W piątek w gnieźnieńskim Klubie eSKa odbyło się spotkanie przedstawicieli klubu z Wrzesińskiej 25 z kibicami. Poruszonych zostało na nim kilka tematów, ale sympatyków czerwono-czarnych interesowała przede wszystkim aktualna sytuacja ich ulubieńców w Enea Ekstralidze. Trener Stefan Andersson mówił, że mimo wszystko nadal wierzy w pozostanie zespołu z Pierwszej Stolicy Polski w gronie najlepszych.
Szwed odniósł się również do tematu gnieźnieńskiego tory, który w dalszym ciągu nurtuje kibiców. Tor musi być przygotowany pod zawodników, tak aby w miarę możliwości wszystkim pasował – podkreślił. Póki co, jestem zadowolony z pracy naszego toromistrza. Oczywiście, bariera językowa sprawa mi jeszcze problemy, ale generalnie słucha on moich uwag.
Prezes Arkadiusz Rusiecki zabrał głos w sprawie, która ostatnio wzbudza sporo kontrowersji wśród mieszkańców Grodu Lecha. Chodzi o dofinansowywanie klubu z miejskiego budżetu, co ma miejsce już od kilku sezonów. Spotykamy się z tym niemal na co dzień. Nawet kibic, który średnio interesuje się klubowym budżetem, doskonale wie, jakie jest wsparcie ze strony miasta. Jest to kwota pięciuset tysięcy złotych – co trzeba podkreślić – brutto. Pierwszy raz w historii otrzymaliśmy środki na zasadzie przetargu, do którego stanęliśmy jako jedyni i siłą rzeczy wygraliśmy go. Została sporządzona umowa, na podstawie której fakturujemy miasto, bo wykonujemy dla niego usługę promocyjną, oczywiście, razem z podatkiem VAT. Wsparcie finansowe wynosi więc w tym momencie nieco ponad czterysta tysięcy. W roku ubiegłym, jeżdżąc w pierwszej lidze, dysponowaliśmy kwotą wynoszącą trzysta tysięcy, a cały budżet oscylował w granicach trzech milionów. Teraz musieliśmy go podwoić, a te sto tysięcy złotych więcej odzwierciedla rzeczywistość, w jakiej funkcjonujemy. Wśród działaczy sportowych w naszym mieście panuje opinia, że w Gnieźnie nie ma sportu poza żużlem, bo wszystkie pieniądze bierze Start. Pytamy wówczas: ilu z nich jest w stanie, dostając kilkanaście procent swojego budżetu, znaleźć całą resztę? Dla niektórych taka dotacja to nawet sto procent budżetu! Dla nas to jest osiem procent. To jest pewien mit, który trochę nas boli, ale mam świadomość tego, że jesteśmy największym klubem i wytyka nam się potknięcia. Warto wspomnieć również, że utrzymujemy obiekt, na którym startujemy. Nie płacimy pełnej stawki za godziny treningowe, bo wszystkie gnieźnieńskie kluby mogą korzystać z obiektów sportowych za przysłowiową złotówkę, w tym i my. Za wszystko inne, na przykład biura, szatnie czy czynsze, płacimy normalne sumy – mówił sternik.
Po zakończeniu spotkania istniała, rzecz jasna, możliwość indywidualnych rozmów z poszczególnymi osobami związanymi z klubem. Oprócz Anderssona i Rusieckiego pojawił się także Dariusz Imbierowicz, Marcin Śliwiński i Matej Zagar.
tekst: www.start.gniezno.pl
foto: (Buk)
foto: (Buk)