Przez miniony weekend u podnóża Katedry odbywało się widowisko historyczne Koronacja Królewska. Ta plenerowa, cykliczna impreza organizowana z dużym rozmachem przyciągnęła tysiące gnieźnian i turystów. Oprócz ukoronowania księcia Bolesława Chrobrego widzowie mogli zobaczyć również m.in. pokaz ognia, korowód historyczny, pokazy jeździectwa oraz spektakle przygotowane przez różne grupy artystyczne.
Od piątkowego popołudnia Plac św. Wojciecha zaczął wypełniać się białymi namiotami wojów słowiańskich. Wszystko za sprawą Koronacji Królewskiej, która rozpoczęła się dzień później, czyli w sobotę o godz. 11.00. Przez całe 2 dni mieszkańcy i turyści, z których znaczna część przybyła do Grodu Lecha właśnie na to widowisko, mogli zobaczyć jak wyglądało życie w osadach za czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Dziesiątki grup zajmujących się odtwórstwem średniowiecznym prezentowało jak przyrządzano jedzenie, szyto ubrania, kuto broń i monety, szyto sieci oraz wytwarzano naczynia. Dzięki Łukaszowi Majerskiemu można było również postrzelać z machin oblężniczych. Królik pieczony nad ogniskiem, wędzony boczek i szynka, kiełbasa z ogniska, chleb ze smalcem i ogórkiem, podpłomyki, ser z koziego mleka – to tylko część menu, które przygotowali Słowianie. Ogromnym zainteresowaniem cieszyła się kuźnia, w której Konna Drużyna Wojów Słowiańskich z Gniezna wykuwała m.in. noże i widelce. O godz. 13.00 z Placu św. Wojciecha wyruszył korowód historyczny. Była to oficjalna inauguracja widowiska. Do średniowiecznego orszaku przyłączyli się m.in.: prezydent Jacek Kowalski, zastępca prezydenta Czesław Kruczek, wiceprzewodniczący Stowarzyszenia Młodych Wielkopolan Stanisław Dolaciński, Radny Miasta Gniezna Bartosz Wojciechowski. Wicestarosta Robert Andrzejewski natomiast brał aktywny udział w imprezie i można było spotkać go w słowiańskim stroju u stóp Katedry. Korowód nie byłby korowodem, gdyby nie konie. To przecież właśnie te zwierzęta orały pola, służyły wojom i rycerzom w bitwach oraz polowaniach, ciągnęły wozy kupców. Korowód prowadziła Chorągiew Rycerska Królewskiego Miasta Gniezna. Tako i Noki natomiast to dwa konie Konnej Drużyny Wojów Słowiańskich pod wodzą Ryszarda i Marii Nitka, które również brały udział w korowodzie. Korowód historyczny przeszedł ulicami Starego Miasta i zatrzymał się na Rynku, gdzie prezydent Jacek Kowalski dokonał otwarcia widowiska. Przywitano wszystkie drużyny, które przybyły do Pierwszej Stolicy Polski. Nie zabrakło również grupy wojów z Czech, którzy (jak się później okazało) wrócili do domu nieco poobijani, ale z uśmiechami na twarzy. Do Gniezna przybył także zakon templariuszy. Nieco „młodsza historycznie” grupa została ciepło przyjęta przez wszystkich wojów.
Tuż po zakończeniu przemarszu ulicami miasta, na Placu św. Wojciecha rozpoczął się pokaz sokolnictwa. Jesteśmy sokolnikami z Dolnego Śląska – mówi Jarosław Fiedziuk. Przywieźliśmy ze sobą 2 jastrzębie: jastrząb Harrisa z Ameryki Północnej i jastrząb gołębiarz, nasz polski raróg oraz dwie sowy: płomykówkę i największą sowę świata – puchacza. Jestem mile zaskoczony. Impreza jest bardzo ciekawa. Widzę, że ludzie potrafią wczuć się w epokę i wkładają w to całe swoje serce. Sokolnicy byli w Gnieźnie również na zeszłorocznej Koronacji Królewskiej. Ich stoisko zawsze cieszy ogromnym zainteresowaniem. Jak sami mówią: „W zeszłym roku, w sobotę tak dużo opowiadaliśmy widowni, że w niedzielę bolały nas gardła”. Sokolników w Polsce jest niewielu i wszyscy bardzo dobrze się znają. Ta grupa ludzi o bardzo oryginalnym zainteresowaniu wykazuje się ogromną cierpliwością, spokojem oraz umiejętnością nawiązania kontaktu z ptakami, którym przecież człowiek tak bardzo zazdrości umiejętności jaką jest latanie.
Kolejnym punktem sobotniego popołudnia była bitwa wojów Bolesława Chrobrego z Prusami i inscenizacja śmierci św. Wojciecha. Bitwa, to ulubiona część każdego zjazdu grup odtwórstwa średniowiecznego. Wojowie wkładają w to wszystkie swoje umiejętności. Sprzęt, który jest pieczołowicie przygotowany przed każdą potyczką można w końcu sprawdzić na polu walki. Jeżeli do tego wszystkiego dorzucimy jeszcze scenkę historyczną pokazującą jak zginął patron Gniezna, to otrzymujemy bardzo interesujące przedstawienie dla publiczności. Dźwięk stykających się mieczy i odgłosy łamanych tarcz słyszane w cieniu Katedry sprawiają, że nawet w centrum miasta można poczuć ducha średniowiecza. Okrzyki bojowe kilkudziesięciu walczących ze sobą śmiałków u niejednej osoby wywołały ciarki na plecach. Starcie dwóch przeciwnych grup, krąg zdrady, krąg honoru, pojedynki jeden na jednego – to tylko niektóre z form walki. Wszystko to działo się nawet kilkadziesiąt centymetrów od widzów. Najważniejsze jednak, że magiczne hasło: „Na pradawnych bogów – niech umarli powstaną” wskrzeszało wszystkich poległych. Na zakończenie każdej bitwy wojownicy zostawiali swoje tarcze, ściągali hełmy i wbiegali z bojowymi okrzykami i bronią gotową do walki w publiczność, która zupełnie się tego nie spodziewała. Grabieżcy porywali kobiety, które czasami można było wykupić. Niektóre trafiały jednak do słowiańskich namiotów. W tym samym czasie na Jeziorze Jelonek pływała już wczesnośredniowieczna łódź. Łódź nazywa się Walet i jest wzorowana na łodzi Orumia II z wykopalisk pod Gdańskiem – mówi Piotr Michalski z grupy Walet. Jednostka jest szersza niż w oryginale – ma 10 metrów długości i 3 metry szerokości. Swój najdalszy rejs łódź odbyła na Morzu Czarnym. Napędzana jest przede wszystkim żaglami. W momentach, kiedy niezbędne jest użycie wioseł do pracy rusza maksymalnie 10 wioślarzy. Nie jest to jednostka wojenna, tylko handlowa. Jest w stanie pomieścić 15 osób z namiotami i całym ekwipunkiem, ale turystów wejdzie ok. 35. Po Jeziorze Jelonek pływało się dość dobrze, ale jedna strona jest nieżeglowna. Na szczęście nie mieliśmy problemów. Łódź ma bardzo dużą wyporność. Jesteśmy z Elbląga i zazwyczaj żeglujemy na zalewie wiślanym. Wypływamy w rejsy, które trwają nawet 3 tygodnie. Niecodzienny widok, jakim była pływająca łódź na gnieźnieńskiej Wenecji na pewno na długo pozostanie w pamięci mieszkańców. To nie jedyna atrakcja przygotowana nad Jeziorem Jelonek. Można było także przejechać się słowiańskim zaprzęgiem ciągniętym przez konia Tako z Konnej Drużyny Wojów Słowiańskich. Noki – drugi wierzchowiec, przewoził natomiast dzieci na swoim grzbiecie na Placu św. Wojciecha.
Średniowiecze to jednak nie tylko swojskie jadło, rzemiosło i bitwy. Zespół Percival zagrał półgodzinny koncert muzyki dawnej.
Jednym z najciekawszych punktów sobotniego programu był pokaz konny przygotowany również przez Konną Drużynę Wojów Słowiańskich z Gniezna. Skoki przez żywą przeszkodę ustawioną z balotów słomy i ludzi oraz skoki przez ogień (które drużyna zaprezentowała po raz pierwszy właśnie na tegorocznej Koronacji Królewskiej) zobrazowały jak dzielni byli nie tylko średniowieczni wojowie, ale także zwierzęta. Ogień i dym to najgorsi wrogowie konia – mówi Ryszard Nitka z Konnej Drużyny Wojów Słowiańskich. Potrzebne są godziny treningu i budowania zaufania pomiędzy wierzchowcem i jeźdźcem, żeby zwierzę wykonało skok przez płonącą przeszkodę. Tego dnia nie zabrakło zajęć dla najmłodszych. W czasie „siedmiu prób wtajemniczenia młodego woja” dzieci mogły spróbować swoich sił m.in.: w potyczkach na równoważni, spacerze na tarczach, kaczych nartach, rzutem do celu. Odbyło się również wiele inscenizacji i scenek teatralnych przygotowanych przez drużyny. Odtwórcami Zjazdu Gnieźnieńskiego była grupa Walhalla z Poznania. Aktorzy pokazali spotkanie Ottona III z Bolesławem Chrobrym. „Kat i skazaniec” to natomiast scenka odegrana przez Grupę Widowisk Historycznych Comes z Gniezna. Słowianie pokazali los łotra, który grabił i oszukiwał niewinnych ludzi. Tym razem do udziału w przedstawieniu poproszono młodszą część publiczności, która rzucała w skazańca warzywami. Z równie dużym zainteresowaniem i z niemniejszą dozą humory odegrano scenkę „Mistrz Miecza”, która wywołała salwy śmiechu na widowni. Wśród przybyłych gości i odtwórców była Drużyna Książęca Grodu Grzybowskiego. Pogoda dopisała, może nie świeciło słońce ale nie padało – mówi Olga Dzierżyńska z Towarzystwa Przyjaciół Grodu Grzybowskiego, członek Drużyny Książęcej Grodu Grzybowskiego. W tym roku przybyło do Gniezna dużo odtwórców, jednak nie wszyscy z tej samej epoki. Uważam, że jeżeli odtwarzamy jakiś okres, w tym wypadku koronację Bolesława Chrobrego, to wszystkie kramy i wszyscy odtwórcy powinni był właśnie z tego okresu. Tym razem było trochę inaczej. Niepowtarzalny klimat jednak pozostał i wszyscy się w to wpasowali. Jedyny niesmak pozostawił po sobie specjalny pociąg, który chyba specjalnie się spóźnił. Nasi wojownicy mieli eskortować turystów, którzy prawie 3 godziny czekali na przyjazd pociągu na gnieźnieńskim dworcu. Organizuję podobną imprezę Grzybowie i wiem jednak, że czasem względy techniczne nie są do przewidzenia i zdarzają się niemiłe niespodzianki. Jako uczestnicy pomijamy jednak organizację, bo to nie jest dla nas istotne. Jeździmy dlatego, że mamy grono znajomych, możemy spotykać fajnych ludzi. To są nasze imprezy, nasi ludzie, nasze środowisko i bardzo dobrze się tu czujemy.
O godz. 20.00 nadszedł czas na główny punkt programu – Koronację Królewską księcia Bolesława Chrobrego. Na scenie będącej repliką średniowiecznego namiotu grupa teatralna Walhalla z Poznania. zaprezentowała jak według historycznych zapisów ukoronowano pierwszego króla Polski. Przedstawienie będące odtwórstwem jednego z najważniejszych wydarzeń w dziejach naszego państwa, przyciągnęło liczną widownię. Kiedy król został ukoronowany, skończyła się uczta i składanie darów od przywódców plemion, przyszła kolej na pokaz ognia w wykonaniu grupy pod kierownictwem Sławomira Uta. W Gnieźnie nie raz gościliśmy już grupy zajmujące się „władaniem” tym niebezpiecznym żywiołem. Rzadko kiedy mieszkańcy mogli zobaczyć widowisko trzymające w napięciu do samego końca. Pokaz, który rozpoczął się spokojnie i zapowiadał się na stonowane kręcenie POI, zamienił się w show, jakiego Pierwsza Stolica Polski nie widziała przynajmniej przez kilka lat (o ile kiedykolwiek coś takiego miało miejsce w Gnieźnie). Plucie ogniem, strzelanie płonącymi strzałami do zapalających się filarów oraz tarcz noszonych przez ludzi, ekstremalne kręcenie POI wywołujące deszcz iskier, kucie żelaza z kilkumetrowym rozbryzgiem iskier, a na zakończenie płonące liny w ramach podziękowania publiczności za gromkie, w pełni zasłużone brawa. Pokaz ognia odbył się po raz drugi o godz. 21.00 na gnieźnieńskim Rynku. Tym samym sobotnia część Koronacji Królewskiej przeszła do historii. Niedziela rozpoczęła się od opadów deszczu. Mimo to nie brakowało ludzi, którzy przyszli zobaczyć jak wyglądało życie ponad tysiąc lat temu w Pierwszej Stolicy Polski. Drugi dzień Koronacji Królewskiej był podobny do pierwszego. Konna Drużyna Wojów Słowiańskich w swojej kuźni przygotowała pokaz wykuwania miecza, który przyciągnął najliczniejszą widownię. Nie co dzień można bowiem zobaczyć jak powstawała broń, która jest symbolem męstwa, walki, wojny i służyła rycerzom przez całe średniowiecze. Na scenie i przed sceną pokazano spektakle: „Porwanie niewolnic”, „Osiem żon Mieszka I” i „Dawno, dawno temu…”. Niestety deszcz zmusił organizatorów do zmiany programu i m.in. pokaz konny został odwołany ze względów bezpieczeństwa. Było bowiem zbyt ślisko, żeby jeźdźcy mogli skakać przez przeszkody. Tradycyjnie największym zainteresowaniem, szczególnie młodszej części publiczności, cieszyły się bitwy. Tym razem zaangażowano w nie również kilkoro dzieci, które przy duchowym wsparcie nielubianego przez wojów templariusza, bez problemu pokonały cały oddział. W niedzielne popołudnie rozegrany został również Turniej o miecz Bolesława Chrobrego. W sobotnich eliminacjach wzięło udział 24 śmiałków. Do ścisłej czołówki dostało się tylko 6 wojów, którzy walczyli w niedzielnym półfinale. Byli to: Borys, Jędras, Egil, Myszy, Indian i Grimmar. Wygrywał ten, który jako pierwszy trafił przeciwnika trzy razy. W finałowej potyczce w szranki stanęli Egil i Grimmar. Tym razem walka trwała do pierwszych pięciu trafień. W ten oto sposób najlepszym wśród wojowników i tym samym zdobywcą Miecza Bolesława Chrobrego okazał się Egil. Nagrodę wręczał zastępca prezydenta Czesław Kruczek. Druga nagroda, którą wręczał dyrektor MOK-u Paweł Kostusiak, powędrowała w ręce Grimmara. Wśród słowiańskich namiotów swoje obozowisko miało również Muzeum Początków Państwa Polskiego. Nasze stoisko opiera się właściwie na tym co robimy na co dzień – mówi Magdalena Robaszkiewcz z działu promocji MPPP. Są to warsztaty pisania piórem, wybijanie monet, gry planszowe, kręgle, robienie stempelków i sakiewek.
Pomimo odwołanych pokazów konnych Wojów Słowiańskich swoje umiejętności pokazała Chorągiew Rycerska Królewskiego Miasta Gniezna. Już po raz piąty bierzemy udział w Koronacji Królewskiej – mówi Tadeusz Nitka. W swoim pokazie konnym będziemy demonstrować bitwy (atak z kopią na saracena), zbieranie pierścieni, podnoszenie chusteczki. Są to trudne konkurencje wymagające od koni i jeźdźców dużych umiejętności. Co roku wprowadzamy nowe elementy. Takie hobby jest bardzo kosztowne. Pełna zbroja to koszt ok. 7-8 tys. zł. Wczoraj byliśmy na pokazie na zamku w Gniewie. Trenujemy dużo, nastawiamy się głównie na potyczki rycerskie. Największe emocje publiczność przeżyła jednak podczas ścinania głowy rycerza, którą tradycyjnie zastąpiła kapusta wbita na pal. Rycerze atakowali w pełnym galopie na raz z obydwu stron. Każdorazowe ostateczne ścięcie „głowy” nagradzane było gromkimi brawami. Po pokazie wicestarosta Robert Andrzejewski mianował i wręczył miecz rycerzowi, który odbył najwięcej wypraw na pola grunwaldzkie.
Konny pokaz rycerstwa był ostatnim spotkaniem z wojami podczas tegorocznej Koronacji Królewskiej. O godz. 18.00 na scenie wystąpił zespół R.U.T.A. Ciekawe połączenie muzyki etnicznej i hard core idealnie pasowało do klimatu imprezy. Zespół zagrał utwory o buncie, nadużywaniu władzy przez monarchów oraz duchownych, które niestety cały czas są aktualne. Zarówno turystom jak i odtwórcom spodobała się ta szczypta soli dodana przez zespół R.U.T.A do przesłodkiej dwudniowej Koronacji Królewskiej. Muzyka, którą zaprezentował zespół była świetnym zakończeniem dwudniowego widowiska plenerowego. Mamy nadzieję, że za rok organizatorzy równie profesjonalnie przygotują tą imprezę.
Nasza Redakcja Serdecznie Dziękuje Konnej Drużynie Wojów Słowiańskich za ugoszczenie naszych dziennikarzy.
2 komentarze
Te słowianki urodą nie grzeszą…
Przeczytalam caly artykul i bardzo zaluje ze nie bylam. Na pewno za rok pojde