Na drodze krajowej S5 doszło do poważnego wypadku, w którym uczestniczył autobus oraz samochód osobowy. W wyniku wypadku w autobusie uwięzionych zostało 20-stu pasażerów. W akcji uczestniczyło ponad 20-stu strażaków oraz kilka Zespołów Ratownictwa Medycznego.
Na szczęście ten czarny scenariusz to tylko ćwiczenia gnieźnieńskiej straży pożarnej oraz ratowników medycznych. We wczorajszych ćwiczenia udział brało 15-stu strażaków z gnieźnieńskiej Jednostki Ratowniczo – Gaśniczej, Ochotniczej Straży Pożarnej z Łubowa i Niechanowa oraz ratownicy z gnieźnieńskiego Zespołu Ratownictwa Medycznego. Zadaniem ratowników było uwolnienie 20-stu poszkodowanych, którzy zostali uwięzieni w autobusie oraz samochodzie osobowym. Dzisiejsze ćwiczenia symulują wypadek na drodze krajowej S5 – mówi zastępca komendanta PSP w Gnieźnie st. kpt. Bartosz Klich z Komendy PSP w Gnieźnie. Na miejsce zdarzenia sukcesywnie przyjeżdżają kolejne zastępy ratownicze, które przejmują działania i rozbudowują całą akcję mając na celu jak najszybsze udzielenie pomocy osobom poszkodowanym. Dzisiejsze ćwiczenia bardziej nazywamy warsztatami. Kładziemy nacisk na dobrą, precyzyjną i solidną współpracę. Czas dzisiaj jest czynnikiem mniej nas wiążącym. Ćwiczenia są zorganizowane po to, by skoordynować, dopracować współpracę na spokojnie. W ćwiczeniach wzięło udział 20-stu statystów, którzy uczestnicząc w wypadku jako pasażerowie autobusu, musieli nauczyć się swoich obrażeń i objawów jakie im towarzyszą, na pamięć. Ratownicy, którzy pomagali im wydostać się z autobusu musieli rozpoznać, co dolega poszkodowanym. Problem w tego typu wypadku jest z wydobywaniem poszkodowanych, gdyż autobus jest przewrócony na bok, w środku są dwa rzędy siedzeń i jeden poszkodowany leży na drugim, ponieważ w autobusach nie są stosowane pasy bezpieczeństwa – mówi dowódca JRG w Gnieźnie st. kpt. Krzysztof Kapciński. Problem jest w tym, żeby pomiędzy tymi siedzeniami dotrzeć do poszkodowanych. Niektóre siedzenia trzeba poodcinać, poodginać, dostać się do poszkodowanego, ustabilizować go i wtedy dopiero włożyć na deskę. Zanim jednak ratownicy mogli bezpiecznie pracować w środku pojazdu trzeba było ustabilizować autobus, który w każdej chwili mógł się zsunąć dalej. Podczas podobnych katastrof w ruchu lądowym lub wypadkach masowych procedura pomocy jest inna niż podczas wypadków, w których uczestniczy kilka samochodów osobowych. Pierwszy Zespół Ratownictwa Medycznego, który przyjeżdża na miejsce takiego wypadku masowego, np. z udziałem autobusu, tak na prawdę nie leczy. Następuje podział ratowników medycznych na lidera – osobę, która segreguje poszkodowanych i osobę, która organizuje punk medyczny. Segregacja poszkodowanych polega na tym, że trzeba dostać się do nich i ustalić, który potrzebuje natychmiastowej pomocy i ewakuacji, który może być ewakuowany jako następny, a który jest w stanie wyjść o własnych siłach. Podczas ćwiczeń wykorzystywano specjalne opaski, dzięki którym strażacy wyciągający poszkodowanych z autobusu wiedzieli, którzy pasażerowie będą ewakuowani w pierwszej kolejności. Takie ćwiczenia wspólne ze strażakami powodują to, że współgranie w sytuacjach takich prawdziwych, jeżeli doszłoby do takiego wypadku czy katastrofy w ruchu lądowym, jest bardzo ważna i tego dzisiaj się tu uczymy – mówi ratownik medyczny Piotr Kordek. Są to trochę inne systemy: system strażacki i system ratownictwa medycznego. Na takich ćwiczeniach możemy się razem spotkać i razem poćwiczyć i zobaczyć jak te elementy razem współgrają. Nasza współpraca w realnych warunkach jest coraz lepsza, dogrywamy się na realnych sytuacjach. Kiedyś to wyglądało różnie, teraz jest znacznie lepiej. Ćwiczenia trwały ok. 2-ie godziny. Jak podkreślał st. kpt. Bartosz Klich mogli je wykonać m.in. dzięki firmie Szoszorek z Trzemeszna, która pomogła przetransportować autobus oraz również czuwała nad bezpieczeństwem ćwiczeń. Współpraca ratowników medycznych i strażaków podczas ćwiczeń układała się bardzo dobrze.