Trzeci w trwającym sezonie wyjazdowy mecz zaliczyli piłkarze Pelikana Niechanowo. Jak dotąd na obcych boiskach zielono-czarnym nie udało się zdobyć kompletu punktów. Podobnie było wczoraj – GLKS zremisował bezbramkowo z Wełną Skoki.
Po meczu na szczycie kibice zapewne spodziewali się więcej emocji i przede wszystkim goli. W pierwszej połowie w akcjach obu zespołów zabrakło jednak odpowiedniego wykończenia i przysłowiowej kropki nad i, gra przez większość czasu toczyła się w środku pola, a formacje
ofensywne nie spełniły pokładanych w nich nadziei. Obie drużyny najwidoczniej podeszły do siebie z dużym respektem, wszak w Skokach spotkały się dwa jak dotąd jedyne niepokonane w tym sezonie zespoły.
Jako pierwszym w pole karne rywala udało się wedrzeć zawodnikom Wełny. Na szczęście dla gości całą akcję zakończył sędzia liniowy wskazując pozycję spaloną. Pięć minut później próbował odpowiedzieć Pelikan, kiedy to po dośrodkowaniu z rzutu wolnego strzał na bramkę oddał Paweł Ignasiński, bramkarz Wełny znalazł się jednak w odpowiednim miejscu i wyłapał piłkę. Chwilę później strzałem z daleka próbował zaskoczyć go jeszcze Hubert Oczkowski, ale i tym razem bez efektu. Kontry Wełny, podnoszące ciśnienie niechanowskiej defensywie, również nie przyniosły bramek.
W drugiej połowie pierwsze poważne słowo ponownie należało do gospodarzy, zagranie Krzysztofa Gryszczyńskiego nie zostało jednak „zamknięte” przez kolegów z drużyny i wciąż mieliśmy remis. Dwie minuty później kontratakujący Pelikan wywalczył rzut rożny. Po jego wykonaniu (dośrodkowywał Mateusz Roszak) stuprocentową okazję na gola zmarnował Przemek Otuszewski, który posłał piłkę tuż obok słupka.
Dalsza część gry to kontynuacja obopólnej wymiany ciosów. Ciężar gry, co rusz przenoszony spod jednej bramki pod drugą, skutkował strzałami ponad poprzeczką, strzałami w boczną siatkę lub wprost w bramkarzy. W takiej sytuacji remis, choć mało atrakcyjny dla kibiców, wydaje się być sprawiedliwym rezultatem. Trudno obiektywnie przesądzić, która z drużyn była lepsza. O wyniku decydują przecież gole, a tych w ostatnim spotkaniu zabrakło.
ofensywne nie spełniły pokładanych w nich nadziei. Obie drużyny najwidoczniej podeszły do siebie z dużym respektem, wszak w Skokach spotkały się dwa jak dotąd jedyne niepokonane w tym sezonie zespoły.
Jako pierwszym w pole karne rywala udało się wedrzeć zawodnikom Wełny. Na szczęście dla gości całą akcję zakończył sędzia liniowy wskazując pozycję spaloną. Pięć minut później próbował odpowiedzieć Pelikan, kiedy to po dośrodkowaniu z rzutu wolnego strzał na bramkę oddał Paweł Ignasiński, bramkarz Wełny znalazł się jednak w odpowiednim miejscu i wyłapał piłkę. Chwilę później strzałem z daleka próbował zaskoczyć go jeszcze Hubert Oczkowski, ale i tym razem bez efektu. Kontry Wełny, podnoszące ciśnienie niechanowskiej defensywie, również nie przyniosły bramek.
W drugiej połowie pierwsze poważne słowo ponownie należało do gospodarzy, zagranie Krzysztofa Gryszczyńskiego nie zostało jednak „zamknięte” przez kolegów z drużyny i wciąż mieliśmy remis. Dwie minuty później kontratakujący Pelikan wywalczył rzut rożny. Po jego wykonaniu (dośrodkowywał Mateusz Roszak) stuprocentową okazję na gola zmarnował Przemek Otuszewski, który posłał piłkę tuż obok słupka.
Dalsza część gry to kontynuacja obopólnej wymiany ciosów. Ciężar gry, co rusz przenoszony spod jednej bramki pod drugą, skutkował strzałami ponad poprzeczką, strzałami w boczną siatkę lub wprost w bramkarzy. W takiej sytuacji remis, choć mało atrakcyjny dla kibiców, wydaje się być sprawiedliwym rezultatem. Trudno obiektywnie przesądzić, która z drużyn była lepsza. O wyniku decydują przecież gole, a tych w ostatnim spotkaniu zabrakło.
Ernest Kowalski