2 października odbył się pierwszy tegoroczny bieg św. Huberta. Tradycyjnie organizowali go Państwo Bieleccy oraz ich klub jeździecki Eskado. Był to jubileuszowy, dziesiąty Hubertus w stadninie przy ul. Elizy Orzeszkowej. Pogoda dopisała, jednak nie obyło się bez poważnego wypadku.
Sobotnia gonitwa zaczęła się o godz. 13.00 na terenie gospodarstwa Państwa Bieleckich. Koni, jeźdźców i kibiców nie brakowało. Przybyłych gości przywitał Krzysztof Bielecki, który również jechał konno. Organizatorzy dla osób, które nie zmieściły się na bryczkach lub nie jechały wierzchem przygotowali dwie przyczepy ciągnięte przez traktory. Nie brakowało kibiców, którzy za wszelką cenę chcieli zobaczyć skaczące konie i wybrali się w teren samochodami, co często bardzo przeszkadzało jeźdźcom. Niestety staje się już to tradycją wszystkich gnieźnieńskich hubertusów. W terenie były przygotowane przeszkody dla uczestników biegu. Czołówka jeźdźców miała okazję poskakać, ale ci, którzy jechali na końcu nie mieli tyle szczęścia, ponieważ większość przeszkód została strącona. Fotografowie, którzy chcieli złapać konie w locie nad przeszkodami często nie byli w stanie dogonić swoich bryczek. Pozostała im jazda w innym pojeździe napędzanym przez konie mechaniczne. Pierwszy dłuższy postój odbył się przy wigwamie w Cielimowie. Tam jeźdźcy mieli czas, żeby najeść się i napić. W międzyczasie doszło jednak do wypadku. Koń, który zerwał pasy w bryczce uciekł w kierunku ulicy Wrzesińskiej i tam wpadł pod dwa samochody. Zdarzenie skończyło się tragicznie dla zwierzęcia. W jednym z Albumów Artykułu publikujemy kilka zdjęć z tego wypadku. Fotografie te postanowiliśmy opublikować głównie ku przestrodze kierowców, którzy często nie zdają sobie sprawy z tego jak niebezpieczne jest zderzenie z koniem i nawet nie zwalniają przejeżdżając obok jeźdźców. Poza koniem ucierpiał woźnica pechowej bryczki, który został kopnięty przez konia. Powożący ze złamanymi żebrami trafił do szpitala. Po postoju wszyscy udali się dalej w głąb poligonu w Cielimowie, na którym odbyła się pogoń za lisem. W tym roku zaszczyt uciekania z lisią kitą przypadł Arkadiuszowi Dietrichowi ze Stajni Kalina. Szczęśliwym nowym nabywcą hubertusowego trofeum został jego brat, Piotr Sokołowski. Podczas gonitwy nikt nie spadł, jednak w sumie swoje konie gonili trzej jeźdźcy. Pierwszym, który musiał przymusowo lądować na twardej ziemi był Krzysztof Bielecki, któremu pękło puślisko. Na szczęście na taką okoliczność były przygotowane inne osoby, które użyczyły organizatorowi puśliska. Jak zwykle przekrój koni i umiejętności jeździeckich był bardzo duży. Podobnie było wśród bryczek i powożących. Przedstawiciele naszej redakcji dzięki uprzejmości pana Franciszka Feli mogli podziwiać całą gonitwę z perspektywy bryczki ciągniętej przez piękne konie fryzyjskie. Niestety nie każdy powożący wykazywał się takim doświadczeniem i rozsądkiem jak nasz woźnica. Przez brawurę i niefrasobliwość doszło do nieprzyjemnego incydentu, w którym dwa siwe konie ciągnące zielony wóz wjechały w dwóch jeźdźców: naszego Redaktora Naczelnego oraz policjanta z gnieźnieńskiego Wydziału Ruchu Drogowego. Jeden z koni odwdzięczył się dwoma solidnymi kopnięciami. Na szczęście nikt nie ucierpiał. Organizatorzy zawsze starają się wyeliminować tak nieodpowiedzialne osoby z grona uczestników biegu, jednak nie zawsze się to udaje ze względu na dużą liczbę gości. Po gonitwie wszyscy udali się z powrotem na ul. E. Orzeszkowej. Dzielne konie dostały zasłużoną marchewkę. Jeźdźcy, poza wspomnieniami i czasem kilkoma siniakami, wynieśli z gonitwy św. Huberta tradycyjne flo. Na zakończenie wszyscy wykonali rundę honorową. Po zejściu z koni jeźdźcy mogli rozgrzać się gorącą grochówką i zupą gulaszową. Wieczorem odbyła się impreza, która trwała do późnych godzin nocnych. Na tych spotkaniach można podzielić się wrażeniami z gonitwy, potańczyć i wypić kieliszek…wina. Był to jubileuszowy, 10 hubertus w klubie Eskado. Brało w nim udział 87 koni, które jechały wierzchem oraz 8 bryczek. Organizatorom serdecznie gratulujemy i życzymy kolejnych 10 lat!
Do takich sytuacji nie doprowadza młodzież, lecz starzy rutyniarze.
women on
Żałosne… To się nazywa wspaniała zabawa? Dochodzi do wypadku, ginie koń, poszkodowani trafiają do szpitala. Brawura i brak wyobraźni, o mały włos nie doprowadziła do kolejnego nieszczęścia (brak panowania nad zaprzęgiem) i organizator nie podejmuje decyzji o zakończeniu biegu? Jak można tak lekceważyć ludzkie życie? W biegu uczestniczyły również osoby nieletnie, co wnioskuje ze zdjęć. Od wielu lat uczestniczę w tego typu imprezach organizowanych przez inne kluby; gdzie obowiązuje duża dyscyplina.
2 komentarze
Do takich sytuacji nie doprowadza młodzież, lecz starzy rutyniarze.
Żałosne… To się nazywa wspaniała zabawa? Dochodzi do wypadku, ginie koń, poszkodowani trafiają do szpitala. Brawura i brak wyobraźni, o mały włos nie doprowadziła do kolejnego nieszczęścia (brak panowania nad zaprzęgiem) i organizator nie podejmuje decyzji o zakończeniu biegu? Jak można tak lekceważyć ludzkie życie? W biegu uczestniczyły również osoby nieletnie, co wnioskuje ze zdjęć. Od wielu lat uczestniczę w tego typu imprezach organizowanych przez inne kluby; gdzie obowiązuje duża dyscyplina.