniki badań terenowych;
że Agencja ds. przyrody duńskiego ministerstwa ds. środowiska „nie ma wątpliwości, że w ich kraju duża część żyjących na wolności norek to uciekinierzy z ferm”, a dr Marat z Estonii „jest oburzony, że norkę skreślono z listy”. Z takimi argumentami także nie da się polemizować;
no i argument najcięższego kalibru: hodowca norek, p. Andrzej Piątak, jest posłem-elektem, i to w dodatku z Ruchu Poparcia Palikota.
A może warto by, zamiast „na odlew” walić w przeciwnika, WSPÓLNIE zastanowić się nad ochroną naturalnej przyrody w Polsce, w tym przypadku nad statusem norki amerykańskiej żyjącej w warunkach naturalnych, dokonać rzetelnych badań, ocenić, czy rzeczywiście jest ona zagrożeniem, czy może elementem naturalnej równowagi ekosystemu? Czy rzeczywiście zdarzają się ucieczki zwierząt z ferm? Jeśli tak, to jaka jest skala tego zjawiska? Oczywiście, nie są to działania medialne, wzbudzające emocje, nie nadające się na „newsa”, więc może niewarte opisywania? A hodowla, niezależnie od aktywności i działań p.p. Redaktorów, będzie się toczyła swoim torem: jeśli będą rynki zbytu i dobra cena na skóry futerkowe – hodowcy będą ją podejmowali, zaś jeśli światowy rynek ulegnie wysyceniu i popyt oraz ceny spadną – spadnie także zainteresowanie tym kierunkiem hodowli. Tak było z hodowlą nutrii i tchórzy, tak obecnie kształtuje się hodowla lisów. Więc może wykorzystajmy wspólnie, dla dobra nas wszystkich, „5 minut”, jakie nastały dla hodowli norek?
Hodowla zwierząt futerkowych (także i norek) jest integralną częścią rolnictwa, ma swoje umocowanie w przepisach prawa, m.in. Ustawie o hodowli zwierząt z roku 1997. Wśród zwierząt gospodarskich wylicza się tam gatunki zwierząt należących do grupy zwierząt futerkowych (także norkę amerykańską – obecnie coraz powszechniej mówi się zresztą o norce hodowlanej, biorąc pod uwagę coraz większe różnice w budowie anatomicznej i fizjologii obserwowane między tymi dwoma grupami zwierząt), określając m.in. warunki, jakie należy zapewnić hodowanym zwierzętom.
A więc norki są zaliczone do grupy zwierząt gospodarskich, były uwzględnione w przepisach, były (i są) określone warunki ich hodowli. Skoro więc, kiedy nagle w roku 2010 pojawia się koncepcja przepisów, w myśl których norki hodowlane miały być traktowane tak samo jak populacja norek dziko żyjących, a WSZYSTKIE FERMY mają podlegać resortowi Ochrony Środowiska i minister tego resortu ma prawo decydować o działalności ferm, chyba naturalną reakcją środowiska hodowców jest podjęcie wszelkich dostępnych kroków w celu powstrzymania działań zmierzających de facto do zakazu hodowli tych zwierząt w kraju. Przy czym chciałbym jeszcze raz podkreślić: środowisko hodowców i naukowców zajmujących się hodowlą zwierząt futerkowych zgadza się z koniecznością podejmowania działań na rzecz kontroli i ograniczenia liczebności populacji norek dziko żyjących, ale nie możemy się zgodzić z tym, by POD PRETEKSTEM zagrożenia dla naturalnego środowiska zakazać działalności legalnie działających ferm.
Moje zażenowanie wynika z faktu, że Pan Redaktor Wajrak, jako osoba uważająca się za specjalistę od spraw przyrody, zwłaszcza jako znawca tematów ekologicznych, tym samym rozumiejący, jak istotną sprawą jest równowaga w przyrodzie, jak ważna jest obecność w ekosystemach drapieżników, a równocześnie jak i samym drapieżnikom trudno jest w środowisku przetrwać – bez wahania określa norkę mianem „superzabójcy rodzimych gatunków”. A przecież sto lat temu, w takich samych ekosystemach żyła norka europejska, miała tutaj swoje trwałe miejsce; można przyjąć, że norka amerykańska zajęła pustą niszę ekologiczną.
Wilk jest także drapieżnikiem, budzącym bardzo negatywne konotacje, niechętnie widzianym przez mieszkańców tych terenów, gdzie występuje, a jestem przekonany, że w jego przypadku Pan Redaktor Wajrak znalazłby znacznie więcej argumentów za ochroną wilków niż za ograniczaniem ich populacji i nie nazwałby wilka pejoratywnie brzmiącym określeniem „superzabójcy rodzimych gatunków”.
No ale teraz, kiedy już mamy wykreowanego „superzabójcę”, sprawcę wszystkich nieszczęść w rodzimej przyrodzie, możemy śmiało dorabiać mu „gębę”, obwiniać o wszystko, a cierpliwy papier wszystko zniesie (tym razem argumentów dostarcza Pan Redaktor Marcin Kącki, redaktor śledczy GW z Poznania:
że hodowcy norek są bogaci, a swoje pieniądze przeznaczają na ochronę swojego warsztatu pracy – czyli lobbowanie. (Bycie bogatym, a jeszcze jeśli w perspektywie jest możliwość dalszych zysków, to chyba w oczach p.p. Redaktorów najgorszy grzech i zwłaszcza takich ludzi należy, ich zdaniem, napiętnować);
że Inspekcja Weterynaryjna nierzetelnie przeprowadzała swoje kontrole: no, tutaj już można WSZYSTKO jednym tchem wymienić i w jednym zdaniu ująć, że 90% ocenianych ferm miało uchybienia, czyli, jak sugerują p.p. Redaktorzy, na 90% ferm „szkodliwe substancje płyną wprost do kanalizacji”, jak również to, że np. w Ostrowie Wlkp. skontrolowano 2 fermy, chociaż w dokumentach była mowa o 21. Co z tych kontroli wyniknęło, czy były tam uchybienia, to już nie jest ważne;
że norki uciekają, bo tak powiedział p. leśniczy Kaczmarek i p. Nowicki, hodowca ryb. Z takimi argumentami nie da się polemizować – to są po prostu aksjomaty;
że naukowcy, zajmujący cię hodowlą zwierząt futerkowych, bronią prawa hodowców do prowadzenia swojej działalności, m.in. przez zwracanie uwagi na fakt, że populacja dzikich norek amerykańskich jest w środowisku naturalnym utrwalona i obecna, niezależnie od tego, czy hodowla fermowa jest prowadzona, czy nie; świadczą o tym zresztą wyniki badań terenowych;
że Agencja ds. przyrody duńskiego ministerstwa ds. środowiska „nie ma wątpliwości, że w ich kraju duża część żyjących na wolności norek to uciekinierzy z ferm”, a dr Marat z Estonii „jest oburzony, że norkę skreślono z listy”. Z takimi argumentami także nie da się polemizować;
no i argument najcięższego kalibru: hodowca norek, p. Andrzej Piątak, jest posłem-elektem, i to w dodatku z Ruchu Poparcia Palikota.
A może warto by, zamiast „na odlew” walić w przeciwnika, WSPÓLNIE zastanowić się nad ochroną naturalnej przyrody w Polsce, w tym przypadku nad statusem norki amerykańskiej żyjącej w warunkach naturalnych, dokonać rzetelnych badań, ocenić, czy rzeczywiście jest ona zagrożeniem, czy może elementem naturalnej równowagi ekosystemu? Czy rzeczywiście zdarzają się ucieczki zwierząt z ferm? Jeśli tak, to jaka jest skala tego zjawiska? Oczywiście, nie są to działania medialne, wzbudzające emocje, nie nadające się na „newsa”, więc może niewarte opisywania? A hodowla, niezależnie od aktywności i działań p.p. Redaktorów, będzie się toczyła swoim torem: jeśli będą rynki zbytu i dobra cena na skóry futerkowe – hodowcy będą ją podejmowali, zaś jeśli światowy rynek ulegnie wysyceniu i popyt oraz ceny spadną – spadnie także zainteresowanie tym kierunkiem hodowli. Tak było z hodowlą nutrii i tchórzy, tak obecnie kształtuje się hodowla lisów. Więc może wykorzystajmy wspólnie, dla dobra nas wszystkich, „5 minut”, jakie nastały dla hodowli norek?
Prof. dr hab. Marian Brzozowski,
Zakład Hodowli Zwierząt Futerkowych
Katedra Szczegółowej Hodowli Zwierząt SGGW
ul. Ciszewskiego 8
02-786 Warszawa
e-mail: brzozowskiman10@gazeta.pl
Zakład Hodowli Zwierząt Futerkowych
Katedra Szczegółowej Hodowli Zwierząt SGGW
ul. Ciszewskiego 8
02-786 Warszawa
e-mail: brzozowskiman10@gazeta.pl
3 komentarze
Profesor lobbuje za hodowla norek , i guzik go obchodzą warunki w jakich te nieszczęsne zwierzęta są hodowane . Tytuł profesorski niestety nie oznacza sprawiedliwego osądu rzeczy , o jakiejkolwiek empatii w stosunku do tych nieszczęsnych hodowlanych zwierząt nie wspomnę . Dzisiaj w TVP info pokazywano drastyczne obrazki z hodowli norek , ewidentne przykłady znęcania się nad zwierzętami , a do rozmowy jednym z zaproszonych gości był pan profesor – który to filmu nie widział, co więcej nie widząc sugerował manipulację !!! Jestem zdegustowana tym , że ludzie którzy powinni bronić dobrostanu zwierząt mysla tylko o kasie i o tym , żeby się nie „wychylać” . I to jest właśnie typowy obrazek Polaka . Wstyd !!!!
Idiotyczny tytuł. Profesor nie broni norek, tylko interesu hodowców. Norek bronią ludzie, którzy chcą zaprzestania hodowli zwierząt na futra.
Brawo Panie Profesorze.
Marcin Kącki i Adam Wajrak to dyletanci i skandaliści.
Z tego żyją. Gdyby kazano im zaatakować producentów betonu lub szkoły podstawowe to zrobiliby to! Powstałby sensacyjny artykuł, który wyborcza ochoczo wydrukowałaby dając pretekst do kolejnej sprawie sądowej.