Koronacja Królewska – ogromne przedsięwzięcie, w które co roku angażuje się cały sztab ludzi. Imprezę tą tworzą bowiem nie tylko organizatorzy, ale przede wszystkim wszystkie osoby, które na te 2 dni w roku przyjeżdżają do Pierwszej Stolicy Polski – zarówno odtwórcy słowiańskich postaci, gnieźnianie, jak i turyści. Jak wygląda życie za kulisami słowiańskich namiotów? Jak wygląda życie od strony organizacyjnej? Kilka wątków przedstawiamy w tym artykule.
Sobota i niedziela – to przez te dwa dni mieszkańcy i turyści mogli aktywnie uczestniczyć w widowisku historycznym Koronacja Królewska, które odbywało się na Placu św. Wojciecha u stóp Katedry. Dzięki Słowianom miejsce to wypełniło się klimatem sprzed wieków. Przygotowania do zorganizowania tej imprezy trwały już od kilku miesięcy. Organizatorzy zaplanowali przybycie 160 namiotów, 10-metrowej łodzi, która pływała po Jeziorze Jelonek, setek wojów i tysięcy zwiedzających. Przy tak ogromnej imprezie nie wszystko da się jednak przewidzieć. Grupy średniowieczne zaczęły przybywać już w piątek po południu. Na Placu św. Wojciecha przez cały czas była obecna ochrona. Często pojawiali się również strażnicy miejscy. Dawało to poczucie bezpieczeństwa. Rozbijanie namiotów i ustawianie obozowisk to pracochłonne zajęcie. Do tego dochodzi jeszcze rejestracja wszystkich uczestników, przekazanie regulaminu, wydawanie bonów na jedzenie. Ze względu na świeżo wymienioną trawę na części placu nie można było rozpalać ognisk. Okazało się także, że piątkowa kolacja przewidziana jest tylko dla osób przyjezdnych. Organizatorzy szybko zmienili jednak zdanie i również gnieźnieńskie grupy otrzymały strawę. W nocy, z piątku na sobotę, na Plac św. Wojciecha przyjechało kilka grup wojów. Niestety musieli przechodzić przez ogrodzenie, ponieważ wydawało się, że brama jest zamknięta. Jak się później okazało na klucz zamknięte były tylko furtki, natomiast główna brama po prostu ciężko się otwiera. Ok. godz. 3 w nocy przed placem zaparkowała laweta z łodzią Walet. Można było podziwiać ogrom repliki średniowiecznej łodzi handlowej, która już w sobotę przed południem została zwodowana na Jeziorze Jelonek. W nocy Słowianie rozpalili kilka ognisk, przy których dało się usłyszeć śpiewy. Pomimo niesprzyjającej mżawki humor wszystkim dopisywał. Sobotnie przedpołudnie to czas wytężonej pracy. Od rana wszystko szło zgodnie z planem, jednak mniej więcej od godz. 16.30 zaczął tworzyć się mały, bo raptem półgodzinny poślizg czasowy. Sprawił on jednak, że inscenizacja pt. „Legenda o Lechu, Czechu i Rusie” została przeniesiona na niedzielę. Koncert zespołu Percival został wpleciony w samą Koronację Królewską, chociaż zdecydowana większość osób spodziewała się osobnego występu po spektaklu. Jeżeli natomiast chodzi o bardzo widowiskowy pokaz ognia, to prawie wszystko przebiegło zgodnie z planem, jednak zaliczono małą wpadkę. Nie obyło się bowiem bez kilku spalonych włosów u jednej osoby z widowni i wypalonych dziur w dwóch namiotach. Rozkręcone, płonące POI mają niestety rozrzut iskier nawet na kilkadziesiąt metrów.
Największą sobotnią porażką organizacyjną był jednak pociąg Piast, o którym można przeczytać w artykule Totalna klapa, czyli „Pociągiem na Koronację”. Po ukoronowaniu króla przyszła kolej na wieczorną ucztę. Przy rozstawionych na środku placu stołach zasiedli wszyscy uczestnicy zjazdu. Nie da się opisać słowami atmosfery panującej pośród wojów. Nikt dla nikogo nie był obcy. Wszyscy rozmawiali ze sobą jakby znali się co najmniej od kilku lat. Tradycyjnie, oprócz wyśmienitego jadła, na ławach pojawił się również „złocisty napój”. Pod koniec wieczerzy nie obyło się bez kilku rzutów kapustą i resztkami mięsa. Pozwoliło to jeszcze bardziej poczuć klimat średniowiecza. Kiedy wszyscy rozeszli się do swoich obozów śpiewom i opowieściom nie było końca. Niektórzy przez całą noc nie zmrużyli oka. Noc nie była jednak łaskawa dla Słowian. Deszcz zagasił kilka ognisk i rano był problem ze znalezieniem suchego drewna. Namioty płócienne nie należą do nieprzemakalnych, więc co niektórzy lekko zmarzli. Nie zniechęciło ich to jednak do dalszego udziału w imprezie. Niedzielne przedpołudnie podtrzymało nocne opady i z tego powodu został odwołany pokaz konny. Było bowiem zbyt ślisko, żeby konie mogły skakać przez przeszkody. Czas ten został wypełniony przez rzemieślników, którzy opowiadali o swoich stoiskach i tym, czym się zajmują. Odwołano również Baronkę, czyli zapasy wojów. W to miejsce wojowie zaprezentowali szyki bojowe, krąg zdrady i krąg honoru, co było niemniej ciekawe. Pokaz mody z czasów pierwszych polskich władców został zastąpiony przez rozpalanie ognia świdrem. To widowisko przyciągnęło sporą grupę widzów. W rozpalenie ognia wojowie musieli włożyć sporo wysiłku. Prezentacja wojów Bolesława Chrobrego została wyparta przez przełożoną z soboty inscenizację pt. „Legenda o Lechu, Czechu i Rusie”. Niestety podczas jednej z niedzielnych bitew ucierpiał woj z Czech. Został on trafiony przez przeciwnika w hełm i zasłabł na polu walki. Szybka interwencja kolegów oraz ratownika medycznego sprawiła, że obyło się bez wizyty w szpitalu. Nie była to jedyna ranna osoba podczas imprezy, ale rany dłoni, otarcia i siniaki to chleb powszedni dla średniowiecznych wojów. Podczas walki używana jest broń specjalnie stępiona, ale pomimo to ciosy często bywają bolesne. Nikt nie liczył nawet ile tarcz zostało połamanych. O godz. 17.30 rozpoczął się pokaz rycerstwa konnego, który w odbiorze byłby jeszcze lepszy, gdyby nie brak muzyki. Na scenie stroił się przed koncertem zespół R.U.T.A. i z tego powodu organizatorzy wyłączyli muzykę przygotowaną na pokaz rycerski. Sami rycerze, jak i publiczność nie byli zadowoleni z tego faktu. Z tłumu dało się usłyszeć: „Niech jakiś łucznik strzeli w dźwiękowca”, „Rzućcie mieczem w scenę”. Niestety organizatorzy, jak i zespół pozostali nieugięci do końca pokazu, a przecież każdy powinien mieć prawo do bezproblemowego pokazania tego, co przygotował specjalnie na Koronację Królewską. Oprócz ludzi w imprezie uczestniczyły również zwierzęta. Grono „średniowiecznych maskotek” powiększyło się o Zetę – szczeniaka owczarka niemieckiego, którego w prezencie otrzymała Drużyna Książęca Grodu Grzybowskiego. Wojowie już zapowiedzieli, że nowa pociecha będzie uczestniczyła wraz z nimi w zjazdach słowiańskich.
Spore grono Słowian chciało zwiedzić gnieźnieńską Katedrę, bowiem z tego właśnie słynie Gród Lecha, jak i to u stóp tej olbrzymiej bazyliki rozbite były średniowieczne obozowiska. Niestety władze kościelne pozostały nieugięte w kilku kwestiach. Miejski Ośrodek Kultury zwrócił się z prośbą do Wikariusza Biskupiego ds. Ekonomicznych i Finansowych, ks. Kazimierza Kocińskiego o zniesienie opłaty za wejście na wieżę Katedry dla osób biorących udział w zjeździe. W odpowiedzi organizatorzy otrzymali informację, że jest możliwość 20% ulgi. Biorąc pod uwagę fakt, że wejście na wieżę kosztuje 2zł, to 40gr świadczy o hojności gnieźnieńskich duchownych. Pomińmy już to, że od pewnego czasu w Katedrze trzeba płacić za podświetlenie relikwii św. Wojciecha. Drzwi Gnieźnieńskie również przez znaczną część czasu są zamknięte. Koronacja Królewska będącą doskonałą promocją naszego miasta odbywa się w cieniu odpłatnej wieży katedralnej i zasłoniętych drzwi obrazujących życie i śmierć św. Wojciecha. Opiewa to na skandal, ale przecież kościół nie potrafi pójść na ustępstwa lub przyznać się do popełnienia błędu.
Kilka organizacyjnych wpadek nie jest niczym dziwnym podczas tak ogromnej imprezy. Każda z osób przygotowujących Koronację Królewską jest tylko człowiekiem, a wiadomo, że wszyscy popełniamy błędy. Poza tym zawsze wynikną jakieś nieprzewidziane okoliczności, jak chociażby opady deszczu. Należy jednak zauważyć, że organizatorzy świetnie poradzili sobie ze zmianami w programie, bowiem były one praktycznie niezauważalne dla odwiedzających Plac św. Wojciecha.
Jeden komentarz
Fajny pomysł na artykuł. No i znowu widać jacy są księża 😉