W minionym tygodniu w Gnieźnie na ul. Strumykowej stanął Cyrk Arlekin. Cyrk jednak to nie tylko to, co widzimy na arenie podczas programu. Cyrk to osoby, które go tworzą i ich historie. To miejsce pracy jak każde inne, z małymi różnicami.
Cyrk Arlekin istnieje 13 lat. Jako widzowie wyobrażamy sobie, że życie w cyrku to istna sielanka, zabawa, że cyrkowcy cały czas chodzą przebrani i wymalowani, że zwierzęta cały czas robią sztuczki, które można zobaczyć na arenie. Nic bardziej mylnego. Jak się okazuje życie cyrkowca nie różni się znacznie od naszego. To taki sam człowiek, z podobnymi potrzebami. Każdy pracownik cyrku ma swój sposób na życie. W Cyrku Arlekin pracuje ok. 50 osób: obsługa techniczna, kierowcy, kucharki i wszyscy, którzy występują na arenie. Sezon cyrkowy zaczyna się w lutym lub marcu, a kończy w listopadzie lub grudniu, w zależności od pogody. Świadczy to o tym, że w tych miesiącach pracownicy cyrku są poza domem. Niektórzy jeżdżą ze swoją rodziną lub razem pracują, inni spędzają czas z bliskimi tylko poza sezonem, jeszcze inni odwiedzają bliskich w wolnych chwilach lub łączą wszystkie te rozwiązania. Wszystko zależy od tego w jakiej sytuacji jest pracownik, czyli czy ma małe dzieci, czy dorosłe, gdzie mieszka, ile ma lat. Każdy artysta ma swoje życie prywatne – mówi Sylwester Wiśniewski, artysta Cyrku Arlekin. Jeżeli chodzi o mnie, to mam żonę i dwójkę dzieci w wieku szkolnym. Żonę poznałem w nieistniejącej już Szkole Cyrkowej w Julinku. Ja poszedłem na clownade, a ona była na gimnastyce. Tak się złożyło, że razem po szkole cyrkowej występowaliśmy jako akrobaci przez 11 lat. Obecnie żona pracuje w oświacie i w wakacje razem z dziećmi wspólnie jeżdżą ze mną i cyrkiem po całej Polsce. Potem ja odwiedzam ich poza sezonem. Tak jak powiedziałem – to jest mój sposób na życie rodzinne. Każdy musi sobie znaleźć najbardziej odpowiednią drogę dla siebie. Inne rozwiązanie cyrkowego życia rodzinnego znaleźli Dorota i Arkadiusz Tűrk, którzy razem pracują. To przypadek spowodował, że zajmujemy się wężami – mówi Arkadiusz Tűrk. Pierwszego węża kupiliśmy z żoną od znajomego. Oczywiście miał być mały i wąski, do 2 metrów, a okazało się, że był gruby jak udo. Nie wiedzieliśmy co z nim zrobić i postanowiliśmy go pokazać. Tak się zaczęły nasze występy z wężami. Tymi zwierzętami zajmuję się od 7 lat. Obecnie mamy 5 węży. Jeżeli chodzi o jakieś dziwne historie i przypadki to nie ma niemiłych niespodzianek, są tylko wypadki przy pracy. Ludzie boją się węży, bo nic o nich nie wiedzą. Najbardziej boją się tego, że mogą ich ugryźć lub skonsumować. To pierwsze jest raczej niewykonalne, bo po prostu wąż nie ma zębów. Jeżeli chodzi o karmienie węży to jest to bardzo proste. Kiedy wąż jest głodny to my – opiekunowie, widzimy to i dajemy mu 5 lub 8 świnek morskich lub podobny pokarm. Po zjedzeniu ma tydzień przerwy i w ogóle nie jest ruszany ani dotykany. Musi mieć czas na strawienie. Potem dopiero wąż „wraca do pracy” i występuje z nami na arenie. Czasem jest tak, że karmimy raz na miesiąc, a czasem raz za razem czyli wąż zje, tydzień odpoczywa, i potem znowu je i znowu tydzień odpoczywa. To wszystko zależy od apetytu węża. Dorota i Arkadiusz Tűrk występują w Cyrku Arlekin już 11 lat. Wśród swoich zwierząt mają jeszcze dwa szopy pracze oraz psa, jednak tylko jeden z szopów „pracuje” w cyrku. Poza tańcem z wężami artyści występują również jako akrobaci. W cyrku każdy wie, co ma robić. Kucharka musi wstać wcześniej, żeby przygotować śniadanie dla obsługi, panowie od reklamy muszą przyjechać 2-3 dni wcześniej, artyści muszą nakarmić zwierzęta, itp. Każdy wstaje i przyjeżdża zależnie od swoich obowiązków. Zazwyczaj jest tak, że cyrk przyjeżdża do miasta w nocy. Rano zaczyna się ustawianie przyczep i asortymentu oraz stawianie cyrku. Próby generalne są tylko przed sezonem, przed rozpoczęciem. Każdy numer przedstawiony w cyrku jest własnością artysty. Może być tak, że na przyszły rok swoje umiejętności artyści sprzedadzą do innego cyrku. To nie jest tak, że my – artyści jesteśmy związani tylko z jednym cyrkiem – dodaje Sylwester Wiśniewski. Dyrektorowi też zależy na tym, żeby zmieniać program. Jako artyści szukamy innych kontraktów. Wiąże się to oczywiście z ekonomią i finansami. Clownem zostałem przypadkowo. Od początku interesowałem się gimnastyką i aktorstwem. Stwierdziłem, że na kierunku clownada będę mógł połączyć moje pasje. Oczywiście podczas występów zdarzają się historie miłe i niemiłe. Na szczęście tych pierwszych jest więcej. Przed rozpoczęciem występów dyrektor techniczny zwołuje zebranie, żeby rozdzielić obowiązki. Program trwa ponad dwie godziny. Zaraz po zakończeniu arena jest zwijana. Zazwyczaj zwijanie wszystkiego zajmuje pracownikom 1,5 do 2 godzin. Po spakowaniu całego sprzętu cyrk rusza dalej.