Kolejne małżeństwo. Dwoje dzieci, w tym jedno wymagające szczególnej troski i rehabilitacji. Żona z tego powodu nie mogła podjąć aktywności zawodowej. Mieszkają w kawalerce, którą odziedziczyli po dziadkach. Maż od trzech lat przebywa za granicą. Do domu wraca na urlop i święta. Mówi, że jak skończą budowę domu w Polsce, wtedy wróci na stałe. W zdanie wchodzi rozmówcy kolega, który dodaje, że on też tak kiedyś mówił. Już nawet nie pamięta, kiedy to było. On tam, a bliscy w Polsce. Wspólne wakacje i święta z rodziną. Przyzwyczaili się już do tego, a jednak pakowanie walizek boli za każdym razem, gdy wspólny czas dobiega końca.
Nie wszystkim udaje się przetrwać trudną próbę czasu. Inny mężczyzna, który wyjechał "za chlebem", od jakiegoś czasu karmi się nim w samotności, bo rodzinie wystarczają alimenty, które systematycznie przysyła.
Dwie kobiety. Żyją razem za granicą od 2010 roku. Wzięły ślub. Nikt nie wytyka ich palcami. Pracują, płacą podatki, na tę chwilę wynajmują jeszcze dom, ale przynajmniej stać je na to bez mrugnięcia okiem. Są szczęśliwe, chociaż gdyby mogły mieć w kraju wszystko to, co mają na obczyźnie, wróciłyby z chęcią. Starszych rodziców mogłyby mieć "na oku" i w razie potrzeby być blisko nich. Jednak nic nie wskazuje na to, by miały kupić bilet powrotny. Tam, gdzie żyją czują stabilną sytuację finansową, tolerancję wobec ich orientacji seksualnej i to tam, a nie w Polsce marzy im się pogodna, spokojna emerytura. Irytuje je tylko stosunek niektórych Polaków, którzy po przepracowaniu trzech miesięcy biegną zapisać się na zasiłek, żeby czerpać z niego korzyści i grymasić, że pracy dla nich nie ma. Otóż jest, wystarczy chcieć pracować, a nie kombinować i wystawiać złe świadectwo uczciwym Polakom, dodają. Jedna z nich, ta która wyjechała o miesiąc wcześniej dostała informację o pracy od koleżanki. W tydzień zarabiała sumę, na którą u nas musiałaby pracować cały miesiąc. Najtrudniejsze są początki. Jeśli ma się pierwszą pracę, wtedy można zacząć rozglądać się za lepszą.
Łatwo nie było. Warunki mieszkaniowe trudne. Kilka mężczyzn w jednym domu. Wspólna kuchnia. Z jednymi gorzej, z drugimi lepiej, ale jakoś się zgadzaliśmy. Pracowaliśmy do późnych godzin, po pracy jedliśmy obiad i gotowaliśmy na następny dzień. Raz po raz gdzieś wychodziliśmy, ale nie za często. Szkoda było trwonić ciężko zarobione pieniądze. Jak wróciliśmy, znajomi mówili, tym to się powodzi, do głowy im nie przyszło zapytać się, czy było ciężko. Do żony też jakoś nikt nie zadzwonił, żeby zapytać się, czy czegoś nie potrzebuje. Wydawało się, że jak mąż jest za granicą, to ona wszystko ma. Na rodziców jedynie mogliśmy liczyć, z rodzeństwem relacje się popsuły. Wyjazd za pracą był dla mnie trudnym doświadczeniem życiowym, pomógł jednak stanąć na nogi, podsumowuje trzydziestolatek.
Nie wszystkim, którzy próbowali sił w pracy za granicą dopisało szczęście. Niektórzy zostali oszukani, innym trudno było żyć z rodziną na odległość. W ich miejsce pojadą następni. Prawie każdy z nas ma, jeśli nie członka rodziny, to z pewnością znajomych, którzy pracują za granicą. Tymczasem bezrobocie w Polsce spada, a fachowców jak na lekarstwo.
Drogi POLO, każdy ma prawo do własnego zdania, nawet jeśli się myli. Łatwo jest oceniać ludzi kompletnie ich nie znając. Najważniejsze, że znają nas nasze rodziny i przyjaciele, którzy są ogromnym wsparciem.
Reszta zawsze będzie coś wytykać, nie wiem tylko dlaczego. Z zazdrości że komuś coś się uda? Nie wiem, nie wnikam. Zbyt mało interesujące. Pozdrawiam!
jak tak tesknia to niech wróca jakos chetnych nie widze